Pro memoria
„To my, ziemi naszej sól” – śpiewał z gitarą Leszek, i było to ponoć najlepsze wykonanie „Proletariatu” jakie słyszał świat. A przynajmniej najlepsze jakie słyszały „Stare Topory” w czasach gdy jeszcze żaden z nich nie wiedział czym staną się Topory, i długo przed tym zanim, którykolwiek z Nich pomyślał o sobie „stary”.
„Znowu idziecie na te wasze Topory” powiedział Leszek kiedy banda znowu zrywała się z lekcji i szła do bunkra łoić w „KaCeTy” czy „Łorhamca”. Leszek nie wiedział, jak wiele i dla jak dużej liczby ludzi, będzie znaczyło słowo Topory wiele lat później.
„Tańczą diabły w koło ogniska, pająk mocniej sieć zaciska” śpiewał Rafał wywijając pogo w koło ogniska. A jak Ed pogował to cały świat pogował. I myśmy pogowali z nim.
„Bomba bejbe, srut-turu” mawiał Ed na rozlicznych zakrapianych jabolem imprezach. Nie wiedział jak wielu ludziom będzie brakować tego „Bomba bejbe”, tego legendarnego „prasowania zbroi na piętrze” albo „sorry, nie mogłem go zastrzelić, zapomniałem, że nie mam strzał… ani łuku”.
Leszek był świetnym kompanem do pieśni i wypitki. Ze swoją nieodłączną gitarą, ze swoim zawadiackim urokiem, ze swoją charyzmą, był duszą towarzystwa. Tak widziałem go ja, który byłem ledwie jego dalekim znajomym. Leszek nade wszystko był osobowością.
Rafał był jak żywioł. Zawsze wszędzie było go pełno. Nieustannie gdzieś się włóczył w swojej nieodłącznej koszulce Sex Pistols. Wszędzie gdzie wchodził wywoływał uśmiech na twarzach obecnych. Na każdej imprezie wiódł prym. Był prawdziwym punkiem. Teraz już takich nie robią.
Leszek z Rafałem odeszli zbyt wcześnie. Nie zorientowaliśmy się w porę, że coś w nich pękło, że coś jest nie tak. Nie potrafiliśmy im pomóc. Powiesili się w odstępie niecałego miesiąca od siebie. Dla mnie to był koniec dzieciństwa. Koniec kurwa żartów.
Żaden z nich nie był nigdy moim bliskim przyjacielem. Zawsze przemykali gdzieś na granicy, byli uśmiechniętymi i charakterystycznymi twarzami w anonimowym tłumie.
Obaj jednak nieśli ze sobą coś jakby światło. Dzięki nim świat wydawał się ciekawszym, piękniejszym miejscem. Gdy ich zabrakło dni stały się bardziej szare.
Nie jestem w stanie zamknąć życia człowieka w tych kilku akapitach. Zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele do przekazania. Piszę te słowa z potrzeby serca. Jeśli też macie taką potrzebę, dopiszcie się.
4 lipca 2008
Maciej Winnicki