B. dobry opis, wszedłeś mi na ambicję z tą "kilkunastosesyjną intrygą", dowiedz się, że pisząc nieopatrznie te słowa spłodziłeś demona
(Tatary wiedzą o co biega, pzdr. dla Little'a
)
Prozac - 70 PD.
Nadchodzi czas, by usiąść nad waszymi rozwinięciami, drużyna się rozochociła...
P.S. Za Oscara serdecznie dziękuję
, wolałbym jednak płytki z wiadomymi filmikami, o których raczyłeś zapomnieć 8)
----------------
Wczoraj odbyła się na Tatarze sesja w WFRP w składzie (hierarchicznie):
Gary – MG
Sąsiad – kapral I. Bolder (dowódca, kilkakrotnie odznaczany i degradowany)
Banan – Święty (starszy szeregowy, lubujący się w bólu psychopata, masochista z pejczykiem, były Morryta)
Cichy – Cichy (starszy szeregowy, zimnokrwisty morderca, człowiek do zadań specjalnych)
Drwiciel – Młody (szeregowy, świetny ranger, wali liście sanitariuszom, debil)
Martyna – Nowa (jedyny nie-człowiek w oddziale, niezła elficka dupa, dobrze gotuje i rodzi dzieci na poczekaniu)
Adres: 13 kompania lekkiej jazdy księstwa Ostlandu II pluton zwiadu 3 dywizji piechoty.
Pierwsza część sesji obejmowała perypetie obozowe przed wyruszeniem na ważną misję, które niektórzy gracze określili jako patologię, natomiast Tatary bardzo dobrze się bawili
Dość powiedzieć, że ostatecznie wyruszyliśmy z dwoma rannymi członkami ekipy, którzy jeszcze rano w dniu wyprawy byli całkowicie sprawni (powody - karotkofobia pewnego konia oraz liść wymierzony sanitariuszowi, który przypadkiem okazał się być Ninją). Poza tym w domu wszyscy zdrowi.
Po stoczeniu zwycięskiej potyczki z kilkoma pogranicznymi obwiesiami i torturach w mrowisku wyruszyliśmy zgodnie dalej. Problemy rozpoczęły się, gdy dotarliśmy do linii lasu, o którym krążyły dziwne opowieści. Legendy, plotki i podania potwierdziły się, a nocne wydarzenia oceniam jako jedne z najbardziej klimatycznych, w jakich kiedykolwiek miałem okazję wziąć udział, za co największe wyrazy uznania należą się będącemu w świetnej formie Gary’emu, jak również wszystkim graczom, którzy w pełni utożsamili się z postaciami i odgrywali je adekwatnie do sytuacji, co stworzyło atmosferę nieomalże psychodelii, nieustannego poczucia zagrożenia i nastroju permanentnego, dławiącego gardło strachu. Dzwony świątynne niosące się po mrocznym lesie (słyszane tylko przez niektórych), senne wizje znajdujące refleks w rzeczywistości, otulająca dolną partię puszczy mgła, wyruszenie w środku nocy do znajdującej się ponoć w pobliżu osady – towarzyszyło temu proste acz niezwykle skuteczne przejście na oświetlanie metodą woskową przeplataną z całkowitym wyciemnieniem, co przyniosło świetny efekt. W trakcie podążania ścieżką kolejno znikali poszczególni członkowie oddziału, po czym po jakimś czasie pojawiali się ponownie, niekiedy wraz ze... swoimi małymi dziećmi proszącymi o pójście do wioski. Podczas tych okresów rodzicielskich świadomość żołnierzy była całkowicie podporządkowana nowej sytuacji, a gdy po jakimś czasie wracały ich „stare” wersje, nie pamiętali niczego, co sprawiało, że nie sposób było przedsięwziąć żadnych działań zapobiegawczych, nikt nie wiedział bowiem, czy i kiedy przyjdzie jego kolej. Najlepszym (wg mnie) momentem był etap, gdy idąca ścieżką grupa skurczyła się do trzech osób prowadzących konie, idących w całkowitej ciemności (pochodni nie dało się zapalić), i kapral wydał nakaz o meldunkach w odstępie 15 sekund:
...kapral Bolder... ...Święty... ...Cichy...
...kapral Bolder... ...Święty... ...Cichy...
...kapral Bolder... ...Święty... ...Cichy...
...kapral Bolder... ...Święty... ...Cichy... ...Młody...
Wspaniały nastrój, krew nagle ścina się w żyłach, potem Nowa stojąca przy ścieżce ze swoim dzieckiem...
O trzeciej nad ranem czasu tatarskiego dotarliśmy do opustoszałej osady i na tym sesja się zakończyła. Spotkanie bardzo udane, mozaika ekipy Tatarów, Cichej Pary
i przedstawiciela Padawanów. Największe brawa, podkreślam jeszcze raz, dla Misia Gary’ego – pauzy w Rumunii dobrze mu służą
P.S. Szkoda nawet trochę opisywania założeń scenariusza, bo inni już nie pograją, ale cóż – II pluton zwiadu to nie miejsce dla mięczaków. My być pro.
P.S. 2 Serdeczne dzięki dla Podczahów za gościnę, szczególnie Little’a za bieganie w te i z powrotem.
edit: Martyna rzecz jasna, nie Ania
Nie wyspałem się
---------------
Lustria (WFRP)
Squad:
Sąsiad – MG
Podczah – Ralf (halfling wojownik, bogacz)
Kacper – Mark (siłacz, bogacz, lubi nokautować „liśćmi” piratów i tragarzy)
Rijel – bakałarz (chciałem jechać do Lustrii, to mnie wzięli)
Little – Alex (kapłan Taala, ma kłopoty z PM-ami)
Sadam – Mesil (sternik i treser papug)
Drwiciel – Mercwind (elf czarodziej, udaje mu się rzucić dwa czary na dziesięć prób)
Sesja warta wspomnienia z uwagi na bardzo niską częstotliwość zbierania się ekipy. Udało się przynajmniej w miarę miło podsumować wakacje, choć scenariusz został ledwie liźnięty. Dobrą wiadomością jest to, że wyprawa zdecydowała się wreszcie wyruszyć z portu La Paz, zabierając tragarzy, parobków, muły, osły i wielkie nadzieje. Po spotkaniu z krokodylem, nauczeniu papugi kilku niecenzuralnych wyrażeń i stracie nieomal połowy oddziału w napadzie rozbójniczym podróżnicy dotarli do wioski tubylców, gdzie skradli wodzowi duszę za pomocą lusterka. Wódz wykazał się małym zrozumieniem dla takich żartów i cenną dla siebie jaźń kazał zwrócić, co też podróżnicy uczynili zbijając lusterko. Wtedy twarz wodza wyprostowała się w uśmiechu i wszelkie uprzedzenia ulotniły się, ustępując atmosferze braterstwa, dozgonnej przyjaźni i namiętnego wymieniania się podarkami z całkiem niezłym dla drużyny kursem. Po wieczornej uczcie i całonocnych tańcach drużyna opuściła gościnną osadę i na tym zakończyliśmy, wybiła bowiem druga, a część ekipy jest z klasy pracującej.
Sesja ogólnie dość udana, choć nie pamiętam swojej sesji, na której działoby się tak niewiele. W sumie osiągniemy ciekawy kontrast, bo na kolejnej wypadki znacznie przyspieszą 8) – mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda się ponownie zebrać cały skład.
Wódz zniknął w otworze...
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".