Myslę że wato tu zmieścić taki temat, bowiem napewno znajdzie się kilka osób które zechcą poczytać i zamieścić swoje opowieści z tych naszych już mocno spaconych umyslów. Na poczatek dam swoje spacone opowiadanie.
„Początek”
No i stało się, krasnolud zrobił się zielony, a to tylko dlatego że jego żołądek nie znosi bujania łodzią, nawet gdy sobie przypomni ile razy musiał postawić nogę na jakimś pokładzie statku czy też nawet na zwykłej łodzi, zbiera mu się na wymarsz strawy z żołądka w górę, i za każdym razem gdy schodzi na twardy grunt całuje ziemię jakby była błogosławiona. No ale dosyć już o tej przypadłości, czas przedstawić naszego bohatera. Jak już słyszeliście jest krasnoludem, dosyć mizernym jak na tą rasę , jest chudym, niezbyt umięśnionym osobnikiem, w niewielkim stopniu jego twarz była podobna to ludzkiej, trzy cechy dawały znać tym fakcie. Jego szczuplejszy nos, większe oczy i nad wymiar jego broda nie była tak bujna jak u reszty pobratymców. Chodził w związanych w kucyk włosach, broda upleciona w mizerny warkocz, w którym umieścił złoty gruby pierścień ze znakami rodowymi, ubrany w skórzane spodnie, wytarte rękawice, a na ramionach spoczywała niedźwiedzia skóra. Przy pasie mała kusza i bełty, a na plecach dwusieczny.
Pewnie się zastanawiacie czemu ten krasnolud wygląda tak jak wygląda, otóż jest to bardzo wyjątkowy o imieniu Fargo, będąc młodzieniaszkiem mieszkał ze wszystkimi braćmi, siostrami, wujkami, ciotkami, rodzicami i w ogóle całą swoją rodziną w kopalniach Zaltan, które znajdowały się pod góra Irigi w królestwie Brangot. Mieszkał tam, ale nie by tak pracowitym krasnoludem, wręcz można rzec że jak tylko miał okazję, dawał nogę z miejsca pracy, za każdym razem gdy uciekał, wychodził na zewnątrz i wędrował przy górze pod która mieszkał. Był niepoprawnym marzycielem, nie potrafił nawet na chwile przestać myśleć o tym ile rzeczy jest jeszcze do odkrycia, ile cudów na tym zakątku jest do obejrzenia, zawsze interesowało to Fargo bardziej niż odkrywanie kolejnych kruszców w kopalniach, wolał odkrywać zupełnie w odwrotna stronę niż jego cała rodzina.
I teraz już wiadomo czemu jest taki a nie inny, to ciągłe wymigiwanie się od pracy nie wyrobiło mu mięśni twardych jak granitowe skały, i twarzy strudzonego kopacza.
A więc z każdym nowym dniem jak tylko mu się udało wychodził z kopalni i wędrował dookoła góry. Napotykał tam ludzi, orków, elfy też, ale te bardzo żadko. Każdy który spotkał go na swojej drodze i zamienił z nim słowo, dziwił się że Fargo Ne jest tak silnie związany z tradycja kopacza, jak jego bracia i cała rodzina, zawsze od kiedy pierwszy raz ujrzał błękit nieba, zapragnął oglądać to co na zewnątrz, i odkrywać to co nie poznane. Długo trwało już to w jaki sposób spędza codziennie, no prawie codziennie czas. Aż niemożliwe żeby pozostał niezauważony, w końcu jeden z braci postanowił obserwować jego poczynania, i to w jakim celu znika na cały dzień, aż odkrył co tak fascynuje brata w tych ucieczkach ukratkiem. Postanowił opowiedzieć o tym ojcu, na ojciec bez wielkiego zaskoczenia zmyślił się i podziękował za wiadomość.
Następnego dnia jak tylko się przebudził, ujrzał obok swojego łóżka wyprawkę w postaci plecaka prowiantu na dłuższy czas i niezbędnego ekwipunku by mógł przeżyć samotnie. Z wielkim zdziwieniem w oczach nie wiedział co ma zrobić, ale wszelkie wątpliwości rozwiały się kiedy ojciec wszedł do pokoju i rzekł
-No i na co Ty jeszcze czekasz ?! Przecież widzę że aż się palisz aby się ubrać, zabrać ekwipunek i wyruszyć w nieznane !
Na co Fargo odpowiedział
-Ojcze ale jak się dowiedziałeś, jak się domyśliłeś że będę chciał ruszyć w świat ?
I usłyszał tylko jedno zdanie
-Idź przed siebie, patrz pod nogi i odwiedzaj nas tutaj czasem.
Z wielkim uśmiechem na twarzy Fargo ubrał się i uściskał ze wszystkich sił ojca na pożegnanie. Takim oto sposobem otwarty na poznawanie nieznanego Fargo ruszył przed siebie, tam gdzie go nogi poniosą. Wychodząc ze swojego domu jeszcze raz odwrócił się i ostatni raz spojrzał na górę, w myślach sobie powtarzał -„Jeszcze tu wrócę i opowiem co odkryłem, co zobaczyłem, wszystkim opowiem jak to jest iść ku nieznanemu”.
No i wreszcie pobiegł tak szybko jak tylko potrafił przed siebie z podniesionym czołem by odkryć co mu nie znane.
Tak więc Fargo zostawiając za sobą rodzinny dom zaczął swoja wędrówkę, a już na samym początku bardzo mocno zatęsknił, ale nie chciał wracać, wiedział że na niego czeka niezliczona ilość przygód. Idąc już jakiś czas przetartym szlakiem, najprawdopodobniej handlowym, widać było ze jest często używany, mijał lasy, polany zielone, wzgórza porośnięte krzewami uprawnymi. Raz po raz zatrzymywał się by nacieszyć oczy widokami. Wciąż nie mógł uwierzyć w to ze jego marzenia właśnie teraz się spełniają. Z szerokim uśmiechem kontynuował wędrówkę, czół się niczym nowo narodzony bóg, z pełnym entuzjazmem wędrował, ale wiedział że w głębi serca znajduje się miejsce do którego zawsze może powrócić.
Nasz bohater kroczy już nową ścieżką ponad dwa tygodnie, prowiant który ze sobą zabrał, niestety ale już powoli zaczynał się kończyć, i co raz częściej nachodziła go myśl o tym ze może być głodny. A na taka sytuacje nie mógł sobie pozwolić, więc zdeterminowany nowa sytuacją postanowił cos upolować, lecz nie wiedział o tym ze to może być trudniejsze niż przypuszczał.
Następnego ranka tuż po wschodzie słońca tak jak sobie obiecywał, wstał, ubrał całe oporządzenie i ruszył na łowy, jednak nie oddalał się od ścieżki niż na dwieście metrów.
Nie znał żadnych z tych okolic, praktycznie każde drzewo było dla niego nieznajomym. Długo czekał w ukryciu by wreszcie módz spróbować swoich sił. Cierpliwość się opłaciła, z za gęstwin dojrzał samotnego rosłego jelenia, myślał sobie –„no wreszcie nadeszła moja szansa”.
Z naszykowaną kuszą do strzału wyskoczył z ukrycia i oddał strzał, niestety chybienie było nieuniknione, a zwierzę szybkimi susami oddalało się od niebezpieczeństwa. Fargo pluł ze złości i tupał, poszedł po bełta który nieopodal wbił się w drzewo. Porażka jaką odniósł najwyraźniej dodała mu sił, a jego kroki stały się żwawsze, a gdy już emocje opadły pomyślał sobie
-Jak tak będę polował to z głodu umrę!
I tak sobie powtarzał jeszcze wiele razy aż w końcu zapasy prowiantu w plecaku skurczyły się do bardzo małej ilości. Nic już nie pozostało jak tylko mocno uszczuplić racje do minimum. Z lekka skurczonym już żołądkiem szedł i zaczynał coś do siebie pod nosem mówić, najwyraźniej to o czy7m myślał zaczynało się spełniać. Ale ku jego szczęściu w oddali dostrzegł zagrodę, jakby mały płotek, a w głowie Fargo pojawiła się myśl
-Oby tam był dom i oby był zamieszkały
Pośpieszył ku zagrodzie, po krótkiej chwili ujrzał niewielki dom, miał wielkie szczęście bo z komina wydobywał się dym co oznaczało ze jest zamieszkały. Jest to dom myśliwego, podszedł do drzwi zapukał, ale ku jego zaskoczeniu nikt nie otworzył. Załamany już miał odejść, ale reszta rozumu jeszcze się przydała, postanowił zostać, wiedział ze domek jest zamieszkany, prędzej czy później na pewno się ktoś zjawi. Przysiadł na gankowych schodach i czekał, ale i to czekanie mocno znużyło krasnoluda i tak jak siedział tak tez zasnął twardo niczym kamień. Po kilku godzinach zbudził go łomot zrzucanej na deski zwierzyny. Zerwał się na równe nogi ale nikogo przed nim nie było, obejrzał się szybko a ku oczom ukazał się rosły mężczyzna, człowiek, ubrany w od stóp do głowy w skóry zwierzęce. Mierzył około dwóch metrów a bynajmniej taksie wydawało krasnoludowi. Już było wiadomo że to jest myśliwy. Fargo zamierzał się przedstawić, ale myśliwy był szybszy i zapytał pierwszy.
-Kimże jesteś krasnoludzie że zasypiasz na schodach mojego domu?
-Fargo
Zdołał tylko tyle wykrztusić. Po chwili człowiek zaczął znowu mówić.
-No dobrze Fargo, więc co tu Ciebie sprowadza i czemu tak mizernie wyglądasz, aż dziw że jeszcze z głodu nie umarłeś.
Fargo jak zaczarowany patrzył się na myśliwego i w duszy myślał tylko o jednym, aby się najeść.
-No chodź tu, widzę że mowę Ci odjęło z tego głodu, Gamlot jestem.
Wyciągnął dłoń do krasnoluda na przywitanie, i poklepał po plecach mówiąc.
-Chodź dam Ci jeść, a jak już będziesz syty opowiesz mi skąd się tu znalazłeś.
Fargo niepewnie ale słowa o tym że dostanie jeść dodała mu odwagi. Weszli więc do , Gamlot dorzucił drew do paleniska, dał strawę, zjedli i myśliwy zajął się oprawianiem zdobyczy. Jak tylko Fargo skończył jeść, od razu dostał nowych sił i jak najęty zaczął opowiadać jak tu trafił i dlaczego wędruje. Po kilku godzinach opowieści zaczęło się zmrakać i Gamlot zaproponował aby Fargo został na noc, a następnego ranka się pomyśli czy warto dalej wędrować, czy też może nauczyć się sztuki przetrwania w lesie. Długo Fargo jeszcze nie mógł zasnąć, kiedy Gamlot już mocno spał, krasnolud wstał i podszedł do okna i przez jakąś godzinę siedział wpatrując się w las spowity płaszczem ciemnogranatowym usianym w gwiazdy, ciągle myślał że musi jak najszybciej ruszać w dalszą drogę, ale myśl o drodze i przymieraniu z głodu nie była mu ani trochę w smak. Postanowił więc zostać i rano kiedy Gamlot się zbudzi poprosić go aby nauczył Fargo przetrwać w lesie, był pełen obaw że może się nie zgodzić i z tymi myślami zasnął przy oknie oparty łokciami. Nazajutrz pierwsze promienie słońca obudziły zmartwionego Fargo, i jak tylko otworzył oczy rozejrzał się po domostwie i w poszukiwaniu Gamlota błądził oczyma w tą i z powrotem ze zdziwieniem stwierdził że nigdzie go nie ma. A w myślach powtarzał sobie.
-Kurcze zaspałem albo Gamlot wstał dużo wcześniej
Ogarnął się czym prędzej i wyszedł na zewnątrz, tam też nie ujrzał myśliwego. Ale tym razem usłyszał trzaski rąbanego drewna na opał, zaszedł wiec za dom i tak jak się spodziewał, Gamlot trzymał w reku toporek i drwa .
-No nareszcie wstałeś, jak Ci się spało krasnoludzie?
Fargo odpowiedział radosnym głosem
-A całkiem dobrze, uprzedzając fakt że przespałem całą noc przy oknie, nie było aż tak źle, no ale nie to jest najważniejsze.
Stwierdził krasnolud z dość poważną miną, Gamlot z zaciekawieniem czekał na to co Fargo powie, jakby wiedział o co go chce poprosić. No ale dalej czekał i w końcu Fargo powiedział że nie potrafi sobie samemu poradzić w głuszy leśnej , i zapytał czy może zostać i nauczyć się polować tak aby módz przetrwać. Samo to że dotarł aż tak daleko jest wielkim szczęściem, i to że miał na tyle dużo prowiantu żeby przeżyć. Myśliwy z szerokim uśmiechem spojrzał na Fargo i odparł.
-Oczywiście że pomogę Ci tu, nauczę Ciebie wszystkiego co potrafię, a przy okazji przyda mi się tu trochę towarzystwa.
Tak więc uradowany Fargo cieszył się w podskokach ze zgody Gamlota, to buło bardzo ważne dla krasnoluda, postanowił że w dniu dalszej wędrówki w szczególny sposób podziękuje myśliwemu za nauki. Tak więc rozpoczął się nowy etap w życiu Fargo, na pewno będzie go pamiętał i to co dla niego zrobił. Krótko po rozmowie, Gamlot zakończył rąbanie drew, i zawołał krasnoluda do siebie. Weszli do chaty, po czym przysiedli i Gamlot chcąc przygotować Fargo na wszelkie ewentualności powiedział co potrzebne jest myśliwemu na polowaniu. A oto jedne z nich:
-spora krzepa, umiejętność cichego poruszania się, bardzo dużo cierpliwości, refleks, opanowanie, i przede wszystkim umiejętność tropienia
Do sprzętu zazwyczaj zalicza się:
-dobry ostry sztylet, nie może być zbyt długi, łuk krótki, kołczan ze strzałami, niewielka ilość liny, worek na zdobycz, spory zapas suchego mięsa na wyprawy.
Do rzeczy których trzeba unikać na polowaniu należą kusze, długie łuki, wszystkie rzeczy które robią zbyteczny hałas. Fargo słuchając tego wszystkiego starał się jak najlepiej zapamiętać by w przyszłości módz zastosować wszystkie rady.
Minęło kilka godzin na wspólnej rozmowie i zaczęło się zbliżać południe. Nadszedł czas kres rozmowy na dzisiaj. Gamlot wstał oznajmiając że musi wyjść. Zdziwiony Fargo zapytał.
-A dokąd jeśli mogę wiedzieć?
Na co odparł myśliwy.
-Nie dzisiaj krasnoludzie, są rzeczy o których nie mogę Ci powiedzieć, jeszcze poczekasz, w swoim czasie razem ze mną pójdziesz i przekonasz się, a teraz zostawiam Ciebie samego i mój dom pod twoją opieką, ufam że nie jesteś złodziejem i jesteś uczciwy. I w tej chwili Fargo uśmiechnął się i odparł.
-Możesz an mnie liczyć Gamlocie, nie zawiodę Cię, a tym bardziej dlatego że mi pomagasz jest dla mnie motywacją.
Na co odparł myśliwy.
-No i dobrze że to słyszę, mam nadzieję że się nie zawiodę, żegnaj do jutra, będę przed południem, czekaj tu na mnie. Fargo jeszcze raz szeroko się uśmiechnął i pożegnał się. Już jak tylko usłyszał słowa iż Gamlot musi wyjść, Fargo wiedział że to jest jedna z okazji aby zacząć się odwdzięczać za pomoc. Może jeszcze nie miał pomysłu jak, ale wiedział jedno, wiedział że już nie musi się martwić o to że zginie sam w lesie i że będzie potrafił żyć w każdym lesie w jakim się znajdzie. Przypomniało mu się że jeszcze za domem jest sterta drew do porąbania, pomyślał że to dobry początek aby zacząć zdobywać więcej siły by módz sprostać życiu które go czeka, myślał też że Gamlot się ucieszy z tego, więc nie zwlekając udał się za dom a ku jego oczom ukazała się spora sterta drew, pień i spory toporek, no tak tylko jak Fargo ma się do tego zabrać, toporek był zbyt ciężki aby mógł sobie z nią poradzić. Miał nadzieję że w pobliżu znajdzie taką z którą i on da sobie radę. Miał szczęście, bo tuż pod stertą porąbanego już drewna znajdowała się siekierka, nieco mniejsza i lżejsza. Wydawałoby się ze będzie idealna, ale nawet ta sprawiała Fargo nie małe problemy. Pomyślał sobie wtedy że skoro już zaczął to trzeba przeć na przód i nie poddawać się. I tez tak właśnie uczynił, dość mizernie mu szło, ale nie zamierzał przestawać i tak aż do końca dnia walczył z drewnem na opał. Tuż po zmroku udał się na spoczynek, rozpalił w kominku, naszykował strawę i przysiadł w bujanym fotelu. Zrobił się senny, i nic w tym dziwnego, bo od południa machać siekierką to niezły wyczyn, szczególnie dla cherlawego krasnoluda. Zasnął w fotelu przy kominku gdzie do snu bujały go tańczące płomienie. Tej nocy przyśniło mu się rodzinne miasto pod górą Irigi, to jak tylko mógł, wymykał się z kopalni na zewnątrz, i chwila w której pożegnał się z rodziną. Przez sen uronił kilka łez, co świadczyło o tęsknocie jaka go ogarniała gdy pomyślał o tym że prędko nie wróci. W głębi duszy zawsze będzie kochał wszystkich z rodziny, i wiedział że kiedyś nadejdzie dzień powrotu, i choć minęło tylko klika tygodni bardzo tęsknił, ale postanowił odkrywać świat który go otacza. Aby módz powrócić do domu i podzielić się opowieściami ze świata.
Następnego ranka spostrzegł że zasnął w fotelu i że śniły mu się rodzinne strony. Uśmiechnął się, stał obolały, nie lada wysiłek podjął rąbiąc to drzewo na opał, wszystkie mięśnie o których nie miał zielonego pojęcia, bolały go teraz, ale i tak postanowił dokończyć tą pracę. Wiec zerwał się na równe nogi ochlapał twarz wodą z misy, przekąsił coś na śniadanie i spowrotem ruszył za dom rąbać drwa na opał. Na początku było trudno rozruszać się, ale po pół godzinie szło już tak jak i poprzedniego dnia. Rąbiąc nie spostrzegł że słońce jest już wysoko i że od dłuższej chwili przygląda mu się Gamlot, był tak pochłonięty pracą, że po kilku minutach uświadomił sobie obecność Gamlota, myśliwy podszedł do niego i rzekł.
-Widzę że nie próżnowałeś i zająłeś się drewnem na opał, dziękuje bardzo krasnoludzie.
Na co Fargo odparł.
-No tak, uznałem skoro krzepa będzie mi potrzebna, to trzeba od czegoś zacząć, a teraz pozwól że skończę to co już zacząłem.
Gamlot uśmiechnął się szeroko i poszedł do domu. Wszedł do środka i zaczął szukać łuku, mianowicie starego łuku który Gamlot sam wykonał, to jest jego pierwszy łuk jaki wykonał. I kiedy już odnalazł zgubę, wyjrzał przez okno i zawołał Fargo, kiedy skończy żeby przyszedł do domu. Uporawszy się z drwami, odłoży narzędzie pracy i czym prędzej udał się w kierunku domu ciekawy co tam Gamlot chciał. Fargo wszedł do domu, spostrzegł myśliwego siedzącego przy stole robiącego cięciwę do łuku. Wtem Gamlot oznajmił.
-Chodź tu bliżej, zobacz, to dla Ciebie ten łuk, od jutra będziesz uczył się nim posługiwać. On jest znacznie lepszy niż jakakolwiek kusza. Jeszcze tylko cięciwę zrobię i dostaniesz go w swoje ręce.
Po czym krasnolud rzekł.
-Dziękuję, bardzo się cieszę że pozwoliłeś mi tu zostać i zechciałeś mi przekazać swoją wiedzę na temat lasu.
Gamlot znowu się uśmiechnął i poprosił Fargo aby już wypoczywał, bo od jutra zacznie się praktyczna część przekazywania wiedzy. Uradowany Fargo dorzucił drew do paleniska, poszedł się opłukać i wrócił przysiąść przy kominku by odpocząć przed kolejnym dniem, a zapowiadał się ciekawie. Kolejny ranek, kolejne przygody, tym razem dzień nie był słoneczny jak do tej pory, Fargo zbudził się, prztarł oczy i powędrował prosto do miski z wodą, opłukał twarz , ubrał się i jak zwykle wodził oczyma po pokoju w poszukiwaniu Gamlota. Tuż za zagrodą Gamlot raz po raz napinał łuk, przygotowywał go dla krasnoluda, Fargo domyślał się co go czeka tego dnia. Nadzszedł czas aby zacząć uczyć się władać łukiem. Gamlot przygotował już kukłę z pińka przypominającą jakieś zwirzę. Podszedł blisko i bez tracenia czasu przywitał się i zaczął tłumaczyć jak najlepiej trafić aby szybko zabić, jak trzymać łuk by starzł był najcelniejszy. No i się zaczęło, zdobywanie co raz to nowszych umiejętności. Szkolenie dla Fargo samo w sobie było na tyle ekscytujące by módz z wielkim temperamentem kontynuować trening. I tak dzień w dzień, miesiąc w miesiąc aż minęły dwa lata od kiedy trafił do Gamlota. Wiele polowań zdążyli razem przeżyć, wiele przygód i śmiesznych sytuacji. Zrzyli się bardzo ze sobą, Fargo bardzo zmężniał , przybyło mu ciała, nie wyglądał już jak cherlawy krasnolud, teraz przypominał swoich braci kopaczy, tylko z jedną różnicą. Jego rzeźba stała się postawna jakby ktoś ociosał ciało w kamieniu. Nawet jego twarz się nieco zmieniła, i gdyby nie to że w brodę ma wpleciony pierścień, trudno byłoby rozpoznać Fargo. Stał się tak jak Gamlot myśliwym, nie straszne mu były lasy, oswoił sobie myśl o tym że jego domem stał się las, i teraz każdą wolną chwilę poświecał by wyruszyć na długi spacer. Spacer podczas którego odkrył jeszcze jedną umiejętność, może to była w jakimś sensie dusza artysty, ale zaczął rzeźbić w kawałkach drewna wszystkie zwierzęta które do tej pory napotkał na polowaniach razem z Gamlotem. Pewnej nocy Fargo zbudziły hałasy, o dziwo Gamlot spał dalej jak zaklęty, było ciemno, ale wstał i postanowił sprawdzić co też zakłuca spokój. Wyszedł na zewnątrz, zabrał ze sobą łuk i strzały, przed domem nic nie zobaczył, ale nadal słyszął hałasy, dochodziły one zza domu, postanowił sprawdzić co tam rozrabia. Okazało się że wielki stary niedźwiedź dobiera się do zapasów solonego mięsa, Fargo strasznie zaczęło łopotać serce, bo jeszcze nie sptkał na swojej drodze tak wielkiego zwierza, ale pomyślał że gdy niedźwiedź spałaszuje zapasy mięsa będą przymierać głodem, a Fargo dobrze wiedział co to oznacza, już doświadczył co to znaczy być głodnym i nie chciał ponownie tego przeżywać. Wyciągnął ostrożnie jedną strzałę, napiął łuk, ale nie potrafił się dobrze skupić, wiedział że z ukrycia wiele nie zdziała, więc postanowił wyjść na otwarte pole, bo tylko wtedy mógłby trafić, wiedział że to ryzykowne, ale nie mógł sobie pozwolić na głodówkę. Ostrożnie ukazał swoją postawę przed niedźwiedziem, był on o wiele większy od Fargo ponad pięć razy. Bestia zauważywszy krasnoluda stanęła na dwie łapy i potężnie ryknęła, echo ryku niosło się chen daleko w las, Fargo jak sparaliżowany nie potrafił się ruszyć, nie wiedział co ma zrobić, a to nie dobrze, bo bestia ruszyła w stronę krasnoluda z wyraźnym zamiarem co najmniej pożarcia Fargo, zbliżała się coraz szybciej, Fargo wiedział że albo on albo bestia musi zginać. Jeszcze chwila i krasnolud leżałby martwy, ale w ostatniej chwili wymierzył i trafił strzałą prosto w paszczę niedźwiedzia, nic więcej krasnolud już nie pamiętał, zemdlał, a to dlatego że bestia runęła całym swoim cielskiem na Fargo. Cały ten hałas, rumor którego narobił niedźwiedź wreszcie zdołał obudzić Gamlota, zerwał się na równe nogi by zobaczyć co się dzieje. Wybiegł szybko przed dom, ale przed nim nic, wiec to za domem, pobiegł prędko. Zobaczył już martwą bestię, ale śladu po krasnoludzie nawet jednego, rozejrzał się dokładnie i dojrzał pod cielskiem zwierza leżącego Fargo, nieprzytomny, zupełnie bez ruchu.
-O nie to nie możliwe, tylko nie to, oby jeszcze żył!
Pomyślał Gamlot, i z trudem wydostał przyjaciela spod niedźwiedzia, na szczęście oddychał, aż kamień z serca mu spadł jak jego klatka podnosi się i opada. Niemal chciał krzyczeć z radości. Podniósł towarzysza i zaniósł do domu, ułożył wygonie na łóżku i całą noc już nie zmrużył oka, czuwając nad Fargo. Siedział tak aż do samego świtu. Zobaczywszy pierwsze promienie słoneczne wyszedł na zewnątrz zaczerpnąć powietrza. Zszedł z ganku, i z ciekawością poszedł zobaczyć co to za zwierzę padło z ręki Fargo. Zaszedł za dom i ku jego ogromnemu zaskoczeniu ukazał mu się olbrzymi niedźwiedź, rosły, bardzo potężny, z grubym brunatnym futrem. Oczom nie potrafił uwierzyć że bestia wreszcie padła. Znał ją doskonale, nie jeden raz spotkał go na swojej drodze. Nie jeden raz musiał przed nim szybko uciekać. Niewiarygodne że stary drań padł z ręki krasnoluda, nie umiał sobie tego wyobrazić jak tego dokonał. Widocznie to było pisane żeby wreszcie padł trupem na glebę. Wiele się już nie zastanawiał i zajął się zdobyczą Fargo. Ułożył dywan ze świeżej trawy, tak aby całe ciało się zmieściło, przetoczył go z wielkim trudem, bestia już nie taka straszna leżała teraz na grzbiecie, Gamlot stał nad nią z wielkim uśmiechem, z myślami o tym że więcej nie będzie terroryzował okolic, zajął się ciałem odpowiednio, dobrze je oskórował, poćwiartował i zaprawił cale mięso solą, zajęło mu to około dwóch dni, a Fargo w tym czasie nadal był nieprzytomny, minął jeszcze jeden dzień i zbliżał się wieczór, Gamlot wszedł do domu i przysiadł przy kominku, z zadowoleniem że jego spiżarnia jest pełna po same brzegi, i że przez najbliższe kilka miesięcy nie będzie wyruszał na łowy. Siedząc tak przy kominku patrzył w ogień i zastanawiał się jak krasnolud spowodował że stary zbój padł trupem. Wtem Gamlot słyszy krzyk zza swoich pleców, to Fargo wyrwany ze snu krzyknął.
-Aaaa, zgiń, przepadnij bestio!!!
Zaszokowany Fargo stwierdził że nic już mu nie grozi widząc siebie leżącego w łóżku. Uspokoił się, podszedł do niego Gamlot i zapytał.
-Jakim cudem Ty tego potwora ubiłeś? Z tego co zobaczyłem to tylko strzałę która przeszyła gardło. Długo byłeś nieprzytomny, leżałeś trzy dni.
Fargo odparł.
-Pić, jestem spragniony, jestem spragniony i chce mi się jeść!!!
-Już niosę
Odparł Gamlot z uśmiechem. I uświadomił sobie że znalazł prawdziwego przyjaciela. Fargo z wielkim apetytem zaczął zajadać strawę, i popijać mleko z miodem. Nie mógł się nacieszyć że jeszcze jest wśród żywych, z radością na twarzy dziękował Gamlotowi że nie zostawił go pod cielskiem, opowiedział jak to wszystko się potoczyło tamtej pamiętnej nocy i zapadł zmrok, pomimo że Fargo spał tyle czasu odczuwał już znużenie snem, jeszcze raz podziękował i ułożył się do snu.
-Ahh Fargo, nie myślałem że przeżyje tu w tym lesie tyle przygód, aż szkoda będzie się z Tobą pożegnać, naprawdę będzie ciężko.
Pomyślał Gamlot i też posłał łóżko i rozkładając się wygodnie zasnął powoli wspominając wszystkie przygody jakie do tej pory zdążył wspólnie przeżyć. Od pamiętnego dnia kiedy to Fargo zabił niedźwiedzia minęło już około dwóch miesięcy, na plecach Fargo nie leżała już żadna skóra z dzika czy też innego zwierzęcia, zdobiła jego plecy sama skóra bestii, była jego uciechą i dowodem umiejętności które nabył dzięki Gamlotowi.
Nadchodził już głęboki wieczór i Fargo długo rozmyślał nad tym że już najwyższa pora ruszyć w dalszą drogę, w nieznane, tam gdzie czekają nowe przygody. Wiele nie myśląc wyjął skórzany plecak i zaczął się pakować, wszystkie potrzebne rzeczy niezbędne do przetrwania. Trwało to niedługą chwilę i skończywszy przysiadł przy kominku i z zamyśloną twarzą zaczął się delikatnie kołysać w drewnianym fotelu. Po chwili otwierają się drzwi, Gamlot wszedł i ku oczom ukazał się spakowany plecak i krasnolud zamyślony przy kominku z posmutniałą miną, zapytał.
-Widzę że dzień kiedy opuścisz moje progi już blisko? Dokąd się udasz teraz Fargo, co będziesz robił?
-Nie wiem Gamlocie, ale to już jutro przekroczę próg i powędruję dalej, gdzie i co będę robił jeszcze nie wiem, ale przygoda wzywa, nieznany mi dotąd świat, chcę go poznać jak najwięcej.
Odparł Fargo i szeroko się uśmiechnął do Gamlota. Wtem Gamlot podszedł do schowka i wyciągnął trzy litrową butelkę z nalewką, słodkim nektarem i rzekł.
-Więc dzisiaj razem wypijmy za wspólnie spędzony czas, za nasze zdrowie i to co nieznane, byś bezpiecznie mógł tu wrócić i opowiedzieć co przeżyłeś.
Krasnolud uradowany podszedł do kompana, mocno go uściskał i razem zasiedli przy dębowym stole. Pili, wspominali, tak jakby wszystko wydarzyło się dopiero wczoraj, całą prawie noc tak gawędzili aż zasnęli trzy godziny przed świtem. Tuż przed południem Fargo zbudził się z bólem głowy, ale szczęśliwy że to już ten dzień. Obudził Gamlota, zjedli syte śniadanie, po czym Fargo zarzucił plecak na ramiona, pożegnał serdecznie przyjaciela i ruszył w dalszą drogę. Uronił przy tym sporo łez, bo żal było opuszczać progi swojego przyjaciela. Obejrzał się jeszcze raz mijając ogrodzenie i krzyknął.
-Żegnaj i do zobaczenia Gamlocie
Mój przyjacielu !!!
Mam nadzieję że spodobało się i że zachęciłem nieco Wasze spacone umysły do umieszczenia swoich historii.
Opowieści z każdego jezyka
- Galtan
- Zemsta neandertala
- Posty: 25
- Rejestracja: 09 sie 2009, 12:40
- Lokalizacja: Białobrzegi
- Kontakt:
Opowieści z każdego jezyka
Fight is my live!!!
Re: Opowieści z każdego jezyka
Ja bym z chęcią przeczytał, ale taki kloc tekstu przeraża. Akapity i inne bajery bardzo by pomogły
Wasze płyty? Sru, kurwa, klozet.
- Ślimak
- Conan™ Seria Limitowana
- Posty: 1341
- Rejestracja: 16 maja 2008, 20:29
- Lokalizacja: Rawa Mazowiecka
- Kontakt:
Re: Opowieści z każdego jezyka
Zwyczajowo takie rzeczy były w "kulturze panów braci" w wolnej chwili przeczytam, temat przenoszę.
Religion is like a penis. It's fine to have one and it's fine to be proud of it, but please don't whip it out in public and start waving it around... and PLEASE don't try to shove it down my child's throat.