Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
Był rok 2008 i nie miałem pojęcia, że właśnie minęła najlepsza ze wszystkich edycji Toporiady, że nigdy już nie będzie takiego lata, takiego smacznego bigosu, że po raz pierwszy i ostatni leżałem na trawie wypalonej (kalifornijskim z natury) słońcem i patrzyłem, jak dokazują małe dziki.
*
Wygasało lato po najlepszej Toporiadzie, chciało się grać i prowadzić, może nawet chciało się wygrać trzeci raz, z rozgrzanych namiotów wyglądały uśmiechnięte twarze, nie świsnęła jeszcze żadna siekiera i można było powiedzieć o Toporiadzie „konwent znajomych i przyjaciół”, nie kpiąc gorzko. Wciąż się grywało i pójście do Sąsiada na sesję było zwyczajne, jak wyjście wieczorem na piwo. Znałem nieco styl sąsiedzkiego mistrzowania, doceniałem, ale miała to być tylko jedna z wielu drużyn, kolejna z tysiąca postaci, niezliczone cyferki wpisywane w stutysięczną warhammerowską kartę.
Były żarty i erpegowy luz, jak to u Sąsiada. Więc zrodził się dla mnie krasnoludzki inżynier, Flint Tłustowłosy.
- A ty, Drwiciel, kim grasz? – Tak wtedy mówiło się na Wisia. – Dawaj, zagramy dwoma krasnoludami.
Zabawa w granie krasnoludem zaczyna się, gdy masz u boku co najmniej jednego pobratymca. Więc Wisiu też zagrał krasnoludem. Nazwał go Dwalinem Wręcemocnym. No i fajnie, myślałem, będziemy żłopać, bekać i wygadywać ksenofobiczne bzdury grubymi głosami.
Nie pamiętam wszystkich, którzy byli z nami w drużynie i mgliście zdaję sobie sprawę, wokół czego kręciły się pierwsze przygody. Pewne, że braliśmy udział w serii spektakularnych nieszczęść i mieliśmy przy tym kupę radochy - tym większą, że krasnoludy nie tracą łatwo werwy ani poczucia własnej racji. Flint i Dwalin zdawali się być typowymi brodaczami, niewiele ich martwiło. Właściwie nie martwiło ich nic, chociaż lamentowali głośno i z fantazją. Wiecie, jakie są krasnoludy.
Po jakimś czasie wyszło, że w dziedzinie ignorowania i zakłamywania rzeczywistości, ci dwaj brodacze wykazują wybitne talenty. Na którejś z sesji ich skłonność nabrała rysów patologicznych i narodzili się dla Starego Świata jako Krasnoludzie Biznesu. Wypięli się na życie poszukiwaczy guza, na bitki, wędrówki i nagłe zgony w wilgotnych miejscach...
Warhammer w wykonaniu Sąsiada, podsycany postaciami szurniętych krasnoludzi (już nie krasnoludów), coraz śmielej zbliżał się do absurdu w stylu Pratchetta (z którego twórczości chętnie i skutecznie korzystał). Sesje były krótkie, treściwe i zabawne. Zero erpegowej spiny, ale z zaangażowaniem. Brak rutyny i przede wszystkim: wielka, dodająca skrzydeł swoboda.
Flint i Dwalin postanowili zrealizować jedną z wielu mrzonek, które towarzyszyły im w życiu awanturników. Nie pamiętam skąd pomysł, by założyć pierwszy w Imperium Klub Rozrywkowy „ZŁOTO” (znany później jako „die Klubbe”), skąd tysiąc słoni, skąd szklana podłoga przez którą goście mieli oglądać pracę w kopalni… ale Klub stał się wszystkim. Krasnoludzie wyruszyli na krucjatę przeciw rasizmowi, szarości i niskiemu poziomowi rozrywki w Starym Świecie.
Tego dnia jedna z wielu erpegowych kampanii przerodziła się w wyjątkową, kilkuletnią przygodę.
**
Nieposkromiona zabawa postaciami - tak dla nas, jak i dla Sąsiada, który na potrzeby "Krasnoludzi Biznesu" stworzył najbogatszą galerię BN-ów, jaką widziałem. Charakterów godnych literatury, filmu i kabaretu.
Przygody i wątki przygotowywane z myślą o celu ustanowionym przez Graczy obfitowały w zwroty, eksplozje i absurdy – Sąsiad popuścił wodze, a wielu powiedziałoby wprost, że spadły mu lejce. Były podróże w czasie, trolle w altdorfskiej straży, były bale u grubych ryb, przepychanki z Wielkim Teogonistą, zażyła znajomość z Karlem Franzem, szaleni alchemicy, zamachy bombowe, superbohaterowie, Trzej Muszkieterowie, narodziny rock&rolla, psychoanaliza, komunistyczna rewolucja, śpiewanie kolęd na barykadach i wiele, wiele innych. Byliśmy świadkami narodzin prasy („Głos Altdorfu”) i od tego czasu, na każdej sesji pojawiał się smakowity gadżet: nowy numer Głosu, prawdziwy, z artykułami, ogłoszeniami i kroniką towarzyską. Czytanie nowego numeru na sesji stało się rytuałem.
Owszem, świat naszych przygód był we wspaniałej części Światem Dysku, ale tylko w zaraniu. Szybko zaczął żyć własnym życiem. Poza tym obfitował w wątki autorskie Sąsiada i były to, jak w dobrej twórczości, wątki osobiste: muzyka rockowa, nawiązania do świata rzeczywistego, rawskiego towarzystwa i wydarzeń, a do tego tatarskie poczucie humoru. Wiele sesji przypominało nastrojem otwarcie Toporiady z roku 2007. Najpierw nie wiesz, czy się śmiać, czy płakać, a później wołasz o więcej.
Gdyśmy byli już z Dwalinem pewni, że widzieliśmy wszystko, co dziwne, Sąsiad otwierał sesję atakiem Wielkiego Piankowego Marynarzyka na Altdorf (tak, tak – Ghostbusters) albo budziliśmy się w przyszłości, jako nędarze. Kolejne przygody pękały od nawiązań, zapożyczeń i trawestacji, a duża część naszej zabawy brała się z odczytywania ich i wpisywania się w rozpoznaną konwencję.
Specyficzna była też jedność miejsca. Działaliśmy w Altdorfie, a die Klubbe budowaliśmy na wzgórzu Dwarven Schanze nieopodal stolicy (mamy akt własności! I immunitet naukowy z Niewidocznego Uniwersytetu.). Poznaliśmy miasto, a miasto poznało nas. Wspaniale jest mieć w erpegach swoich zaufanych ludzi, notariuszy, lekarzy, trolli-bodyguardów, swoich wrogów, miejsca, ścieżki i poczucie, że rzecz dzieje się w żyjącym świecie.
W swoim erpegowym życiu spotkałem miliony papierowych BN-ów, żyjących tylko przez chwilę, by wygłosić wyuczoną kwestię. Altdorf w którym działali Krasnoludzie Biznesu żył, zmieniał się i zazwyczaj miał w dupie nasze plany. Chociaż przerwy między kolejnymi sesjami bywały długie i zwykle nie pamiętałem szczegółowo zdarzeń z przeszłości, to doskonale znałem świat, a to pozwalało swobodnie działać dalej.
Pomysł na tę szaloną opowieść opierał się na postaciach - dwóch krasnoludach, którzy z gracją kamiennego bloku i mentalnością pacjentów „Iskierki Shallyi” parli przed siebie, owładnięci wizją stworzenia Klubu Rozrywkowego ZŁOTO. Fabuła została poświęcona naszemu dziełu, dlatego większość sesji rozegraliśmy w trzyosobowym składzie: Dwalin, Flint i Mistrz Gry. W międzyczasie przewinęło się przez nasz światek kilka postaci, które nijak nie mogły wpasować się w krasnocentryczną naturę kampanii i przeszkadzały nam w prowadzeniu zabawnych dialogów z Dwalinem.
Ale byli też epizodyści, bez których kampania nie byłaby taka sama. Jednym z nich był genialny szpieg, człowiek-kameleon i szara eminencja cesarskiego dworu – wyłaniający się ze ścian, świeczników i dywanów Otton (w wykonaniu nieodżałowanego erpegowca Podczacha). Był tak wyrazistą, zabawną i użyteczną postacią, że Sąsiad prowadził go jako BN-a i Otton towarzyszył nam do ostatniej sesji.
Podobny los spotkał kilka innych postaci (grali z nami LitL, Banan, Ryjek i inni), które co jakiś czas pojawiały się w drugim lub trzecim planie, dokładając się do żywego świata.
***
Kilka tygodni temu rozegraliśmy ostatnią sesję Krasnoludzi Biznesu, podczas której odbyło się otwarcie Klubu Rozrywkowego „ZŁOTO”, a nasze brody bujały się w rytm „Final countdown”.
Były słonie z Arabii, nasz kumpel Karl Franz, fajerwerki i koncert kapeli The Rolling Dwarves, którzy swego czasu wypłynęli dzięki wsparciu Dwalina.
(Był też psychoanalityk Dwalina i na szczęście przyniósł zapas pigułek.)
Nie sposób streścić tego, co wydarzyło się w latach 2008 – 2013. To materiał na komedię. Pięć lat snucia swobodnej, a jednak skoncentrowanej erpegowej opowieści. Byliśmy zdziwieni, że to wszystko zaczęło się tak dawno. Udało się stworzyć kompletną ekipę i świat, który znamy od podszewki, do którego mógłbym w każdej chwili powrócić. Wydarzenia sesyjne snuły się w tle życia i „Krasnoludzie Biznesu” to dla mnie też kawałek historii.
Ale przede wszystkim, to najlepsza, najbardziej kompletna, a przy tym najweselsza erpegowa opowieść, jaką przeżyłem. Początkowe zdziwienie stylem gry, który zrodził się ze specyfiki sąsiedzkiego mistrzowania, a który potem uzupełnialiśmy z Wisiem, przerodziło się w niekłamany szacun, który dla jednego MG może mieć drugi, a który mam do MG Sąsiada. Wiele się nauczyłem grając w „KB”, chociaż myślałem, że jako tako stoję z RPGami. A tu pootwierały się nowe klapki i skruszały zahamowania. Gdybym dzisiaj miał prowadzić, miałbym w głowie BN-ów, świat i swobodę, którą mieliśmy u Sąsiada.
Tym tekstem składam hołd i dziękuję za cholernie dobre granie w latach 2008-2013. To było to. Sąsiad, bez cienia przesady - należy ci się czwarty wykrzyknik. Long live Dwarven Schanze.
PS. I pozdrawiam Żmudę-Trzebiatowską. Ta, bo Punisher lubi na ostro.
*
Wygasało lato po najlepszej Toporiadzie, chciało się grać i prowadzić, może nawet chciało się wygrać trzeci raz, z rozgrzanych namiotów wyglądały uśmiechnięte twarze, nie świsnęła jeszcze żadna siekiera i można było powiedzieć o Toporiadzie „konwent znajomych i przyjaciół”, nie kpiąc gorzko. Wciąż się grywało i pójście do Sąsiada na sesję było zwyczajne, jak wyjście wieczorem na piwo. Znałem nieco styl sąsiedzkiego mistrzowania, doceniałem, ale miała to być tylko jedna z wielu drużyn, kolejna z tysiąca postaci, niezliczone cyferki wpisywane w stutysięczną warhammerowską kartę.
Były żarty i erpegowy luz, jak to u Sąsiada. Więc zrodził się dla mnie krasnoludzki inżynier, Flint Tłustowłosy.
- A ty, Drwiciel, kim grasz? – Tak wtedy mówiło się na Wisia. – Dawaj, zagramy dwoma krasnoludami.
Zabawa w granie krasnoludem zaczyna się, gdy masz u boku co najmniej jednego pobratymca. Więc Wisiu też zagrał krasnoludem. Nazwał go Dwalinem Wręcemocnym. No i fajnie, myślałem, będziemy żłopać, bekać i wygadywać ksenofobiczne bzdury grubymi głosami.
Nie pamiętam wszystkich, którzy byli z nami w drużynie i mgliście zdaję sobie sprawę, wokół czego kręciły się pierwsze przygody. Pewne, że braliśmy udział w serii spektakularnych nieszczęść i mieliśmy przy tym kupę radochy - tym większą, że krasnoludy nie tracą łatwo werwy ani poczucia własnej racji. Flint i Dwalin zdawali się być typowymi brodaczami, niewiele ich martwiło. Właściwie nie martwiło ich nic, chociaż lamentowali głośno i z fantazją. Wiecie, jakie są krasnoludy.
Po jakimś czasie wyszło, że w dziedzinie ignorowania i zakłamywania rzeczywistości, ci dwaj brodacze wykazują wybitne talenty. Na którejś z sesji ich skłonność nabrała rysów patologicznych i narodzili się dla Starego Świata jako Krasnoludzie Biznesu. Wypięli się na życie poszukiwaczy guza, na bitki, wędrówki i nagłe zgony w wilgotnych miejscach...
Warhammer w wykonaniu Sąsiada, podsycany postaciami szurniętych krasnoludzi (już nie krasnoludów), coraz śmielej zbliżał się do absurdu w stylu Pratchetta (z którego twórczości chętnie i skutecznie korzystał). Sesje były krótkie, treściwe i zabawne. Zero erpegowej spiny, ale z zaangażowaniem. Brak rutyny i przede wszystkim: wielka, dodająca skrzydeł swoboda.
Flint i Dwalin postanowili zrealizować jedną z wielu mrzonek, które towarzyszyły im w życiu awanturników. Nie pamiętam skąd pomysł, by założyć pierwszy w Imperium Klub Rozrywkowy „ZŁOTO” (znany później jako „die Klubbe”), skąd tysiąc słoni, skąd szklana podłoga przez którą goście mieli oglądać pracę w kopalni… ale Klub stał się wszystkim. Krasnoludzie wyruszyli na krucjatę przeciw rasizmowi, szarości i niskiemu poziomowi rozrywki w Starym Świecie.
Tego dnia jedna z wielu erpegowych kampanii przerodziła się w wyjątkową, kilkuletnią przygodę.
**
Nieposkromiona zabawa postaciami - tak dla nas, jak i dla Sąsiada, który na potrzeby "Krasnoludzi Biznesu" stworzył najbogatszą galerię BN-ów, jaką widziałem. Charakterów godnych literatury, filmu i kabaretu.
Przygody i wątki przygotowywane z myślą o celu ustanowionym przez Graczy obfitowały w zwroty, eksplozje i absurdy – Sąsiad popuścił wodze, a wielu powiedziałoby wprost, że spadły mu lejce. Były podróże w czasie, trolle w altdorfskiej straży, były bale u grubych ryb, przepychanki z Wielkim Teogonistą, zażyła znajomość z Karlem Franzem, szaleni alchemicy, zamachy bombowe, superbohaterowie, Trzej Muszkieterowie, narodziny rock&rolla, psychoanaliza, komunistyczna rewolucja, śpiewanie kolęd na barykadach i wiele, wiele innych. Byliśmy świadkami narodzin prasy („Głos Altdorfu”) i od tego czasu, na każdej sesji pojawiał się smakowity gadżet: nowy numer Głosu, prawdziwy, z artykułami, ogłoszeniami i kroniką towarzyską. Czytanie nowego numeru na sesji stało się rytuałem.
Owszem, świat naszych przygód był we wspaniałej części Światem Dysku, ale tylko w zaraniu. Szybko zaczął żyć własnym życiem. Poza tym obfitował w wątki autorskie Sąsiada i były to, jak w dobrej twórczości, wątki osobiste: muzyka rockowa, nawiązania do świata rzeczywistego, rawskiego towarzystwa i wydarzeń, a do tego tatarskie poczucie humoru. Wiele sesji przypominało nastrojem otwarcie Toporiady z roku 2007. Najpierw nie wiesz, czy się śmiać, czy płakać, a później wołasz o więcej.
Gdyśmy byli już z Dwalinem pewni, że widzieliśmy wszystko, co dziwne, Sąsiad otwierał sesję atakiem Wielkiego Piankowego Marynarzyka na Altdorf (tak, tak – Ghostbusters) albo budziliśmy się w przyszłości, jako nędarze. Kolejne przygody pękały od nawiązań, zapożyczeń i trawestacji, a duża część naszej zabawy brała się z odczytywania ich i wpisywania się w rozpoznaną konwencję.
Specyficzna była też jedność miejsca. Działaliśmy w Altdorfie, a die Klubbe budowaliśmy na wzgórzu Dwarven Schanze nieopodal stolicy (mamy akt własności! I immunitet naukowy z Niewidocznego Uniwersytetu.). Poznaliśmy miasto, a miasto poznało nas. Wspaniale jest mieć w erpegach swoich zaufanych ludzi, notariuszy, lekarzy, trolli-bodyguardów, swoich wrogów, miejsca, ścieżki i poczucie, że rzecz dzieje się w żyjącym świecie.
W swoim erpegowym życiu spotkałem miliony papierowych BN-ów, żyjących tylko przez chwilę, by wygłosić wyuczoną kwestię. Altdorf w którym działali Krasnoludzie Biznesu żył, zmieniał się i zazwyczaj miał w dupie nasze plany. Chociaż przerwy między kolejnymi sesjami bywały długie i zwykle nie pamiętałem szczegółowo zdarzeń z przeszłości, to doskonale znałem świat, a to pozwalało swobodnie działać dalej.
Pomysł na tę szaloną opowieść opierał się na postaciach - dwóch krasnoludach, którzy z gracją kamiennego bloku i mentalnością pacjentów „Iskierki Shallyi” parli przed siebie, owładnięci wizją stworzenia Klubu Rozrywkowego ZŁOTO. Fabuła została poświęcona naszemu dziełu, dlatego większość sesji rozegraliśmy w trzyosobowym składzie: Dwalin, Flint i Mistrz Gry. W międzyczasie przewinęło się przez nasz światek kilka postaci, które nijak nie mogły wpasować się w krasnocentryczną naturę kampanii i przeszkadzały nam w prowadzeniu zabawnych dialogów z Dwalinem.
Ale byli też epizodyści, bez których kampania nie byłaby taka sama. Jednym z nich był genialny szpieg, człowiek-kameleon i szara eminencja cesarskiego dworu – wyłaniający się ze ścian, świeczników i dywanów Otton (w wykonaniu nieodżałowanego erpegowca Podczacha). Był tak wyrazistą, zabawną i użyteczną postacią, że Sąsiad prowadził go jako BN-a i Otton towarzyszył nam do ostatniej sesji.
Podobny los spotkał kilka innych postaci (grali z nami LitL, Banan, Ryjek i inni), które co jakiś czas pojawiały się w drugim lub trzecim planie, dokładając się do żywego świata.
***
Kilka tygodni temu rozegraliśmy ostatnią sesję Krasnoludzi Biznesu, podczas której odbyło się otwarcie Klubu Rozrywkowego „ZŁOTO”, a nasze brody bujały się w rytm „Final countdown”.
Były słonie z Arabii, nasz kumpel Karl Franz, fajerwerki i koncert kapeli The Rolling Dwarves, którzy swego czasu wypłynęli dzięki wsparciu Dwalina.
(Był też psychoanalityk Dwalina i na szczęście przyniósł zapas pigułek.)
Nie sposób streścić tego, co wydarzyło się w latach 2008 – 2013. To materiał na komedię. Pięć lat snucia swobodnej, a jednak skoncentrowanej erpegowej opowieści. Byliśmy zdziwieni, że to wszystko zaczęło się tak dawno. Udało się stworzyć kompletną ekipę i świat, który znamy od podszewki, do którego mógłbym w każdej chwili powrócić. Wydarzenia sesyjne snuły się w tle życia i „Krasnoludzie Biznesu” to dla mnie też kawałek historii.
Ale przede wszystkim, to najlepsza, najbardziej kompletna, a przy tym najweselsza erpegowa opowieść, jaką przeżyłem. Początkowe zdziwienie stylem gry, który zrodził się ze specyfiki sąsiedzkiego mistrzowania, a który potem uzupełnialiśmy z Wisiem, przerodziło się w niekłamany szacun, który dla jednego MG może mieć drugi, a który mam do MG Sąsiada. Wiele się nauczyłem grając w „KB”, chociaż myślałem, że jako tako stoję z RPGami. A tu pootwierały się nowe klapki i skruszały zahamowania. Gdybym dzisiaj miał prowadzić, miałbym w głowie BN-ów, świat i swobodę, którą mieliśmy u Sąsiada.
Tym tekstem składam hołd i dziękuję za cholernie dobre granie w latach 2008-2013. To było to. Sąsiad, bez cienia przesady - należy ci się czwarty wykrzyknik. Long live Dwarven Schanze.
PS. I pozdrawiam Żmudę-Trzebiatowską. Ta, bo Punisher lubi na ostro.
Wasze płyty? Sru, kurwa, klozet.
Re: Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
"Głos Altdorfu i okolicy" - archiwum
- Załączniki
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 1 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 1 a.JPG (260.07 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 1 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 1 b.JPG (274.87 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 2 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 2 a.JPG (283.99 KiB) Przejrzano 6683 razy
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".
Re: Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
c.d.n.
- Załączniki
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 2 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 2 b.JPG (256.57 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 3 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 3 a.JPG (263.15 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 3 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 3 b.JPG (250.01 KiB) Przejrzano 6683 razy
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".
Re: Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
c.d.n.
- Załączniki
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 4 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 4 a.JPG (209.03 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 4 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 4 b.JPG (247.19 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 5 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 5 a.JPG (277.96 KiB) Przejrzano 6683 razy
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".
Re: Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
c.d.n.
- Załączniki
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 5 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 5 b.JPG (253.66 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 6 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 6 a.JPG (287.93 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 6 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 6 b.JPG (269.38 KiB) Przejrzano 6683 razy
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".
Re: Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
c.d.n.
- Załączniki
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 7 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 7 a.JPG (274.8 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 7 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 7 b.JPG (282.74 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 8 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 8 a.JPG (292.41 KiB) Przejrzano 6683 razy
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".
Re: Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
Pozdrawiam wszystkich Szanownych Czytelników i zapowiadam - to nie koniec!
Redaktor naczelny
WdW
Redaktor naczelny
WdW
- Załączniki
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 8 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 8 b.JPG (283.62 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 9 a
- Głos Altdorfu i okolicy nr 9 a.JPG (304.63 KiB) Przejrzano 6683 razy
-
- Głos Altdorfu i okolicy nr 9 b
- Głos Altdorfu i okolicy nr 9 b.JPG (255.32 KiB) Przejrzano 6683 razy
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".
Re: Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
"Dojeżdżam, dochodzę i instaluję."
Wasze płyty? Sru, kurwa, klozet.
Re: Jak się robi BUSSINES w Starym Świecie
KMWTWProzac pisze:"Dojeżdżam, dochodzę i instaluję."
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".