Tematem wątku są wasze wspomnienia z sesji. Ale nie na zasadzie „najlepsza” czy „najgorsza” sesja w moim życiu. Pewnie każdemu zdarzyło się na RPG-owym spotkaniu dogryźć graczom lub misiowi gry. I znowu nie myślcie, że chcę poczytać o waszych ciętych ripostach i celnych komentarzach. Założenie jest takie: opisy sesji, na których waszą postacią (lub BN-em w przypadku MG) udało wam się rozdrażnić, zirytować, doprowadzić do białej gorączki, niedoszłej apopleksji i kompletnego zszargania nerwów innych graczy lub MG. Sesje, na których z satysfakcją obserwowaliście brak harmonii w poczynaniach innych, do czego rzecz jasna sami doprowadziliście.
P.S. Jest to też niepowtarzalna okazja, by przypomnieć waszym „ofiarom” te niewygodne dla nich fakty.
----------------------
To może ja zacznę, by było bardziej zrozumiałe

Niektórzy grali u mnie w „Morderstwo w pensjonacie”. Rzecz dzieje się na przedmieściach Talabheim w dość przytulnym i zadbanym hoteliku, gdzie o dziwo ceny są w miarę przystępne. Na jednej z sesji grał u mnie m.in. Szanowny Admin Ślimak, któremu szczególnie zalazła za skórę jedna z postaci niezależnych. Był to komendant straży, który stosunkowo jasno wyłożył bohaterom, czego od nich oczekuje (albo znajdą mordercę w ciągu nocy albo sami pójdą siedzieć za popełnienie tego ohydnego czynu). Ślimakowi było to bardzo nie w smak i do końca sesji zżymał się okropnie na komendanta, obrzucając go mniej lub bardziej wysublimowanymi epitetami, bocząc się na niego i krzywiąc niemiłosiernie. Fizjonomia, mimika i oracyjne możliwości Ślimaka są wam pewnie znane, toteż nie muszę chyba mówić, jaką frajdę i uciechę miałem z biednego hobbita. Wszystko oczywiście skończyło się dobrze, a na wiadomość o przyznaniu detektywistycznej ekipie okolicznościowych medali za „pomoc” w śledztwie Ślimak zareagował z żelazną konsekwencją, stwierdzając z wrodzonym sobie wdziękiem, że komendant może sobie jego medal... no, Ślimak? Co miał zrobić?

Ślimaczku, a ty wiesz, że on blefował? 8)
A teraz o moich cierpieniach

Sesja u Podczaha. Przez jego perfidną intrygę zostaliśmy naznaczeni, zarażeni czy cholera wie co. W każdym razie bolało nas i tylko kapłani mogli pomóc w pozbyciu się tej dolegliwości. Mój brat (znany jako Mściciel, Mniejsze Zło lub ostatnio Drwiciel) grał totalnym umysłowym popaprańcem, siermiężnym mentalnie nowicjuszem Ulryka imieniem Brutha (tak, inspiracja Pratchett’em). Główny kleryk stwierdził, że Brutha w trakcie tej całej draki zgrzeszył czy coś i powiedział, że usunie klątwę, ale Brutha musi wybrać dla całej ekipy metodę zadośćuczynienia win. Brutha po długim namyśle wybrał mantrowanie zdrowasiek przez okrągłą dobę, baty i kije na stopy. Niestety moje złe przeczucia nie okazały się nawet w połowie tak prorocze jak rzeczywisty przebieg przyszłych wydarzeń. Wskutek razów, które swą mocą zaskoczyły mnie (niestety in minus) straciłem kontrolę nad pewnymi aspektami fizjologicznymi mojego organizmu. Koniec końców zrobiłem siusiu poprawiając to rzetelnym kupskiem. Od tego momentu przeklinam Bruthę.
Fakt publicznego oddania... wiadomych rzeczy i związanej z tym utraty społecznego prestiżu (a trzeba wam wiedzieć, że byłem giermkiem – naprawdę fajna postać z lakoniczną ale konkretną historią) podziałał na mnie demobilizująco. Upokorzenie odebrało mi zdolność racjonalnego myślenia i od tej pory w moim życiu tlą się tylko dwa ogniska nadające mu orientację i kierunek: eksterminacja Bruthy i zniszczenie świątyni, na dziedzińcu której doznałem tych niezapomnianych wrażeń. Co prawda Gary (który doszedł od tego miejsca) próbował mnie przekonać bym poniechał odwetu, ale moja determinacja była niewzruszona. Sprzedałem mojego rumaka za 400 zk i rozpocząłem przygotowania: wyleczenie się, zakupienie beczki prochu i wyknucie planu wysadzenia obiektu tych mnichów-sadystów. W tzw. międzyczasie opracowuję kolejne projekty neutralizacji Bruthy, który udaje, że nic się nie stało.
Ekipy niestety nie kontynuujemy, ale do tej pory śmiejemy się z Podczahem, że Johann (mój giermek) biega gdzieś po lasach z beczką prochu.
To tyle ode mnie... na razie. Jak sobie przypomnę coś jeszcze, zaraz wrzucę.