Wielka Wojna ręką Scypionową spisywana

Orki, Orki to potęga! Niech Katany żyją!
Awatar użytkownika
Kraszan
Postrach tajgi
Postrach tajgi
Posty: 391
Rejestracja: 16 maja 2008, 13:09
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Wielka Wojna ręką Scypionową spisywana

Post autor: Kraszan »

Wielka wojna. Lat 7123-7136 według kalendarza Gasty.

Prolog
Światło.
Powoli dociera do oczu starca. Nastał świt. Kolejny świt który ogląda z za krat. Który to już rok tu siedzi?
Ból.
Tak. Pamięta ten dzień. Dzień klęski. Świt wtedy wstał równie piękny jak dziś. Tylko sztandary na wieży bramnej były inne. Dlaczego? Tak musiało być?
Lęk.
Tego dnie też się bał. Upokorzony, bez swego toporomiecza. Jak nagi szedł w dół cytadeli.
Słońce.
Tylko ono daje mu świadectwo minionych lat. Dlaczego wciąż żyje? Po co Katan pozwolił mu żyć? Czy ma patrzeć jak wojna wyniszczy jego lud?
Powolnym ruchem starczej dłoni skrobie kolejną kartę księgi. Księgi, która nawet tytułu jeszcze nie posiadła.
Łzy.
Atrament zapisujący kolejne kartki miesza się z łzami opadającymi jak ciosy szabel orkowych nad jego głową. Tworzy historię wojny która doprowadziła go tu i teraz. Która stała się jego przeznaczeniem i która zgładziła marzenia o świecie bez wojen i krwi.
Orki.
Tak to one są i będą sprawcami wszystkich nieszczęść tego świata. Świata, który upaść musi i narodzić się ponownie pod ciężkim jarzmem orkowych stalowych butów. Upadło jego władztwo a wraz z nim resztka snu o wielkości jego rasy.
Pióro powoli biegnie po pergaminie. Zapisuje historię, która ma przetrwać wieki. Historię, dzięki której zgasła gwiazda REPTILIONÓW.
I.
Ciężki but żołnierski rozwala zniszczoną zmurszałą skrzynie.
- Dajcie tu ciury pochodnie bo ni jak nic nigda nie widział. Tu tylko jakiejś papiery i księgi. Nic więcej niema.
Przyświecając na wpół wypaloną pochodnią żołdak szczerząc pożółkłe kły po odbytym szkorbucie wyciąga opasłe tomiska.
- Daj to idioto, przecież ty nawet liczyć nie umiesz.
Delikatne ręce odziane w jedwabne rękawiczki z wyszywanymi runami przechwyciły księgę.
- To po reptiliońsku. A myślałem że tu już nic po nich nie znajdziemy. Szukajcie dalej a ja zerknę na te tomisko. Człowiek w szatach Magowskich usiadł w kącie zniszczonej przez czas biblioteki i otworzył księgę. Jego ręce zaczęły się tlić delikatny strużkiem energii. Czytając dotarło do niego co właśnie odnalazł.
II.
Staliśmy tak naprzeciw sobie jak dwie gigantyczne góry. Potęga sojuszu starych ras z cudownie błyszczącymi sztandarami i tam po drugiej stronie chaos – orcze psy wraz ze swoimi sługusami. Po mojej prawicy doborowe oddziały z miasta Gasta – 3 tysiące jazdy rycerskiej na antarach, po lewej stronie morze włóczni doskonałej piechoty z elfich lasów. Za nami w odległości 50 kroków strzelcy elficcy – 8 setek. Ta bitwa powinna rozstrzygnąć ostatecznie los orków. I rozstrzygnęła. Ale nasz. Staliśmy tak w świetle poranka czekając na atak tej orczej hołoty. Ale zamiast tego przyszła tylko mgła. Orki przepadły. A nasze cudowne bojowe jaszczury zaczęły nam wymierać. Chorowały na jakąś dziwną chorobę. Nawet magowie nic nie mogli wskórać. W tydzień straciłem 2 tysiące antarów. Już wiedziałem, że ta bitwa będzie naszą ostatnią w tej wojnie. Przez 13 lat ganiałem tego młokosa Katana z klanu Uruk przywódce orczych zastępów po Orkusie Wielkim od Gett-war-garu po Pustkowia Śmierci. Z mojej 30 tysięcznej armii została nas garstka ledwie 1 tysiąc jeźdźców na antarach i 3 tysiące piechoty. Nasi sojusznicy zostali pokonani w oddzielnych bitwach i zamknięci w okrążeniu w swych lasach. Przynajmniej oni ocaleją. Orki nie wejdą do Elfich Lasów nigdy. A ja teraz znów stoję tam na wzgórzu gdzie wszystko się zaczęło i gdzie wszystko się skończyć ma.
Ruszyli. Powoli dumnie. Już nie obdarci. Jak hołota. Zakuci w przedniej jakości stal krasnoludzką. Karni. Zbliżali się majestatycznie po pewne zwycięstwo.

Świst.
Zgrzyt.
Krzyk.
Czerń.
Ciałem targnął ból.

Obudziłem się leżąc w kałuży krwi braci mych. Sam. Wokół mnie setka orków. Cóż trzeba odejść z honorem skoro żyć honorowo już nie mogę. Nie mogłem. Powlekli na powrozie jak psa. Rzucili przed jego nogi. Bełkocząc coś w tym swoim niezrozumiałym języku. On podniósł mnie spojrzał i wtedy już wiedziałem, będę żył i patrzył jak niszczy dzieło mych przodków. Jak pali, burzy i łupi to co od wieków nie zaznało wiatrów wojny.
III.
Kolejne karty księgi człowiek pochłaniał oczyma jak wygłodzony wilk pożera swą zdobycz.
- To jest historia wielkiej wojny reptilionów i orków. Krzyknął chyba bardziej do siebie niż kompanów zajętych dewastowaniem kolejnego zamkniętego pomieszczenia.
- A pisze tam o skarbach !? odezwał się grubym głosem łysy wielkolud odziany tylko w futro z niedźwiedzia.
- Jak nie to se weś te papierochy nam one się ni jak nie przydadzą. Jeno zapłać ze 20 monet srebrnych na jakie piwo bom się my tu napocili srodze.
- Czy wy idioci wiedzie co ja do was mówię?? Powtarzam, to jest księga spisana ręką ostatniego cesarza imperium reptilionów!! Dociera do was matoły?
- Nie. Dawaj 50 srebrników za to, że nas wyzywasz ty fircyku ty. Energicznym ruchem dłoni bezzębny towarzysz wielkoluda dobył miecza zbliżając się do człowieka z księgą.
- Odsuń się idioto bo będziesz tego żałować do końca swoich marnych kilku minut życia!!
- Nic mi nie zrobisz ty czarusiu mam kości żaby na te twoje czaryyyyyyyy………!!!
Z ręki człowieka trzymającego księgę wystrzelił ognisty słup, który otoczył żołdaka złotym płomieniem i zamienił jego ciało w bezwładną płonącą masę mięsa.
- Do roboty debile. Nie zamierzam więcej tracić czasu na wasze durne pomysły.
Zasiadł powrotem pod ścianą jakby nic nigdy się nie stało. Tylko sfąd spalonego ludzkiego ciała świadczył o zajściu sprzed kilku minut.
IV.
Siedzę zamknięty w tej celi już 20 lat. Przynoszą tylko liście agawy i wodę. Raz dziennie. O bogowie jak strasznie zakpiliście z mego losu. Oddał bym życie za spacer po zielonych ogrodach zamku wysokiego Gasty. Nie wiem czy jeszcze ktoś żyje. Czy wojna trwa. Wiem tylko tyle, co przynoszą orkowi posłańcy. A ich wieści są przerażające. Cały Orkus jest w posiadaniu Katana. Elfy podpisały sojusz. Krasnoludy nie mieszały się do wojny od początku a teraz produkują broń dla orkowych regimentów. A z mojego królestwa zostały już tylko niedobitki rozsiane po lasach. Nie mogę w to wierzyć. Trzeba trwać w przekonaniu, że to kłamstwo to kolejna tortura. Tylko jak długo można w to wierzyć? Gdzie nasi sojusznicy z innych wysp. Czemu nie walczą z tą orczą hołotą. I te plotki, które doprowadzają mnie na skraj obłędu. Katan to , Katan tamto. O bogowie niech nadejdzie wreszcie kres mego żywota.

V.
Kolejna skrzynia uległa pod naporem maczugi wielkoluda.
- Tu cóś je. Jakieś szmaty. Kolorowe. Kazałeś se powiedzić.
Ciężka łapa wyciągnęła nad podziw idealnie utrzymany, zielonkawy kwadrat z płótna.
- Wygląda jak proporzec. Popisał się mały kędziorkowaty hobbit łypiąc ślepkami na kawałek materiału zwisającego z maczugi wielkoluda.
Oderwany od czytania człowiek zerwał się na nogi i podbiegł do kompanów z wyraźnym podekscytowaniem.
- Proporzec Cesarskiej Jazdy. Rycerzy osobistych Cesarza. To musi być jego ostatnia komnata. Szukajcie dalej tylko ostrożnie żeby niczego już więcej nie zniszczyć
Obrazek
tan Sssandor
Pała nie topór
Pała nie topór
Posty: 7
Rejestracja: 07 wrz 2008, 16:42

Re: Wielka Wojna ręką Scypionową spisywana

Post autor: tan Sssandor »

dobre :)
ODPOWIEDZ