Wrażenia z Toporiady, czyż nie? No to "let's rock":
Czwartek
LARP – koordynator: Sąsiad
„Szkoda, że tegoroczny LARP był gorzej przygotowany niż rok temu" – cytat znamienitego gościa tegorocznego konwentu.
Próbując ocenić organizację, przebieg i poziom tej „sesji na żywo” natrafiam na nieprzekraczalną barierę przyczyn i skutków, które uniemożliwiają mi jednoznaczne określenie, czemu nie wyszło tak, jak zakładałem. Powodów z pewnością było sporo, niektóre z nich poruszę, pozostałe przemilczę, gdyż nie chcę i nie powinienem omawiać ich publicznie, zostawiam je na ewentualne spotkanie organizatorów, gdzie poddamy wszystko dokładnej analizie.
Poświęciłem dużo czasu, by przygotować Larpa, zadbać o interesującą intrygę, rekwizyty i atrakcje poboczne. Zaprosiłem do sekcji najlepszych prowadzących, jakich miałem do dyspozycji. Odbyły się spotkania, na których dyskutowaliśmy nad kształtem przygotowywanego wydarzenia, redagowaliśmy scenariusz i wprowadzaliśmy niezbędne poprawki. Zostały wybrane lokacje terenowe. Projekt został w końcu dopracowany i zaakceptowany.
Wydawało się, że dobrze się przygotowaliśmy i przewidzieliśmy wszystkie ewentualności.
Był to, i nie sądzę, by któryś z członków ekipy miał co do tego inne zdanie, najdłużej omawiany i najlepiej przygotowany LARP Toporiadowy biorąc pod uwagę, że zamysłem było urzeczywistnienie idei LARP-a klasycznego.
I mimo wszystko nie wyszedł tak, jak tego oczekiwałem.
Złożyło się na to kilka czynników, w tym:
1. Zbyt mała liczba Mistrzów Gry w stosunku do liczby uczestników i rozmiarów terenu.
2. Niedoinformowanie uczestników o zasadach obowiązujących podczas rozgrywki. Okazało się, że umieszczenie reguł na Forum i w gazetce Larpowej nie wystarcza.
3. Brak stałej obecności co najmniej jednego prowadzącego w centrum, na głównym placu, co było wynikiem zachwiania proporcji wymienionej w punkcie pierwszym.
4. Niedostateczne przygotowanie miasteczka (brak tła do rozgrywki, wykorzystany był w zasadzie tylko jeden namiot, w którym znajdowała się karczma).
Przyczyn było dużo więcej i większość z nich przenika się i nierozerwalnie wiąże z już wypisanymi, ale one absolutnie nie mogą zostać ujawnione. To są wewnętrzne sprawy organizatorów i prowadzących.
Plusami były niewątpliwie gry festynowe (tutaj moje głębokie ukłony dla Nemrona i Little’a, którzy ze swych ról wywiązali się świetnie), dobrze funkcjonująca karczma przy placu (wielkie dzięki dla Ślimaka) oraz wycieczki poza miasto do konkretnych lokacji (niestety z powodu niedostatecznych zasobów ludzkich po stronie MG oraz zupełnie niespodziewanych wydarzeń wykorzystaliśmy tylko 2! z 5 miejsc terenowych).
Z uwagi na konieczność przesiadywania w karczmie przebieg LARP-a znam w większości z późniejszych przekazów MG i graczy, dlatego też poniższe słowa proszę odbierać jako subiektywne i selektywne:
chcę pogratulować tym, którzy byli najbliżej końcowego sukcesu związanego ze zdobyciem kart, a właściwie osiągnęli go, tyle że finał przybrał zupełnie inną formę niż zamierzona. Dziękuję zwłaszcza drużynie Elzy Lammermoore (w tym Amelce, Rodzynkowi, Ani H.), jak również Ilime, której (głównie dzięki zwinnym palcom) udało się w końcu skompletować Damę Kameliową, a także wszystkim pozostałym, którzy dzielnie i konsekwentnie podążali po nici głównego wątku. Nie jestem ani trochę zaskoczony, że to panie stanowiły awangardę uczestników gry. Dziewczyny, wspaniale sobie poczynałyście.
Gratuluję też:
- Straży Miejskiej, dobrze zorganizowanej ekipie, która jednak z uwagi na panujący chaos nie mogła wykorzystać swojego potencjału
- orszakowi hrabiego Thalberga, zwłaszcza za to, że przeżyli
- orkom dobrej i beztroskiej zabawy
- wszystkim pozostałym, którzy wytrwali do końca.
Osobne dzięki dla Zawiszy, obserwowanie twojej ucieczki przed strażnikami było bezcenne.
Mojemu ZESPOŁOWI MG, który wychodził ze skóry, by to wszystko nie przerodziło w niekontrolowane zamieszanie, co niestety nie do końca się udało.
Tegoroczny LARP-a był dla mnie, jako że pierwszy raz koordynowałem takie wydarzenie, nowym i niestety dość gorzkim doświadczeniem. Pewne wnioski da się jednak wyciągnąć dopiero po fakcie. Z kolei na niektóre rzeczy nie ma się wpływu.
LARP-a oceniam na trzy z plusem. Jak jego koordynator biorę na siebie pełną i wyłączną odpowiedzialność za wrażenia, jakich dostarczył i za jego poziom. Uczestnikom, którzy o LARP-ie mają negatywne zdanie przyznaję słuszność. Jest też wiele opinii pozytywnych, co cieszy i nieco osłabia moralnego kaca, który ciąży mi od czwartku, co nie znaczy, że było dobrze. Mogło być znacznie, znacznie lepiej.
Być może chciałem za dużo. Być może LARP był zbyt rozbudowany w stosunku do naszych fizycznych możliwości i po prostu nie udało nam się tego ogarnąć. A może wszystko po trochu.
Piątek
Otwarcie w reżyserii Mniejszego Zua
Koniec końców wyszło na to, że było to otwarcie zorganizowane przez samych Tatarów, które oficjalnie w programie nie było nazwane występem Tatarów. Rok temu daliśmy czadu. Mocno. Tak mocno, że więcej na razie nie byliśmy w stanie. Ten fakt oraz pierwszy jubileusz Toporiady sprawił, że tegoroczne otwarcie miało być zwrotem o 180 stopni w stosunku do naszych wcześniejszych dokonań, sentymentalną podróżą wstecz. Pozytywne akcenty zaplanowane w drugiej części przedstawienia miały tylko podkreślać ten dysonans. Niektórzy jednak spodziewali się najwidoczniej kontynuacji z ubiegłych lat, farsy i absurdu, toteż nie udało się wytworzyć takiej atmosfery, jaką sobie zakładaliśmy. Powtórzyć trzeba: na pewne rzeczy nie ma się wpływu.
Otwarcie oceniam jako udane, choć dane mi było odbierać je tylko audialnie, przez większość bowiem czasu ukrywałem się w namiocie przygotowując do ostatniego w „karierze” wystąpienia parodiującego głowę pewnego państwa. Kwestię organizacji otwarć z moim udziałem uważam za zamkniętą. Były to niezapomniane cztery lata i cztery różne występy, z których jako Tatar zawsze będę dumny.
Finito, over, double kill.
Sesja PC
Na pewno jedna z fajniejszych, jakie prowadziłem na Toporiadzie. Pierwsza, do której się tak rzetelnie przygotowałem. Dziękuję tym, którzy odwiedzili mnie, zwłaszcza, że dwie osoby uczyniły to ponownie. Pozdrowienia dla Shili, Vilritha(?) – chyba dobrze?, mhm... Basitara, że użyję imienia sesyjnego oraz Maga (mam nadzieję, że zdołałem choć trochę wykreować klimat, jaki moim zdaniem powinno mieć Poza Czasem – powodzenia w tworzeniu własnych opowieści w Tir Na Danu). Dobrze się bawiłem, środek sesji był kapitalny pod względem humoru, warto pamiętać Magu, że PC posiada potencjał również w tym obszarze. Aha, i przepraszam za patetyczne uśmiercenie was w finale.
Sobota
Głupota z klasą
Kontynuacja konkursu z ubiegłego roku na nieco zmienionych zasadach, chociaż w gruncie rzeczy skończyło się na tym samym, czyli fantastycznych wygłupach i sporej dawce dobrego aktorstwa. Spiritusem movensem tego punktu programu był Podczah i z zadania wywiązał się znakomicie, m.in. wykonując jeszcze przed rozpoczęciem tytaniczną pracę naganiania uczestników. Dziękuję wszystkim, zwłaszcza Aćce, Shili, Pakerowi, Suji i Ślimakowi, który znowu przegrał z nepotyzmem, symonią i korupcją. Gratuluję każdemu odwagi i umiejętności – zaklinam się, że nie zdołałbym tak fajnie odgrywać postaci, której rys otrzymałbym pięć minut wcześniej na małej kartce. Komisja dała radę, do siebie mam tylko niewielkie zastrzeżenie, że powinienem być bardziej aktywny, lecz nie starczyło weny, siły i wcześniejszego przygotowania. Wielkie gratulacje i podziw dla zwycięzców, Prozaca i Yagu – to był prawdziwy show.
Sesja Starcraft
Z przyczyn technicznych nie zrealizowaliśmy z Podczahem pomysłu wspólnej sesji, ograniczyłem się do grania u niego. Sesja fajna, dynamiczna, w dobrym składzie. Pic w namiocie niewiarygodny.
Na zakończeniu nie byłem, zmęczenie wzięło górę.
Dziękuję odrębnie:
1) Aćce za przyczynienie się do powstania kolejnej legendy o mnie (wygrałem konkurs!)
2) Drwicielowi, Suji i koledze z Ostrowca za rozmowy sobotniobardzowczesnoranne.
Jak napisał Sleem, Toporiada znalazła się na rozstaju i należy zastanowić się nad jej przyszłością. Jej formuła zmieniła się na przestrzeni lat, co w tym roku unaoczniło się najbardziej. Ludziom się podoba, mnie generalnie również, ale zaczyna brakować magii, poczucia więzi i tej małomiasteczkowej, wyjątkowo mi bliskiej hermetyczności.
Zawsze twierdziłem, że Toporiada nie jest moim konwentem, to materializacja idei grupy ludzi, z którą utrzymuję kontakty, którą lubię, i której zawsze będę starał się pomóc w miarę możliwości. Mimo, że w tym roku byłem jednym z organizatorów ta Toporiada nie była moim konwentem bardziej niż kiedykolwiek. Dużo się zmieniło.
Resztę przemyśleń i uwag zostawiam na inne okazje. To nie miejsce na to.
Man of the convent:
K8. Ten człowiek zrobił podczas zlotu więcej niż ktokolwiek inny. Trzy dni katorżniczego zapierdalania. To się pamiętać będzie.
Z duszpasterskim pozdrowieniem
Benek Skałojeb