Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
spoko jeżeli sie nie uda to zagramy kiedy czas pozwoli a wierzę, że kiedyś dane nam bedzie się spotkać w L5K.troche to dziwne że ludzie sie deklaruja a potem cisza.Przemas!możemy na ciebie liczyć?!
(...)gdyż erpegi drogi Graczu są jak śilnik w odkurzaczu
wciągną ciebie i twych ziomali lecz wyjdziecie z tego cali
bo cóż może być lepszego niż SESYJA na CAŁEGO?!
wciągną ciebie i twych ziomali lecz wyjdziecie z tego cali
bo cóż może być lepszego niż SESYJA na CAŁEGO?!
- Przemas
- Polucja drwala
- Posty: 211
- Rejestracja: 16 maja 2008, 14:22
- Lokalizacja: Miasto kwarciane Rawa
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
pewnie ale jest maly problem tylko do niedzieli bo nie dlugo mam testy i trza sie uczyć
Niemiec Moskal Nie Osiędzie,
Gdy Jąwszy Pałasza,
Hasłem Wszystkich Zgoda Będzie
I Ojczyzna Nasza.
Gdy Jąwszy Pałasza,
Hasłem Wszystkich Zgoda Będzie
I Ojczyzna Nasza.
- ^sadam
- Katowski No. 666
- Posty: 795
- Rejestracja: 05 wrz 2008, 15:20
- Lokalizacja: Ułan Bator!
- Kontakt:
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
Czekam jeszcze na Sąsiadów jakiś czas jeszcze, jak się nie wezmą w garść to szukam nowej ekipy.. ehh..
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
Keep the faith, Sadi W przyrodzie nic nie ginie, za kilka dni będziesz miał nasze propozycje. Równocześnie przepraszam za zwłokę, ale wszyscy wiecie przecież, że jestem Bardzo Zajętym Człowiekiem
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".
- Przemas
- Polucja drwala
- Posty: 211
- Rejestracja: 16 maja 2008, 14:22
- Lokalizacja: Miasto kwarciane Rawa
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
Jak już wiadomo ja z wami nie zagram chyba, że pod koniec roku szkolnego ( o ile będziecie jeszcze żyć)
Niemiec Moskal Nie Osiędzie,
Gdy Jąwszy Pałasza,
Hasłem Wszystkich Zgoda Będzie
I Ojczyzna Nasza.
Gdy Jąwszy Pałasza,
Hasłem Wszystkich Zgoda Będzie
I Ojczyzna Nasza.
- Tęcza(BHZR)
- Pała nie topór
- Posty: 17
- Rejestracja: 06 wrz 2008, 13:16
- Lokalizacja: Rawa Mazowiecka
- Kontakt:
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
Żeby nie zaśmiecać tematu ZŁOTE TOPORY.
Sadam, na mnie możesz liczyć i chętnie zagram w L5K. Nie wiem jak moja ekipa, ale może z 1 szt. by się jeszcze znalazła. Nie wyjeżdżamy za granicę, ani do szkoły więc jesteśmy zawsze na miejscu, to duży +
Sadam, na mnie możesz liczyć i chętnie zagram w L5K. Nie wiem jak moja ekipa, ale może z 1 szt. by się jeszcze znalazła. Nie wyjeżdżamy za granicę, ani do szkoły więc jesteśmy zawsze na miejscu, to duży +
- Ślimak
- Conan™ Seria Limitowana
- Posty: 1341
- Rejestracja: 16 maja 2008, 20:29
- Lokalizacja: Rawa Mazowiecka
- Kontakt:
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
Tęcza ty jako jeden z "prawie zwycięzców" konkursu na MG nie zrzucaj na innych tylko czytaj podstawkę i prowadź, jakby co wiesz gdzie mnie szukać....
Religion is like a penis. It's fine to have one and it's fine to be proud of it, but please don't whip it out in public and start waving it around... and PLEASE don't try to shove it down my child's throat.
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
Już od dłuższego czasu coś złowrogiego wisiało w powietrzu. Uczucie niepokoju spotęgowały kłębowiska czarnych jak czarcia smoła chmur przewalających się w potępieńczym tańcu nad rozłożonym na wzgórzu grodem. Lodowaty wiatr wzburzył wody jeziora, tworząc na jej powierzchni złudne formy gniewnych oblicz, jęcząc wśród osypujących się z liści gałęzi wysokim, przenikliwym tonem, światła wielu olejnych latarni migotały i gasły, ostatni przechodnie stawiając w pośpiechu kołnierze kierowali się w stronę zacisza domostw. Iście zimowy zmierzch pogrążył gród w posępnej zadumie, przyoblekając myśli mieszkańców całunem chłodnym jak płyta katafalku, kryjącym za nieprzeniknioną warstwą mroku niewypowiedziane błagania i niewyszeptane modlitwy.
Ale On szedł dalej. Determinacja widoczna w rzucających błyski oczach i zaciśniętych ustach silniejsza była od żądań i gróźb bezimiennych potęg usiłujących skruszyć Jego upór. Pierwsze grube krople deszczu uderzyły o nawierzchnie pustych alejek, niewyraźne grzmoty przetoczyły się nad rozciągającymi się po drugiej stronie jeziora polami, pierwsze gałęzie poczęły giąć się pod naporem wzmagającego swe wysiłki wiatru – a On nie zawahał się, nie zwolnił, wciąż krocząc w obranym kierunku. Nieprzychylne moce widząc swą bezsiłę zadygotały z wściekłości i zwielokrotniły natarcie, naginając do swej woli wszystkie dostępne żywioły, smagając Go wiatrem, uderzając pyłem i drobinkami ziemi, siecząc razami wirującej wody – wszystko na próżno. Wzgórze pogrążone było w ciemności, ale w jednym domu tliło się niewielkie źródło światła. Gdy kroki wędrowca zabrzmiały na brukowanym podjeździe stłumionym przez wycie wichru stukiem, otwarły się wrota prowadzące do podziemi budynku i jakaś sylwetka zamajaczyła w świetle zawieszonej u stropu lampy. Musiano Go oczekiwać dokładnie o tej godzinie, gdyż w panujących warunkach najczulsze nawet ucho nie wyłowiłoby dźwięku kroków. Nikły uśmiech satysfakcji zagościł w kąciku ust przybysza, gdy wchodził do małej powozowni, ciepłej i suchej. Odrzwia poczęły sunąc ku dołowi, odgradzając wnętrze od szalejącej burzy. Mężczyzna podszedł do stojącego w głębi pomieszczenia człowieka. Wymienili uścisk dłoni.
- Przybyłeś – w tym lakonicznym stwierdzeniu zaskoczenie mieszało się z podziwem. Ten, który otworzył wrota, musiał widocznie wątpić w zjawienie się gościa i teraz nie potrafił tego ukryć.
Przybysz wzruszył ramionami:
- Przecież tak ustaliliśmy.
- Słusznie, ale... – człowiek stojący w głębi zawahał się – ta pogoda... nieprzyjemnie się zrobiło. Sądziłem, że dasz sobie spokój. Że odpuścisz.
- Nie mogłem – głos przybysza ciął powietrze niczym stal – dobrze wiesz. To mój dzień.
- Tak, masz rację – pokiwał głową gospodarz – zapomniałem, ile to dla ciebie znaczy. Wybacz – położył mu rękę na ramieniu.
- Nie żywię urazy. To moje brzemię i sam muszę się z tym uporać.
Spojrzeli sobie w oczy. Mocno, po męsku. Wtem dostojną ciszę przerwał wrzask dochodzący gdzieś z korytarza:
- Sąsiad, pało! Gdzie moja K10?!!!
Obaj stojący uśmiechnęli się.
- Tęcza-san już jest? – zapytał przybysz.
- Tak, przybył przed parunastoma minutami. Wchodź, i niech Fortuny ci sprzyjają.*
* powyższy tekst jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, zmodyfikowanych nieco przez autora w celu nasycenia treści dramaturgią (zabieg jak widać był udany, bo opis roziskrzony jest od emocji, a jak tego nie poczułeś, to oczywiście się nie znasz i wiedz, że mama cię nie kocha).
Towarzysze i towarzyszki, niech mnię wolno ogłosić bendzie, że oto w domenie Rawom zwanej bogaty w talenta młodzian był się pojawił, swego czasu na cześć dyktatora osławionego nazwan i pod pseudonimem od imienia jego rozpoznawany, i sesyje erpegowom kilku wywrotowcom zadał, czego świadkiem bezpośrednim i naocznym byłem, a jak się działo i co w tym ważnego bywało, tera właśnie opowiem.
W ostatnią niedzielę, czyli 30.09.2007 r. odbyła się bodajże pierwsza w dziejach Rawy (jeśli jestem dostatecznie zorientowany) sesja w Legendę Pięciu Kręgów, a smaczku pikantnego całej aferze dodaje fakt, że mistrzował Sadam, co dla niego było pierwszym i okrągłym debiutem. No to po kolei:
Opisy: długie, wyczerpujące, dość bogate w szczegóły, choć czasami niepotrzebnie powielane, szczególnie w zakresie uczestniczących w danym wydarzeniu postaci. Znać, że prowadzący starannie przygotował się do tego elementu chcąc wznieść przed oczami graczy świat żywy, kompleksowy, niezależny. W dużej części się to udało, niedociągnięciem rzutującym jednak na ocenę całości była okresowa powolność narracji, co nie zawsze dało się usprawiedliwić konwencją systemu lub wydarzeniami; zmiany tempa, rwanie opisów i nieco monotonna intonacja – w niektórych momentach to przeszkadzało, w niektórych nie. Całość oceniam pozytywnie, gdyż wytknięte przeze mnie błędy są nieuniknione dla początkujących Misiów i naturalnie do poprawienia. Sadam nie uciekł od presji sytuacji i niekiedy dało się to zaobserwować, trzeba jednak podkreślić , że wraz z upływem czasu czuł się w swojej roli coraz swobodniej, szczególnie pod sam koniec, gdy gracze swą niebanalną pomysłowością sprawili, że konwencja systemu podupadła, zaadaptowana do reguł bliższych „Canonball Run” niż świata honorowych i posągowych wojowników. O fabule słów kilka później.
Mechanika: opanowana przez prowadzącego w stopniu dobrym, lepszym niż moje początki w PC, choć akurat kostkowanie w PC jest bardziej skomplikowane. Bez większych zastrzeżeń.
BN-i: dobrze odgrywani, co prawda „podręcznikowo”, ale takie są założenia systemu i dobrze, że Mistrz im hołdował. Tego oczekujemy jako gracze, pragnąc poczuć klimat średniowiecznej Japonii.
Scenariusz: z podręcznika, tutaj więc bez oceny. Mankamentem na pewno częste posiłkowanie się wskazówkami z książki, co niestety wpływało czasem na dynamikę.
Generalnie prowadzenie Sadama było podporządkowane założeniom i regułom zapisanym w podręczniku, tak pewnie będzie i w najbliższej przyszłości. Wszyscy Misiowie wiedzą, że zasadniczo nie jest to błędem, wiadomo jednak, że takim pilnowaniem zasad próbuje się przysłaniać braki improwizacyjne, gdy akurat wymagana jest niestandardowa reakcja na sesyjne zdarzenia. W przypadku Sadama nie jest to wadą, gdyż każdy prowadzący potrzebuje czasu na okrzepnięcie i przyzwyczajenie się do wybryków graczy, tu więc czas pokaże, jak nowo kreowany Miś będzie się rozwijał. Mam dobre przeczucia, gdyż wielokrotnie podczas sesji Sadam odpowiednio reagował na nasze czyny lub komentarze, których przygotowując się do sesji przewidzieć nie mógł. Sugerowałbym tylko rezygnację ze zbyt bezpośredniego opisywania, co gracze czują w danej sytuacji lub co jakiś BN sądzi na ich temat, gdyż jest to pozbawianie gracza możliwości zastanowienia się nad swoimi przyszłymi ruchami i eliminowanie tego niezbędnego pierwiastka tajemniczości, który powinien towarzyszyć przygodom bohaterów. Takie zaś komentarze Mistrza zauważyłem co najmniej dwukrotnie (przywołanie tych sytuacji nie jest w tym miejscu potrzebne). Moja rada – nie obnażać powodów pojawienia się BN-ów i nie ilustrować ich myśli, domysły należy zostawić graczom.
Kolejna sprawa – więcej asertywności, Sadamie. Pamiętaj, że gracze zrobią wszystko, by przeforsować swoje projekty. Trzeba ich wysłuchać, ale to ty prowadzisz i ostateczne decyzje należą do ciebie. Zdarzyło się raz czy dwa na sesji, że subtelnie przepchnęliśmy parę rzeczy. Nie miało to dużego wpływu, nikt na tym nie ucierpiał, bądź jednak na takie sprawy wyczulony. Pozwolić graczom pograć a zezwolić na hasanie to dwie różne sprawy. Tak na przyszłość.
Fabuła: trzech wojowników, każdy z innego klanu, przybywa na coroczny turniej mający wyłonić najlepszych z najlepszych. Samurajowie nie znają się, lecz z przyczyn tonących już w odmętach dziejów słyszeli o sobie i mają dołożyć wszelkich starań, by się odszukać. Tak też się stało i do zawodów przystąpiliśmy jako koalicjanci, co wydatnie pomogło przy konkurencji biegu przełajowego, gdy odłożyliśmy na bok bushido i poczęliśmy z godną podziwu konsekwencją przeszkadzać pozostałym uczestnikom w dotarciu do celu przed nami. Wojownik z klanu Skorpiona stwarzał nieco kłopotów, w końcu jednak udało się go spacyfikować; dodać muszę, że święcie oburzyło nas jego zachowanie, próbował bowiem oszukiwać na trasie wyścigu, co oczywiście jest niegodne samuraja. Nasze zachowanie mieściło się zaś w przyjętych powszechnie ramach i tej wersji będziemy się stanowczo trzymać
Muszę jeszcze się pochwalić, że pod koniec podróży (która trwała miesiące całe, pochodzę bowiem z klanu Kraba mającego swe prowincje pod Wielkim Murem) udało mi się pozyskać syna pewnego karczmarza na pomocnika. Mam zamiar uczynić go mym giermkiem, a w przyszłości patronować jego staraniom o wejście w poczet samurajów, choć tu niestety ważną przeszkodą może okazać się jego pochodzenie. Gdyby się nie udało, na pewno zostanie on dowódcą mojego osobistego oddziału.
Podsumowanie:
Mistrz Gry – ocena 4/6 (pewnie nieco na wyrost, ale naprawdę niedużo, debiut wypadł nieźle)
Sesja – 4/6 (na plus klimat, fabuła i wykreowany opisami świat, minusami kulejąca czasem dynamika, zbyt częste podpieranie się podręcznikiem i w dwóch przypadkach niewłaściwie formułowane sugestie)
Ogólnie – brawo za odwagę, brawo za powodzenie, pisz no waćpan kampanię, bo łoić będziemy
Ale On szedł dalej. Determinacja widoczna w rzucających błyski oczach i zaciśniętych ustach silniejsza była od żądań i gróźb bezimiennych potęg usiłujących skruszyć Jego upór. Pierwsze grube krople deszczu uderzyły o nawierzchnie pustych alejek, niewyraźne grzmoty przetoczyły się nad rozciągającymi się po drugiej stronie jeziora polami, pierwsze gałęzie poczęły giąć się pod naporem wzmagającego swe wysiłki wiatru – a On nie zawahał się, nie zwolnił, wciąż krocząc w obranym kierunku. Nieprzychylne moce widząc swą bezsiłę zadygotały z wściekłości i zwielokrotniły natarcie, naginając do swej woli wszystkie dostępne żywioły, smagając Go wiatrem, uderzając pyłem i drobinkami ziemi, siecząc razami wirującej wody – wszystko na próżno. Wzgórze pogrążone było w ciemności, ale w jednym domu tliło się niewielkie źródło światła. Gdy kroki wędrowca zabrzmiały na brukowanym podjeździe stłumionym przez wycie wichru stukiem, otwarły się wrota prowadzące do podziemi budynku i jakaś sylwetka zamajaczyła w świetle zawieszonej u stropu lampy. Musiano Go oczekiwać dokładnie o tej godzinie, gdyż w panujących warunkach najczulsze nawet ucho nie wyłowiłoby dźwięku kroków. Nikły uśmiech satysfakcji zagościł w kąciku ust przybysza, gdy wchodził do małej powozowni, ciepłej i suchej. Odrzwia poczęły sunąc ku dołowi, odgradzając wnętrze od szalejącej burzy. Mężczyzna podszedł do stojącego w głębi pomieszczenia człowieka. Wymienili uścisk dłoni.
- Przybyłeś – w tym lakonicznym stwierdzeniu zaskoczenie mieszało się z podziwem. Ten, który otworzył wrota, musiał widocznie wątpić w zjawienie się gościa i teraz nie potrafił tego ukryć.
Przybysz wzruszył ramionami:
- Przecież tak ustaliliśmy.
- Słusznie, ale... – człowiek stojący w głębi zawahał się – ta pogoda... nieprzyjemnie się zrobiło. Sądziłem, że dasz sobie spokój. Że odpuścisz.
- Nie mogłem – głos przybysza ciął powietrze niczym stal – dobrze wiesz. To mój dzień.
- Tak, masz rację – pokiwał głową gospodarz – zapomniałem, ile to dla ciebie znaczy. Wybacz – położył mu rękę na ramieniu.
- Nie żywię urazy. To moje brzemię i sam muszę się z tym uporać.
Spojrzeli sobie w oczy. Mocno, po męsku. Wtem dostojną ciszę przerwał wrzask dochodzący gdzieś z korytarza:
- Sąsiad, pało! Gdzie moja K10?!!!
Obaj stojący uśmiechnęli się.
- Tęcza-san już jest? – zapytał przybysz.
- Tak, przybył przed parunastoma minutami. Wchodź, i niech Fortuny ci sprzyjają.*
* powyższy tekst jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, zmodyfikowanych nieco przez autora w celu nasycenia treści dramaturgią (zabieg jak widać był udany, bo opis roziskrzony jest od emocji, a jak tego nie poczułeś, to oczywiście się nie znasz i wiedz, że mama cię nie kocha).
Towarzysze i towarzyszki, niech mnię wolno ogłosić bendzie, że oto w domenie Rawom zwanej bogaty w talenta młodzian był się pojawił, swego czasu na cześć dyktatora osławionego nazwan i pod pseudonimem od imienia jego rozpoznawany, i sesyje erpegowom kilku wywrotowcom zadał, czego świadkiem bezpośrednim i naocznym byłem, a jak się działo i co w tym ważnego bywało, tera właśnie opowiem.
W ostatnią niedzielę, czyli 30.09.2007 r. odbyła się bodajże pierwsza w dziejach Rawy (jeśli jestem dostatecznie zorientowany) sesja w Legendę Pięciu Kręgów, a smaczku pikantnego całej aferze dodaje fakt, że mistrzował Sadam, co dla niego było pierwszym i okrągłym debiutem. No to po kolei:
Opisy: długie, wyczerpujące, dość bogate w szczegóły, choć czasami niepotrzebnie powielane, szczególnie w zakresie uczestniczących w danym wydarzeniu postaci. Znać, że prowadzący starannie przygotował się do tego elementu chcąc wznieść przed oczami graczy świat żywy, kompleksowy, niezależny. W dużej części się to udało, niedociągnięciem rzutującym jednak na ocenę całości była okresowa powolność narracji, co nie zawsze dało się usprawiedliwić konwencją systemu lub wydarzeniami; zmiany tempa, rwanie opisów i nieco monotonna intonacja – w niektórych momentach to przeszkadzało, w niektórych nie. Całość oceniam pozytywnie, gdyż wytknięte przeze mnie błędy są nieuniknione dla początkujących Misiów i naturalnie do poprawienia. Sadam nie uciekł od presji sytuacji i niekiedy dało się to zaobserwować, trzeba jednak podkreślić , że wraz z upływem czasu czuł się w swojej roli coraz swobodniej, szczególnie pod sam koniec, gdy gracze swą niebanalną pomysłowością sprawili, że konwencja systemu podupadła, zaadaptowana do reguł bliższych „Canonball Run” niż świata honorowych i posągowych wojowników. O fabule słów kilka później.
Mechanika: opanowana przez prowadzącego w stopniu dobrym, lepszym niż moje początki w PC, choć akurat kostkowanie w PC jest bardziej skomplikowane. Bez większych zastrzeżeń.
BN-i: dobrze odgrywani, co prawda „podręcznikowo”, ale takie są założenia systemu i dobrze, że Mistrz im hołdował. Tego oczekujemy jako gracze, pragnąc poczuć klimat średniowiecznej Japonii.
Scenariusz: z podręcznika, tutaj więc bez oceny. Mankamentem na pewno częste posiłkowanie się wskazówkami z książki, co niestety wpływało czasem na dynamikę.
Generalnie prowadzenie Sadama było podporządkowane założeniom i regułom zapisanym w podręczniku, tak pewnie będzie i w najbliższej przyszłości. Wszyscy Misiowie wiedzą, że zasadniczo nie jest to błędem, wiadomo jednak, że takim pilnowaniem zasad próbuje się przysłaniać braki improwizacyjne, gdy akurat wymagana jest niestandardowa reakcja na sesyjne zdarzenia. W przypadku Sadama nie jest to wadą, gdyż każdy prowadzący potrzebuje czasu na okrzepnięcie i przyzwyczajenie się do wybryków graczy, tu więc czas pokaże, jak nowo kreowany Miś będzie się rozwijał. Mam dobre przeczucia, gdyż wielokrotnie podczas sesji Sadam odpowiednio reagował na nasze czyny lub komentarze, których przygotowując się do sesji przewidzieć nie mógł. Sugerowałbym tylko rezygnację ze zbyt bezpośredniego opisywania, co gracze czują w danej sytuacji lub co jakiś BN sądzi na ich temat, gdyż jest to pozbawianie gracza możliwości zastanowienia się nad swoimi przyszłymi ruchami i eliminowanie tego niezbędnego pierwiastka tajemniczości, który powinien towarzyszyć przygodom bohaterów. Takie zaś komentarze Mistrza zauważyłem co najmniej dwukrotnie (przywołanie tych sytuacji nie jest w tym miejscu potrzebne). Moja rada – nie obnażać powodów pojawienia się BN-ów i nie ilustrować ich myśli, domysły należy zostawić graczom.
Kolejna sprawa – więcej asertywności, Sadamie. Pamiętaj, że gracze zrobią wszystko, by przeforsować swoje projekty. Trzeba ich wysłuchać, ale to ty prowadzisz i ostateczne decyzje należą do ciebie. Zdarzyło się raz czy dwa na sesji, że subtelnie przepchnęliśmy parę rzeczy. Nie miało to dużego wpływu, nikt na tym nie ucierpiał, bądź jednak na takie sprawy wyczulony. Pozwolić graczom pograć a zezwolić na hasanie to dwie różne sprawy. Tak na przyszłość.
Fabuła: trzech wojowników, każdy z innego klanu, przybywa na coroczny turniej mający wyłonić najlepszych z najlepszych. Samurajowie nie znają się, lecz z przyczyn tonących już w odmętach dziejów słyszeli o sobie i mają dołożyć wszelkich starań, by się odszukać. Tak też się stało i do zawodów przystąpiliśmy jako koalicjanci, co wydatnie pomogło przy konkurencji biegu przełajowego, gdy odłożyliśmy na bok bushido i poczęliśmy z godną podziwu konsekwencją przeszkadzać pozostałym uczestnikom w dotarciu do celu przed nami. Wojownik z klanu Skorpiona stwarzał nieco kłopotów, w końcu jednak udało się go spacyfikować; dodać muszę, że święcie oburzyło nas jego zachowanie, próbował bowiem oszukiwać na trasie wyścigu, co oczywiście jest niegodne samuraja. Nasze zachowanie mieściło się zaś w przyjętych powszechnie ramach i tej wersji będziemy się stanowczo trzymać
Muszę jeszcze się pochwalić, że pod koniec podróży (która trwała miesiące całe, pochodzę bowiem z klanu Kraba mającego swe prowincje pod Wielkim Murem) udało mi się pozyskać syna pewnego karczmarza na pomocnika. Mam zamiar uczynić go mym giermkiem, a w przyszłości patronować jego staraniom o wejście w poczet samurajów, choć tu niestety ważną przeszkodą może okazać się jego pochodzenie. Gdyby się nie udało, na pewno zostanie on dowódcą mojego osobistego oddziału.
Podsumowanie:
Mistrz Gry – ocena 4/6 (pewnie nieco na wyrost, ale naprawdę niedużo, debiut wypadł nieźle)
Sesja – 4/6 (na plus klimat, fabuła i wykreowany opisami świat, minusami kulejąca czasem dynamika, zbyt częste podpieranie się podręcznikiem i w dwóch przypadkach niewłaściwie formułowane sugestie)
Ogólnie – brawo za odwagę, brawo za powodzenie, pisz no waćpan kampanię, bo łoić będziemy
"Kiedyś obudzicie się ze zdziwieniem, że dymają was z każdej strony na zmiany. Raz dobre, raz lepsze".
- Tęcza(BHZR)
- Pała nie topór
- Posty: 17
- Rejestracja: 06 wrz 2008, 13:16
- Lokalizacja: Rawa Mazowiecka
- Kontakt:
Re: Legenda Pięciu Kręgów [L5K] - czyli samurajskie fantasy
Nie za wiele mogę dodać od siebie, gdyż Sąsiad wyczerpał chyba wszystko, a w większości się z nim zgodzę.
Pomimo początkowych trudność MG, które już w trakcie sesji stopniowo zanikały, podobało mi się bardzo. Mam nadzieję, że to nie zakończy się jednostrzałówką i będzie nam dane doczekać końca Topazowych Mistrzostw.
Pomimo początkowych trudność MG, które już w trakcie sesji stopniowo zanikały, podobało mi się bardzo. Mam nadzieję, że to nie zakończy się jednostrzałówką i będzie nam dane doczekać końca Topazowych Mistrzostw.
- ^sadam
- Katowski No. 666
- Posty: 795
- Rejestracja: 05 wrz 2008, 15:20
- Lokalizacja: Ułan Bator!
- Kontakt:
KzS
Doooobre . W końcu odważyłeś się poprowadzić ? I czemu ja o tym nic nie wiedziałem ?! Jak było ogólnie, jeśli można takiego małego offtopa założyć ?
[Odpowiedź przeniesiona z tematu Kwiatki z Sesji, odnośnie sesji w L5K
BTW: Jankoś, Ty też jesteś modem i mogłeś to zrobić ]
[Odpowiedź przeniesiona z tematu Kwiatki z Sesji, odnośnie sesji w L5K
BTW: Jankoś, Ty też jesteś modem i mogłeś to zrobić ]