Sekret pisze:No to żebyś się Macieju nie zawiódł. Bo książka jest świetna - chyba każdy się zgodzi, ale o tym filmie krążą już różne opinie. Niestety same złe. :/
Zamiast kierować się jazgotem internetowych krytyków i malkontentów, zaufałem swojej intuicji i trailerowi, i poszedłem do kina. Trzy słowa do księdza prowadzącego:
Ender. Kopie. Dupę.
Zastosowałem kilka, w moim odczuciu zdrowych zasad, co pozwoliło mi przeżyć w kinie niezapomniane chwile. Po pierwsze nie porównywałem filmu z książką na zasadzie co lepsze, bo to tak jakby porównywać żaglówkę z motocyklem. Co za tym idzie nie porównywałem książki z filmem względem zgodności z oryginałem (która i tak jest dość wysoka). Po drugie nie wywindowałem swoich wymagań pod niebo, mimo że, Gra Endera to moja najukochańsza książka wszech czasów. Liczyłem na film dobry, a nie na arcydzieło. Po trzecie zaś, nie oczekiwałem, że reżyser co do joty odzwierciedli moją wizję książki, a byłem ciekaw jaka jest jego wizja.
I co się okazało? Moim zdaniem film świetny. Owszem cała historia dość okrojona i prowadzona chyba w odrobinę zbyt szybkim tempie (szkoda, że ucierpiał na tym wątek Szkoły Bojowej), ale przy takich ramach czasowych film po prostu nie mógł wyglądać inaczej. Mimo tego obraz ogląda się świetnie, akcja płynie wartko, efekty są na najwyższym poziomie, a gra aktorska nie pozostawia nic do życzenia. Asa Butterfield jako Ender - czapki z głów, szesnastoletni chłopak, a zagrał jak ukształtowany aktor z najwyższej półki, w porównaniu z nim Daniel Radcliffe w Harym Potterze wypada bladziutko, przy całej mojej dla niego sympatii. Harrison Ford jako Graff - po prostu na swoim (czyli mistrzowskim) poziomie. Ben Kingsley jako Mazer Rackham - rewelacja (dla lingwistów istna perełka w postaci jego australijskiego/nowozelandzkiego akcentu).
Wniosek (niezbyt odkrywczy): w internecie może się wypowiedzieć byle debil, na co dobitnym dowodem są komentarze pod Grą Endera na Filmwebie. Wystarczy zdrowe podejście do tego filmu (niestety w dużej części fani książki nie potrafio), aby oglądać ten film z zapartym tchem. Także, panie Piotrze, dupa w troki i do kina. Warto.