Sesja była naprawdę miodzio i myślę że moi koledzy z drużyny to potwierdzą. Zanim przejdę do sedna, chciałem zaznaczyć że Ślimak przekonał mnie, że MOŻNA grać w "Wampira: Maskaradę"! Nie byłem przeciwnikiem tej gry, ale najnormalniej w świecie nie mogłem wyobrazić sobie sensownej sesji. Aż dane było mi ją zobaczyć.
1) Tworzenie postaci w trakcie. Otóż nie losowaliśmy żadnych głupich kropków, ani procentów - dowiedzieliśmy się kim są nasi bohaterowie "z zawodu" (studentami z łódzkiej polibudy baj de łej) i kreowaliśmy ich osobowości. Zaczęliśmy od wymyślania wspólnych wspomnień, odpowiednio naprowadzani przez Mistrza Gry. Wyszło znakomicie, nim się spostrzegliśmy byliśmy w posiadaniu fajnych, charakterystycznych typków ze wspólnymi wspomnieniami.
MG rzucał zdarzenie które spotkało nas w przeszłości, a my dopełnialiśmy opowieści swoimi relacjami, opisami i uzasadnieniami zachowań. Na tej sesji, w tak wymyślonej ekipie - sprawdziło się bosko. Czy jest to dobry pomysł do regularnego używania? Myślę że tak, ale dajcie jeszcze pomyśleć
2) Sesja.
Początkowo pomysł wydał mi się (conajmniej) ryzykowny. Postacie były studentami czwartego roku politechniki łódzkiej, na wydziale informatycznym. Z zamiłowania - hakerami. Trzy zupełnie różne osobowości, od nadzianego kogucika po klasowego "geeka". Połączeni pasją i wspólnie działający w sieci. Cholernie dobrzy w tym co robią.
---
Zaczęło się, jakże by inaczej, na imprezie w akademiku. Właśnie tam zagadnęła do nas (niewiarygodne!) najpiękniejsza laska w całym akademiku. Ba, na całej pieprzonej uczelni! Po prostu zielonookie, rude cudo.
Sam ten fakt sprawił, że wieczór był wyjątkowy. Mało tego, Ania chciała żebyśmy jej pomogli. Cholera wie skąd dowiedziała się o naszym hakerskim hobby, ale uwierzcie mi - nie było czasu się nad tym zastanawiać. Sprawa była nie cierpiąca zwłoki i troche nieprawdopodobna. Ale nie odmawia się Ani Kochanek, jasne? Podobno szantażował ją jeden profesor z uczelni, a miał czym. Ania sypiała z tym starcem, a starzec miał kamerę video. Jego taktyka była dość mętna (facet pogrzebał by siebie wraz z upokorzoną Anią), ale mówiłem - to była Ania Kochanek i trzeba było działać bardzo szybko. Ona była w ciąży, a stary fagas chciał aborcji.
Plik wideo dziadzina trzymał na szkolnym serwerze, więc trzeba nam było dwóch dni "non stop color" przy kompach, żeby spokojnie wejśc i skasować plik. Nie myślcie, że nie chcieliśmy go zobaczyć. Ale tempo i moralność Eustachego sprawiła, że obeszliśmy się smakiem.
Tak czy siak, plik został skasowany, profesor Starski dostał w dupę, Ania zostawiła list z podziękowaniami i zniknęła. Co prawda wszyscy trzej upieprzyliśmy egzamin przez tę robotę, ale - było, minęło. Żadnemu z nas źle się nie studiuje, nie spieszy się nam.
---
Ale tak naprawdę, dziać zaczęło się kilka godzin potem. Ktoś widzial nasz włam na serwer polibudy i wpłacił po 300.000 zeta na nasze konta, twierdząc że to zapłata za robotę - kontaktowałe się z nami przez "tlen". Ocipieliśmy, dosłownie. Mało powiedziane, odjebało nam.
Potem zaproponował robotę i trzy razy tyle forsy. Za włam na ścierwer Microsoftu. Może było to naiwne z naszej strony, ale nawet Michał, którego starzy są dziani, ześwirował na widok kasy na koncie. Facet od tak, wpłacił nam po trzysta patoli. Poza tym, jesteśmy cholerną elitą. Jeśli ktoś mógł wpieprzyc sie na serwer MS, to tylko i wyłącznie MY. Poza tym, nasz "nowy szef" bredził coś o "odbieraniu swojej kasy w narządach", jeśli się nie uda.
---
Jak myślicie? Udało się. Dzisiaj myślę że pracodawca nam w tym pomógł, ale to niczego nie zmienia. Poszło w dwa tygodnie, moment później mieliśmy po 1.000.000 $ na kontach, a dwa momenty później wystawiliśmy największą imprezę w mieście Łodzi. W życiu się tak nie bawiłem. I już nie będę.
----
Umówił się z nami na Gdańskiej, w starej kamienicy. Był popieprzony, generalnie - bawił się nami. Niemłody, elegancki, nadziany jak cholera. Usługiwała mu Ania Kochanek. Pamiętacie Anię? Nawet nie pytaliśmy. Eustachy trochę się gościem i jego tytułem hrabiego podniecał, ale szybko przeszło - zaraz po tym jak zapytał czy wierzymy w nieśmiertelność i wypalił sobie trzy kule prosto w klatę.
Już dzwoniłem po taryfę, ale on wstał i strzałem w stopę zmusił mnie, żebym tego nie robił.
---
Obudziliśmy się w czymś, co wyglądało na stary bunkier. W każdym razie podziemia. Ciemne, wilgotne, paskudne. Michał znalazł nawet ludzką czaszkę, gdzieś na ziemi. Wtedy już, kurwa, wiedziałem że zabawił się nami popapraniec, a przed oczami miałem sceny z "Hostel" i innych tanich slasherów. Wszystko leciało jak na pieprzonym filmie.
Anię Kochanek też tam była. Przed chwilą poroniła, albo dokonano na niej aborcji. Siedziała, otumaniona, śpiewała pieśń, coś o odganianiu cieni. Pełna, pełna schiza. Nie było z nią kontaktu.
Pojawił się, rzecz jasna, nasz "szef". Chciał żebyśmy się pozabijali, najwyraźniej. Dał nam pistolet z dwiema kulami i sprawił, że z pieprzonego bunkra zaczęło uciekać powietrze. Mogliśmy próbować zabić się we trzech dwiema kulami, albo czekać na pękające płuca. A na dodatek piękna Ania umierała tuż obok.
---
Dalej? Niewiele pamiętam. Wiem, że nie strzelalismy do siebie. Chcieliśmy sobie ulżyć, ale było za późno. Świece zgasły, światło zniknęlo wraz z resztkami tlenu w pomieszczeniu. Umarłem, tak jak Michał i Eustachy.
---
Piliśmy jej krew, jak pierdolone zwierzęta.
---
Rozerwałem wieko. Wygrzebałem się spod ziemi. Hrabia czekał pod drzewem. Niewiele tłumaczył, sypał frazesami. Wszystko się dokumentnie popieprzyło, bo nie możemy już umrzeć. Mimo że właśnie teraz, po raz pierwszy w życiu, chciałbym aby świat się mnie pozbył.