Strona 1 z 1

Świat według Buma

: 04 gru 2016, 20:32
autor: Tęcza
O Żywocie Buma Słów Kilka

„Straszna straszność”

Wiem, że dawno nie zaglądałem do tego pamiętniczka. Jednak czuję, że niektóre zdarzenia i sytuacje powinny zostać przelane na papier. Bo widzicie moi mili, od mojego ostatniego wpisu robiłem, można powiedzieć, bardzo standardowe rzeczy. Latałem po Barsawii, dowiadywałem się, że gdzieś tam tam siam, ktoś robi komuś krzywdę i leciałem rozwiązać problem. Czasem był to horror, czasem łowcy niewolników (tfu) albo po prostu zwykła banda rozbójników. Do tej pory miałem możliwość rozwiązywać takie problemy w sposób doskonale mi znany, czyli walką. Obecnie jednak znajduję się w sytuacji, w której nie do końca się odnajduję, to po pierwsze. Po drugie…mam dziwne wrażenie, że ja i moi podopieczni, będziemy mieli nie lada problem by z tego całego bałaganu wyjść obronną ręką. W skrócie, pierwszy raz od dawna, boję się o własne życie i życie moich bliskich. Ale może od początku…
„Mierielownia - pierwsze spotkanie”
Leciałem właśnie z ważną misją, którą sam sobie wymyśliłem. Szukałem Ornithoptera alexandrae. To gatunek motylka, bardzo ładnego motylka. Tak sobie wymyśliłem, że jakbym wreszcie spotkał Królową Wietrzniaków to dobrze by było mieć ze sobą podarunek, a słoik tych pięknych stworzeń to doskonały prezent dla naszej Pani. Z tym, że nie wiedziałem gdzie szukać bo wszyscy specjaliści(tak przynajmniej lubią o sobie mówić) zapewniali mnie, że ich już nie ma, że wyginęły. Ale jednego widziałem na rysunku w książce i wiem, czuję to, że one gdzieś tam są i na mnie czekają. Więc sobie wymyśliłem, że żeby znaleźć motyle muszę najpierw znaleźć specjalistę z prawdziwego zdarzenia, a nie jakiegoś partacza. Tyzdrin zawsze wszystko wiedział i ogólnie obyty był w wielu tematach, a tak poza tym to się trochę stęskniłem za dziadkiem. Więc postanowiłem go odszukać.
Leciałem gdzieś w okolicach gór Skolskich kiedy to usłyszałem Barona, mojego dobrego przyjaciela paprotkę. Tak, Baron to paproć, która myśli, mówi, ma nawet kilka talentów, no i siłą rzeczy zna chyba wszystkie przepisy kulinarne w Barsawii bo to paprotka Thar’zitta jest. Roślinka T’skranga powiedziała mi gdzie są więc poleciałem na spotkanie ze starymi druhami.
-Hej Thar’zitt, gdzieś Ty się podziewał! Cześć Baron, przybij liścia!
-Bum! Bum! Jak dobrze, że jesteś! – odezwał się niecierpliwie T’skrang - Jesteśmy tarapatach, potrzebujemy pomocy. Musisz nam pomóc, proszę, proszę proszę !
-W czym problem i gdzie mam go zabić? – grzecznie zapytałem
Polecieliśmy w górę. Na półce skalnej zobaczyłem grupę adeptów, którzy ewidentnie byli pod dowództwem jaszczureczki. Wyczerpani, zagłodzeni, ranni i zdezorientowani. Dwie bardzo ładne babki i niezbyt urodziwy krasnolud. Na dokładkę, krojen(Hator), bardzo duża świecąca ważka(Szafir) i … uwaga…gadający kruk, Noir. Tak, Thar’zitt musi być tu szefem. O Pasje! Nie proszę o wiele, ale niech on już postawi tę karczmę, zamknie się w tej kuchni i zamiast zastanawiać się jak pokonać bazyliszka niech się zastanawia czy do mięsa krokodyla lepiej dać szczyptę papryki czy garść majeranku. Przecież to będzie już z 6 lat jak Pryszczaty chodzi po Barsawii i wciąga porządnych dawców imion w tarapaty. (nie ma pryszczy ale to przezwisko do niego pasuje, tak po prostu, zaufajcie mi).
Tak więc. Miriel, elfka, mistrzyni żywiołów 3 kręgu. W obecnym momencie chyba najbardziej poturbowana przez życie ale za to najgłośniejsza. Darła się niesamowicie. Aż uszka bolały. Niewiele dosłyszałem w tym wściekłym wrzasku, jedynie jakieś strzępy. „Gdzie jest Jette?”, „Ja tu rządzę” i tym podobne. Twarda babka.

Raven, władczyni zwierząt(a raczej istot magicznych) 3 kręgu. Cichutka osóbka zachowywała się zupełnie naturalnie, czyli, zważając na ich stan, spokojnie sobie umierała. Nie krzycząc przy tym i nie wymachując rękami.


Durgol, zbrojmistrz 3 kręgu. Znawca broni, zbroi i zasadzek. Całkiem nieźle się trzymał. Nie wiem co ich tak załatwiło ale ten krasnolud musi być niezłym wojownikiem skoro soti tu jak gdyby nigdy nic, bez najmniejszego nawet zadrapania. To była moja pierwsza myśl gdy na niego spojrzałem. Później okazało się, że jego ulubiona bitwa to ta, która już się skończyła i w której nie brał udziału. No cóż, nie każdy może być tak odważny jak ja. Ha!

Wyjąłem eliksiry, bandaże, maści i poskładałem ich do kupy. Dowiedziałem się, że w jaskini, przed którą się znajdowaliśmy, grasuje duch żywiołu ognia. Kazałem im odpocząć i poczekać na nas. Razem z Pryszczem(kurde ten pryszczaty mi się udał) weszliśmy do jamy gdzie czekał już na nas taki malutki duszek ogniowy. Normalnie taki mały, że płomień pochodni był większy od niego. Thar’zitt zaczął coś mantykować, coś bredzić w nieznanym mi języku, kręcić się wokół własnego ogona po czym rzucił garstką pieprzu w płomyk. No i płomyk uciekł. To by było na tyle jeżeli chodzi o kłopoty z duchami żywiołów.


Reszta do nas przybyła i ruszyliśmy w głąb jaskini. Tam na końcu były drzwi na których ktoś napisał wielkimi literami „NIE OTWIERAĆ”. Więc rzecz jasna T’skrang je otworzył. Nie pytajcie mnie czemu. On tak po prostu ma. No i tam za tymi drzwiami stał sobie horror. Ten horror był duży i w gwiazdy i mówi: „HAHAHA NIE WYJDZIECIE STĄD ŻYWI, ZABIJĘ WAS A POTEM BĘDĘ TAŃCZYŁ NA WASZYCH KOŚCIACH”. No to wyleciałem z jaskini a reszta zaczęła się bić. Wyleciałem, rzecz jasna, żeby się rozpędzić i mu siepnąć ze sprintem w baniak. Kiedy znalazłem się na zewnątrz zobaczyłem grupkę wieśniaków przed wejściem do jaskini. Dlaczego mieli tracić dobre widowisko? Z całych sił zawołałem. „Jestem Bum Złotoskrzydły, Władca wiatru, krwawy wietrzniak, brat trolli, przyjaciel smoków, obrońca Throallu, pogromca mgieł i innych łapserdaków. Przybyłem tu aby oswobodzić wasze ziemie z mocy nieczystej horrorowej. Kto chce zobaczyć jak spuszczam łomot tamtej kreaturze?”
Gdy wiwaty i oklaski ucichły zaczęły się zakłady. Pomknąłem w ciemność groty, a za mną pomknęli dawcy imion ze, znaną mi dopiero od minuty, skłonnością do hazardu.
-Zapraszam do tańca!!! Bum Bum Bum Buuum!! – krzyknąłem.
Jak się rozpędziłem, jak się naprężyłem, jak mu przyp..**em. Tak te gwiazdki zaczęły mu latać nad głową. I zaczął uciekać i drzeć się głośno „Nieee, przepraszam, panie Bumie, proszę nie róbcie mi już krzywdy, będę grzeczny, przysięgam”. Spojrzałem na Hator, puściłem jej oczko.
- Reszta Twoja kicia.
No i go dopadła. I po gościu. Można powiedzieć, że trochę go rozerwała w ostatnich chwilach jego życia.

Wieśniacy zaczęli bić brawo. Zwycięzcy odebrali nagrody z zakładów, a do mnie podszedł wódz wioski i mówi: „Panie Bum, jesteśmy wielce wdzięczni za Waszą pomoc. W ramach podziękowania chcielibyśmy nazwać naszą wioskę na Pana cześć”. Zadowolony z prezentu uśmiechnąłem się szczerze ale gdy powiodłem wzrokiem na ekipę Thar’zitta zauważyłem że znowu są ranni i poobijani, a na dodatek Miriel płacze, bo musiała spalić jakieś książki, czy coś. No to mówię do wodza, że lepiej jakby się ta wieś nazywała „Mirielownia” bo oni na to bardziej zasłużyli i w ogóle im się humorki poprawią jak taka wioska się pojawi na mapie. „Mam nadzieję, że cały świat kiedyś dowie się o Twojej szlachetności drogi Panie.” Powiedział szefu wieśniaków z uśmiechem na ustach.

Zanim ruszyliśmy do wioski usłyszałem głos w głowie. Ktoś mi groził, mówił, że mnie jeszcze złapie i przedstawił się jako „Cień”. Spojrzałem na swój. Coś dziwnego, mój własny cień groził mi palcem. Mama kiedyś czytała mi bajkę o chłopcu, którego cień płatał mu figle. Dziwne rzeczy mnie ostatnio spotykają. Po chwili zastanowienia, wpadłem na pewien pomysł. Wyciągnąłem dwa gwoździe i młotek, przybiłem cień do skały i ruszyłem z resztą do wioski. Od tamtej pory nie mam cienia, ale może się z nim kiedyś pogodzę. Za rok tam wrócę, może cień zmądrzeje i będzie się słuchał.


Przy kolacji miałem okazję porozmawiać z nowopoznanymi adeptami. Okazało się, że wszyscy są spoko. Do tego, znają Tyzdrina i wiedzą gdzie go znaleźć. Więc tak, ruszyłem wraz z nimi. Z drużyną od tego dnia znaną jako Mirielownia, gdyż przekonałem Pryszczatego, że powinien przekazać pałeczkę dowódcy, komuś zdrowszemu na umyśle. O dziwo, zgodził się od razu i obyło się bez kłótni.
Po raz kolejny, na stronach tego pamiętnika, pisze słowa „WITAJ WESOŁA PRZYGODO!”.

„Rudobrody”

Spotkanie z Tyzdrinem w jego akademii było naprawdę fajnym i relaksującym uczuciem. Powspominaliśmy stare dzieje, pośmialiśmy się z Thar’zitta. Na dodatek polecił mi odnalezienie Iskry, Władczyni Wiatru dziewiątego kręgu. Podobno można ją znaleźć w Jeris. Po tym jak zdałem raport z wydarzeń w górach mieliśmy zamiar udać się do tego miasta. Podczas zdawania raportu dowiedziałem się ciekawej rzeczy. Moi nowi koledzy też znają jednego smoka. To on, Usun, kazał im iść w te góry i umierać. Dziwny plan, naprawdę dziwny. Po raporcie spotkaliśmy się z Raven. W sumie to, na pierwszy rzut oka, nie wiedziałem, że to ona. Zmieniła się nie do poznania. Stała tam przed nami odziana w czerń, fryzurę miała jakby ją piorun w rabarbar walnął. No nie do poznania. Pozwoliła nam się też przywitać z nową koleżanką, Łuską. Wyciągnęła z rękawa żmiję i pokazała nam wszystkim. Nigdy nie rozumiałem tego u ludzi, tego jak bardzo lubią się chwalić. Ja mam w plecaku pasikonika i nikomu się tym nie chwalę. Może powinienem zacząć? Może brakuje mu kumpli? Pomyślę o tym, może kiedyś ich zapoznam. Z tego wszystkiego zapomniałem zapytać o moty Postanowiłem, że poszukiwanie motyli może zejść na boczny tor. Są teraz ważniejsze sprawy do załatwienia.
Reszta chętnie przyłączyła się do mojej podróży. Miriel wydawała się stworzona do tej roboty. Zachowywała się tak jakby była tu szefową na długo przed moim przybyciem. Jednak znam się trochę na dawcach imion i dobrze zrobiłem awansując ją na to stanowisko.
Ruszyliśmy więc na południe. W poszukiwaniu Iskry.

„Jerris – miasto trucizny, szantażu i skrytobójstwa.”

Udaliśmy się do karczmy „Pod Powietrznym Drakkarem”. Jeger, troll, właściciel karczmy okazał się być bardzo miłym gościem. W dodatku dawniej podróżował z Iskrą i bardzo dobrze się znają. Obiecał, że umówi mnie na spotkanie ale będzie najwcześniej za tydzień. Kiedy Reven wypytywała go o jakąś dziwną arenę ja zobaczyłem starego kompana. Przy jednym ze stolików siedział Jergo, kryształowy łupieżca, wraz ze swoją załogą. Niestety nie miałem siły na całonocną balangę z trollami ale zdobyłem się na dwa kufle i partyjkę kości.

Karczma Jegera była przepełniona dlatego poszliśmy szukać jakiegoś noclegu. Jednak po drodze natknęliśmy się na ciało elfa. Był mocno poturbowany, czy w zasadzie nieżywy?..
Tak, teraz już pamiętam. On był tak pomiędzy. Czyli, że zaraz mógł umrzeć. Przy nim leżał piękny miecz, na który Durgol od razu rzucił się jak Hator na horrora. „Oj, jaki piękny, jaki magiczny, wątkowy bardzo, super super stal” – bredził pod nosem. Pokręciłem tylko głową i czym prędzej zacząłem oglądać elfa. Chciałem mu jakoś pomóc ale niewiele mogłem zrobić. Taki pacjent to nie do mnie. Nie dam rady. – pomyślałem.
„Hej, wy tam” – usłyszeliśmy, i z cienia wychylił się wietrzniak.

Re: Świat według Buma

: 06 gru 2016, 20:53
autor: Tęcza
„Hej, wy tam” – usłyszeliśmy, i z cienia wychylił się wietrzniak.
Wietrzniak miał na imię Altin, okazało się, że jest szpiegiem pracującym dla kogoś ważnego w mieście. Dodał też, że gościu który zaraz umrze jest mu potrzebny i możemy iść z nim bo może mieć dla nas robotę. Miriel i Raven nie za bardzo chciały iść i się w to mieszać więc…tupnąłem, jak na szefa przystało! Spuściły tylko wzrok i w ciszy ruszyły za nami.

Gdy weszliśmy do wielkiego, pięknego dworu przywitał nas gospodarz, Altanel, duży obsydianin, wraz ze swoimi dwoma przybocznymi. Elfem Iten’Ahilem, Wojmistrzem 4,5 kręgu (wojownik 3 i fechmistrz 6 kręgu…pozwoliłem sobie zrobić hybrydę) oraz trollem Nerialem Ksenodziejem 4,5 kręgu (bardzo podobna sytuacja jak z elfem).
-Bum Złotoskrzydły!!!! Moje wybawienie! Słyszałem o Tobie to i owo i wiem, że tylko Ty możesz mi pomóc, a to, że trafiłeś tu akurat teraz to znak, że same Pasje Cię zesłały.
Cały był rozemocjonowany, skakał z nogi na nogę i mówił tak szybko, że prawie go nie rozumiałem. Od razu go polubiłem. Wyjątkowy obsydianin.
-Hola hola kamyczku! - Zawołałem. – Może byśmy tak na spokojnie usiedli i porozmawiali? Jest dość późno a ja i moi towarzysze jesteśmy po długiej podróży.

Wtedy spojrzał na resztę, machnął do nich i powiedział „Witajcie”. Po czym wrócił do mnie.

-Porozmawiamy rano, jak pan odpocznie panie Bumie.

I w radosnych podskokach udał się w stronę drzwi.

Na śniadaniu dowiedzieliśmy się wszystkiego. Wieczorem Raven zrobiła wiele tabelek, które jej zdaniem miały ułatwić nam śledztwo. Tabelki, wykresy, domysły, idee. To wszystko było zawarte w jej notatkach. Mi jednak nie było to potrzebne bo od razu wszystko skumałem. Trafiliśmy do miasta niemiluchów. Ot co. Ten nie lubi tego, tamten tamtego, ten drugi tego trzeciego, a piąty pierwszego. Do tego ci co lubią theran nie lubią tych co ich nie lubią, ci którzy kogoś lubią są nielubiani przez tych, którzy wszystkich nie lubią. Też mi zagadka. Musieliśmy tylko znaleźć największego niemilucha w mieście i wszystkie morderstwa…a właśnie zapomniałem dodać, że przed naszym przybyciem umarł burmistrz Jerris i od tego czasu kilka ważnych osób zostało zamordowanych. Był tylko jeden wyjątek. Pewien człowiek będący radnym, Andreyji Lepp, na jednym z posiedzeń rady krzyczał i wygrażał się reszcie, że już wie skąd czerpią korzyści materialne i że dogadali się z theranami, że ma na to dowody i lada dzień wszyscy pójdą pod sąd. Dwa dni po posiedzeniu popełnił samobójstwo. Chłop się powiesił. Cholera wie czemu. Tym bardziej, że właśnie zaczął remont swojej kamiennicy. Może mu pieniędzy brakło? Także tego, on jako jedyny(z tych ważnych) zginął śmiercią nie budzącą podejrzeń. Moja oczywiście w tym głowa, żeby odkryć kto pociąga za sznurki.
Oczywiście się zgodziliśmy pomóc kamyczkowi. Tylko Durgol znowu dostał okresu i coś bąkał, że nikt go nie pytał o zdanie. Nie przejmowałem się tym bo z tego co wiem to niedługo mu przejdzie i będzie spokój na miesiąc. W końcu nie jego wina. Dawcy imion cierpią na różne choroby.

Teraz coś bardzo ważnego…w sumie, zrobię na to cały rozdział bo będzie się działo. Szczególnie Raven się na to nakręciła więc niech ma, później przeczyta całość. Oto i on(w sensie rozdział).

„NIELEGALNA ARENA DO WALK ZWIERZĄT”

Kurde, no…podobno była. O pasje tyle miejsca zostawiłem. Raven, jeśli to czytasz to wiedz, że wisisz mi trzy pergaminy.







































„Ciąg dalszy”

Na razie nie mogliśmy iść na arenę bo okazało się, że to dopiero za dwa dni ale na pewno tam zajrzymy. Obiecałem Raven, że z nią pójdę. Coś czuję, że to będzie niezła frajda.
W karczmie spotkałem starego dobrego Jergo. Troszkę popiliśmy, powspominaliśmy i naprawdę miło mi się gawędziło z tym grzecznym trollem. Niestety musiałem iść do pokoju bo Miriel zaczęła się, w stosunku do niego, bardzo niekulturalnie zachowywać. Nie wiem co w nią wstąpiło. Może to alkohol?
Jesteśmy w pokoju. Oni sobie coś planują a ja rysuję Thar’zitta siedzącego na tronie zbudowanym z tysiąca bagietek. Zamiast korony ma czapkę kucharza, w miejsce berła narysowałem chochlę, a jabłko zastąpiłem…jabłkiem. Tylko zwykłym, zgniłym. No i domalowałem mu kilka pryszczy. Żeby trochę lepiej wyglądał.
Kończę pisać bo chyba coś tam wymyślili..

Jednak nie. To znaczy, coś tam wymyślili ale nie za bardzo im poszło to im powiedziałem żeby zaczęli od początku, tylko teraz ma być lepiej. No to sobie myślą i dyskutują a ja machnę kilka wierszyków.

Durgol

To zasadzka! Z dala słyszysz,
To krasnolud znowu krzyczy,

Znowu będzie nam występny stroił,
nasz kochany, Durgol, krasnal, paranoik,

bo za każdym rogiem czaić się coś musi,
zza każdego węgła coś wyskoczy, cię udusi.

Poznałem już takich, trochę obłąkanych,
co palec ssali, psom lizali rany.

Z Durgolem, mam nadzieję, tak się nie stanie,
W końcu ma chłopak ważne zadanie,

Bo widzicie mili moi,
Coś grubszego nam się kroi,

Chodzi grubasek po całej Barsawii,
I wierci się i zrzędzi, że coś go niby nagli,

W końcu powiedział! Prawdy nie mógł w sobie zdusić.
Mówi, że szósty żywioł odnaleźć musi.

Z początku, wielce interesowało mnie to stwierdzenie,
Dopóki się nie okazało, że to zwykłe zatwardzenie.

Miriel

Miriel naszą jest szefową
Umie czasem ruszyć głową.

Czasem na stole, między pyszną zupką
Ruszy też sobie swoją zgrabną dupką.

Po tańcach hulańcach trochę pokrzyczy
A jak już skończy to zaraz ryczy.

Jest lament i krzyk i łzy ciągle płyną
Bo czas jej miłości, ot tak, pstryk . Minął.

I płacze to dziewcze bo się strasznie boi
Że Jette z kimś innym swoje serce goi.

Że jej ukochany ma sarenkę młodszą
Zgrabniejszą madrzejszą i płucach ciut zdrowszą.

I tak z tego żalu na naszym tańczy stole
Na naszym stole życia tańczy swe swawole.

A my, zamiast pocieszyć jakoś tę kobietę
Rzucamy jej jedną miedzianą monetę.

Lecz ja jej pomogę, ja ją pocieszę!
Mam plan wspaniały! Wykonać go spieszę.

Wietrzniak przebiegły jak z instynktem węża
Plan swój wykona i znajdzie jej męża.

Raven

Raven to ciekawa jest zagadka
Kilku zwierząt niby matka.

Niby dobra i troskliwa
Trochę miła, trochę ckliwa.

Choć na pierwszy rzut parszywa.
Bo pod czernią blask swój skrywa.

Choć na pierwszy rzut jak zmora
Do pomocy zawsze skora.

Tego kurka ma co gada
Może rymy zacznie składać?

I ta ważka kolorowa
Piękna że aż boli głowa

No i Hator mała kicia
Co Horrora tak z ukrycia
Ślicznie pozbawiła życia.

Ciekaw jestem czy mnie lubi
Co drużynie o mnie mówi.

Może kiedyś się dowiem
co chodzi jej po głowie.

Myśl jakaś dobra, czy może myśl zła?
...
Oby nie wesz czy inna pchła.

Jesteśmy po zakupach. Zanim zdążyłem kupić moje ZAAAAAJEBISTE wdzianko spotkaliśmy jakiegoś opry…fechmistrza. Salazar to t’skrang, który kiedyś tam z nimi łaził. W porządku koleś. Zabawny, otwarty na świat, no i pewnie zna się na walce to będziemy mieli o czym pogadać.
Razem z nowopoznanym gościem ruszyliśmy do ekskluzywnej karczmy w celu wynajęcia pokoi. Pech chciał, że kiedy oni leżeli w łóżeczkach i jedli winogrona, ja musiałem zmienić Raven na warcie. Bo pilnowała tam jakiejś orczycy burdelmamy. Nie byłem może strasznie zmęczony ale głod mi dokuczał, niemiłosiernie. Miriel nawet zaproponowała żebym coś zjadł przed zmianą warty ale kategorycznie odmówiłem. W końcu misja to misja. Lecę do Raven, napiszę później.

Już jestem. Trochę się działo.
Na tej całej warcie to mi się trochę nudziło. Więc w końcu mówię „idę do niej”. No i poszedłem. Na orczycę mówią Szara Dłoń i to jest taka orczyca co rządzi burdelami w mieście. Przedstawiłem się, zrobiła herbatę, powiedziałem jej, że chcą ją zamordować i ja to nbym tego nie chciał i jak by chciała to jej pomogę. Ona na to „spoko!”.
- Ale wiesz jak mi pomóc wietrzniaku? – zapytała po chwili zastanowienia.
- Muszę znaleźć największego niemilucha w mieście – mówię prosto z mostu.
- Że ja na to wcześniej nie wpadłam! Nie wiem kto może być niemiluchem ale mogę dać ci namiar na kilka osób, które mogą wiedzieć.
Chciałem zostać trochę dłużej ale przyszła wiadomość, że Hator robi awanturę na mieście. Przyleciałem, zobaczyłem, zwyciężyłem. W skrócie. Raven biegała i błagała kota „Hator, spokój. Dobra kicia. Zostaw?”, na co ja „Hator do mnie!” i kot gwałtownie wyhamował. Całe szczęście, że dotarłem na czas bo zjadła już ze trzydzieści osób…masakra. Kątem oka dostrzegłem jak Salazar poraniony podnosi się z ziemi a wokół niego leżą ciała zabitych dawców imion. Kurde, kilku ich tam było, a on tak na leżąco z nimi walczył? Dziwna szkoła szermiercza ale po tym jak dowiedziałem się, że Pryszczolek dowodził kiedyś drużyną adeptów, już nic mnie nie zdziwi.

Dalej polecieliśmy do Jegera dopytać o Iskrę moją, mam nadzieję, przyszłą mentorkę, a reszta gdzieś tam polazła. Okazało się, że Iskra będzie w Jerris dopiero za tydzień, a potem stawiałem kolejki całej karczmie, to naprawdę fajne uczucie krzyknąć „kolejka dla wszystkich!!!” w zatłoczonej karczmie. Polecam to każdemu. Każdemu kto przed takim okrzykiem sprawdzi stan swojej sakiewki. Miriel muszę pochwalić. Dałem jej rozkaz zdobycia informacji na temat areny i czegoś tam się dowiedziała. Walka zwierzaczków miała się odbyć, gdzieś tam, poza miastem. To trochę ułatwi poszukiwania. Pogadałem też z tą moją drugą prawą ręką i już wiem co ją ugryzło niedawno w karczmie. Ponoć jakiś troll zabił jej papę i od tamtej pory nie lubi ich wszystkich. No nienormalna jest….była. Tak, była, bo jej powiedziałem, że mojego papę też uśmiercił troll(co niestety jest prawdą) i go potem zabiłem ale do reszty nic nie mam. W gruncie rzeczy to chyba z trollami najlepiej się dogaduję. Najważniejsze, że ona już teraz przejrzała na oczy i zaczyna lubić trolle. Dzielne dziewczę.

No i potem trafiła się ogromna niespodzianka. Spotkałem starego parcha ujeżdżającego starego parcha. Czyli Borgila. Przybiliśmy piątkę, chwilę pogawędziliśmy i ruszył z nami. Chciałem wprowadzić go w temat misji ale Raven zabrała go kąpać. Nie kłóciłem się z nią. Chłopak wyglądał jakby miał uczulenie na wodę. Poleciałem do Wizgina, to taki gość co ma sklepik z eliksirami. Podobno kumał się z Szarym, wiecie o co chodzi. Co było dalej napiszę później bo naszła mnie wena i muszę coś namalować.

Re: Świat według Buma

: 04 lut 2020, 17:15
autor: Tęcza
Raport z ostatniej sesji (Mierielownia):

Drogi Panie Kalibanie.
Jesteśmy już w Ghamel i postanowiłem napisać odpowiedni raport. Nie tylko dlatego, że tak po prostu się powinno robić, ale również dlatego, że obawiam się iż nasza misja skończyć się może niepowodzeniem. Po kolei.

Dzień 1
To było jeszcze u Was ale może o wszystkim nie usłyszałeś bądź jakiś łobuz jeden z drugim coś poprzekręcał. Więc prostuję.
Zaraz jak skończyliśmy rozmowę o misji, wziąłem na stronę moich podwładnych i kazałem im się wyszykować w godzinę. Sam poszedłem odprawić rytuał karmiczny. Proszę Cię uprzejmie, postaraj sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy po odprawieniu rytuału zobaczyłem jak całe miasto bawi się z Miriel i oprócz Borgila żadne z nich nie było gotowe do drogi. Salazara, Tarsida i Kukujo(KuKułcze jajo) szybko postawiłem do pionu. Nie będę ukrywał, że główną rolę w zaprowadzaniu porządku odegrał mój autorytet ale trzeba również pochwalić Bogusia bo bardzo dobrze się sprawdza w roli Prawej Ręki Szefa Drużyny Buma Czyli Samego Buma Prawej Ręki (PRSDBCSBPR). Ma chłop posłuch i warknąć potrafi. Poza tym jako jedyny wykonał rozkaz i zachował trzeźwość. Tak więc jak sam widzisz nie zaczęło się dobrze. Wielce zirytował mnie również fakt, że samozwańcza przywódczyni naszej bandy zamiast pomóc w tym bałaganie wolała być noszona na rękach przez tłum, tańczyć na stole i organizować konkursy w których to można było wygrać jej rękę. Nie Bogusia(prawą), tylko jej własną, w sensie, że byłby ślub.
Dziękujmy Pasjom, że w porę przerwałem to szaleństwo.
Kiedy szliśmy na statek zauważyłem coś podejrzanego. Miriel z Tarsidem wzięli się pod rękę, zaczęli coś ze sobą szeptać i chichotać. Po chwili Tarsid poinformował mnie, że Miriel musi mu pomóc z esencją pod pokładem. Widać nasza mała dzidzia chce znaleźć męża za wszelką cenę. Ale o to się już nie musimy martwić gdyż jeszcze przed wylotem wysłałem pewien list do osób, które być może będą w stanie postawić ją do pionu i wybić głupstwa z głowy.
Jak zapewne donieśli Ci Twoi ludzie, nie udało nam się zbyt dobrze wystartować Twoim prototypem statku. Niestety…Zawiedli MiT. Nie wiem co oni wyprawiali przy tej esencji ale tak huśtało, że jestem przekonany, że gdyby nie moje nienaganne umiejętności żeglarskie to statek runąłby na Twój dach…

Kolejny dzień i już problemy. Bo wczoraj zjadłem za dużo chrabąszczy, a po nich mi się dobrze śpi. Teraz nie wiem czy to jest drugi dzień podróży czy może przespałem dwie bądź więcej nocy. Zapytać głupio, więc postanowiłem żyć w niewiedzy i nazwać ten dzień, kolejnym. Kolejne po tym kolejnym będę jakoś nazywał. Jutro np. planuję zrobić dzień Salazara.

Znowu jadłem chrabąszcze….
Dzień, w którym docieramy pod Ghamel.
Borgil się rozchorował więc zostawiłem wszystkich w obozie, w lesie, a sam poleciałem zebrać informacje.
Okazuje się, że okolica roi się od szpiegów różnych frakcji. Najwięcej jest Throalczyków ale widziałem nicponi z różnych miast. W mieście wielka kłótnia. Miejscowi na początku nie chcieli dużo mówić ale po pewnym czasie usłyszałem kilka ciekawych historii. Ponoć to wszystko przez jakiś krasnoludzki ród, który trzyma łapę na kopalni kryształu. Nie chcą się dzielić pieniędzmi czy coś. No i ogólnie każdy mówi dużo o tym, że to chodzi o te kryształy, kopalnię i pieniądze. Aaa, no i jak to u krasnoludów, o dumę. Historie ciekawe, szkoda tylko, że wszystkie nieprawdziwe. Otóż mój wywiad potwierdził, że w dzień naszego wylotu, Miriel, jakimś magicznym sposobem wysłała do Ghamel mnóstwo listów(podobno użyła jakiegoś zaklęcia, które wysyła dużo sów z listami). Do każdego z nich dołączyła swój portret, a z treści wiadomości można było się dowiedzieć, że szuka chłopa. No, baby no… Wychodzi więc na to, że wszystkie te spory to z jej przyczyny.
Mam nadzieję, że nam się uda. Przykro mi, że nie mam lepszych wieści.
Z wyładowaniami szacunku
Bum
P.S. Były jeszcze jakieś orkowe plemiona w to zamieszane. Chyba czaszkowe wilcy. Z tym, że ja nie do końca zrozumiałem o co chodzi bo ork, który mi o tym opowiadał, miał wargi napuchnięte od użądlenia, nie miał języka i się jąkał. Jak dobrze wiesz, staram się być adeptem szlachetnym i prawdomównym. Dlatego też, pomijam w tym raporcie wątek o orkach, żeby przypadkiem niczego nie przeinaczyć.

Re: Świat według Buma

: 27 lut 2020, 12:11
autor: Tęcza
Dzień Jabłecznika

Dotarliśmy do Ghamel i spotkaliśmy się z Trakorem. Fajny gość. Taki trochę Ty tylko stary. To jest Twój dziadek?
Pogadaliśmy z nim trochę. Sporo nam opowiedział. Wychował się w Górach Grzmotu i przeżył pogrom będą na powierzchni. Wychowały go skalne lwy. Serio. Pokazał mi jak się ryczy żeby zdobyć ich szacunek. Szkoda, że Raven nie ma z nami bo pewnie chciałaby się nauczyć tak ryczeć. Potem poczęstował nas jabłecznikiem i wywarem z ziół. Smaczne. Coś tam delikatnie na Ciebie narzekał, że jak Cię szkolił to się za bardzo nie przykładałeś itd. Wiesz, jak to nauczyciel… Okazało się też, że kolekcjonuje muszelki. Ma bardzo ładną kolekcję.
Z tych mniej ważnych rzeczy to nam powiedział, że jest tu jakiś spór między rodami krasnoludzkimi, tymi od kopalni i tymi z kopalni. Czyli właścicielami kopalni i pracownikami kopalni. Podobno szef tych od kopalni kupił na targu ostatni kilof po przecenie, a ten z kopalni też go chciał. No i dym gotowy. Jak to zwykle u krasnoludów, poszło o kilof.
Kukujo mówił coś o horrorze, ksenomantach… Ogólnie bredził ale sens był taki, że w całym Ghamel przestrzeń astralna jest spaczona, a na to spaczenie nałożona iluzja tak żeby nikt nie zauważył. Mówią, że to coś potężnego ale jak dla mnie to zawsze się tak mówi na coś czego się nie zna. Zawsze nieznane jest MEGA SUPER niebezpieczne. A prawda pewnie jest taka, że jak ja bym umiał paczyć astral to bym lepiej spaczył niż to to tutaj.
Jak tak sobie rozmawialiśmy to coś wybuchło. Statek trollowy. No to poleciałem ich ratować. Tu to akurat chwila moment. Polecieliśmy z Tarsidem i raz dwa się uwinęliśmy. Kilku trolli zginęło w wybuchu a reszta później nosiła nas dwóch na rękach i przyjęli nas do swojego klanu. To znaczy chcieli przyjąć ale ja się nie zgodziłem bo już jestem u Auryka i tak mi się jakoś wydaje, że tak nie wolno.
Teraz przejdę do ciekawej części raportu. Odwiedziła nas smoczyca. Ishian rzecz jasna. Nie osobiście tylko tak jakoś na odległość ale rozmawiać się dało. Napisałem do nie wiersz.
Pierwszy był taki.

Droga przyjaciółko, zza wód wielu,
Dużo ostatnio myślałem o Tobie,
Możesz dalej mówić mi przyjacielu,
I druha mieć w mojej osobie,

Między nami zawsze było dobrze,
Choć gdy Cię poznałem,
Myślałem, że patrzę w oczy kobrze,
I trochę się bałem,

Lecz mądrość Twą i piękno,
Dostrzegłem już w pierwszej chwili,
Jedno Twe wspomnienie i coś w Bumie pękło,
Nad kartką siedzi i pod nosem kwili,

Przyjaźni Twej zaznałem,
Byłaś mi druhem i matką,
Ale imienia Twojego nie poznałem,
Więc wymyśliłem i poszło gładko,

Imię z trzech słów się składa,
Każdy wietrzniak je pozna,
I prosto się je gada,
Chociaż nie dla Tarsida tego kozła.

Pierwsze słowo, siłę oznacza,
Drugie, piękno już wspomniane,
Trzecie, dwa pierwsze mądrością otacza,
A one wszystkie, zostaną mi niezapomniane,

Jeśli ci się spodoba, to daj znać,
Będę wtedy wiedział, że radość Ci sprawiłem,
Tylko szybko, bo zaraz idę spać,

O snie pomyślałem i wątek straciłem,

Dobra mam


Jeśli Ci się nie spodoba,
I zakrzykniesz „ZARA ZARA!”
Niechaj z nieba wielka kłoda,
Spadnie na Salazara,

By wieść niosły, powiem wiewiórkom,
Niosły na wschód, aż do królestwa ghuli,
Że od dziś, jesteś przyjaciółko,
Ishian Urtesi Bukuri.



A drugi napisałem z prośbą o poznanie przeszłości Miriel.



Ishian powiedź co u Ciebie,
Oby lepiej niż nam tutaj,
Borgil znowu w nosie grzebie,
„Fajnego mam gluta”,

Miriel krzyczy dziś od rana,
Aż nas bolą uszy,
Ciągle chodzi nadąsana,
Ja nie zniosę tych katuszy,

I ja wcale zły nie jestem,
Bo kobieta to jest dobra,
Tylko czasem jebnie krzesłem,
Bo jej często bije korba,

Ja myślałem, że brak chłopa,
Jest całego zła przyczyną,
Tylko wszystkim daje kopa,
No i smutną jest dziewczyną,

Może Jette coś zaradzi?
Choć nie sądzę…
Dupowłazik,

Ja się mężem dla niej zajmę,
O to możesz być spokojna,
W końcu gacha jej wynajmę,
Bo w Barsawii będzie wojna,

Tylko tak rozmyślam sobie,
Że przyczyna tkwi w przeszłości,
Mówię o tym tylko Tobie,
Ktoś ją kiedyś nam zezłościł,

Ja bym jej na pewno pomógł,
Gdybym wiedział co ją dręczy,
Nie pomogę, będzie pomór,
Dawców imion, nie zajęcy,

Tak więc proszę Cię jak mogę,
Daj mi wejrzeć w Miriel przeszłość,
Kopnij wieszcza mi tu lobem,
Wizje ześle mi przez grzeczność,

Wizja to jest pomysł klawy,
Szpiegów mam tu wokół wielu,
Ale nawet dla zabawy,
Nie pomogą dojść do celu,

Celem tym jest Miriel uśmiech,
Więc na Ciebie mocno liczę,
Dajmy babie trochę uciech,
Ja się z losem jej rozliczę,

Ryskę na sercu teraz wygrzebię,
Bo Barsawii jestem hersztem,
Ale nie wiem co u Ciebie,
Napisz do mnie czasem wierszem.


No i po tych wierszach właśnie, się nam pojawiła i poprosiła ładnie Miriel żeby mi opowiedziała o swojej przeszłości. Nigdy nie widziałem jej tak zadowolonej, chyba od dawna chciała o tym z kimś pogadać. Rozładowaliśmy atmosferę. Ustaliliśmy, że muszę znaleźć żonę Tarsidowi i Ishian obiecała, że jak Miriel zdobędzie wyższy krąg to zorganizuje jej przyjęcie u siebie w domu.

Potem wróciliśmy do domu Trakora i rozmawialiśmy o tych trollach. Twój mistrz powiedział, że zadajemy bardzo mądre pytania ale ja już zapomniałem w sumie o czym gadaliśmy.
Natomiast pamiętam doskonale jak mówiłem, że czasy to niebezpieczne i żeby się nie rozdzielać. Miriel oczywiście mnie nie posłuchała i dała każdemu jakieś zadanie bo sama chciała w spokoju badać jakieś mikstury. Tarsid chciał coś sprawdzić i lecę z nim ale nie dosłyszałem gdzie. Ale lecę. Salazar poszedł na targ zobaczyć czy na pewno nie ma już tych kilofów. Kukujo poszedł płakać do pokoju bo tęskni za Margarem, a Durgol sprawdza okoliczne wychodki w poszukiwaniu szóstego żywiołu.
To tyle u nas. Będę informował na bieżąco.