Oto, długo oczekiwany, kolejny odcinek przygód dzielnej drużyny samobójców
Wybaczcie, że tak późno - życie.
Ponieważ drużyna się w pewnym momencie rozdzieliła, wstawki pisane kursywą są dziełem Kukiego, Reivera i Huntera. Powstały z ich relacji, co się działo w męskiej części drużyny.
Miłego czytania
Zaskakujący finał święta wioski
Ledwie świt nastał nad wioską a już obudziła nas krzątanina i zapach jedzenia. Wymknęłam się ze wspólnej chaty zaraz po śniadaniu i poszłam obejrzeć uprawy. Bardzo mnie ciekawiło co sadzą mieszkańcy i w jakiej to jest kondycji. W dżungli nie ma zbyt wiele światła a bagnisty teren nie sprzyja uprawie roślin, więc spodziewałam się raczej skromnych plonów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy znalazłam poletka pięknych, dorodnych roślin, w dodatku zawierające gatunki, które, wedle mojej wiedzy, rosnąć tutaj nie powinny.
Z zadumy wyrwały mnie szybkie kroki. Dostrzegłam starszego wioski. Uśmiechnął się na mój widok, więc zaczepiłam go pytając kto się opiekuje uprawami i na jakiej zasadzie wybierają na nie miejsce. Odparł, że to Jaspree błogosławi te ziemie i wszystko co uprawiają i hodują, i że więcej dowiem się na święcie. Podziękowałam mu za informacje. Kiedy się oddalił obejrzałam jeszcze raz rośliny. Jestem zachwycona ich pięknem. Doprawdy Pasja Życia musiała trzymać pieczę nad tą wioską.
Resztę dnia spędziłam z dala od zabudowań ucząc Hator i Szafir nowych sztuczek. Muszę z nimi regularnie pracować, żeby być pewną, że będą mnie słuchać. Co chwilę natrafiamy na niebezpieczeństwa, więc łatwiej mi je chronić, kiedy są dobrze wyszkolone. No i nie poznałam jeszcze wszystkich możliwości Szafir. Ważka jest bardzo intrygująca. Wciąż nie najlepiej się czułam po wczorajszym spotkaniu z gigantycznym krokodylem, więc wykorzystałam ten cudowny spokój i brak zagrożenia na oddanie się ulubionemu zajęciu.
Tymczasem moi towarzysze pomagali intensywnie przy przygotowaniu święta. Wkrótce stoły zaczęły się uginać od jedzenia i napitków, usłyszałam też nieśmiałe dźwięki fletów. W końcu przygotowania dobiegły końca i cała wioska zebrała się pod pomnikiem Jaspree, pięknie przystrojonym kwiatami i owocami. Galar Tun wystąpił na środek i, tak jak obiecał, opowiedział nam historię przodków wioski.
Przed nastaniem Długiej Nocy, na tych terenach, pojawili się Słudzy Złotej Monety i zaproponowali mieszkańcom, że zbudują im kaer. Początkową radość z tej propozycji zastąpiła niepewność kiedy „wybawcy” oznajmili, że miejsce w kaerze będzie tylko dla Dawców Imion zaś wszystkie zwierzęta muszą porzucić na pastwę losu. Mieszkańcy odmówili Nie chcieli narazić swoich zwierząt na śmierć. Postanowili więc sami się bronić. Słudzy Złotej Monety odeszli a wioska zaczęła się zabezpieczać przed Długą Nocą tak, jak umiała. Mieszkańcy nie byli jednak przygotowani na to, co nadeszło. Kiedy pojawiły się pierwsze Horrory wielu poniosło śmierć. I gdy nadzieja na przetrwanie zaczęła ich opuszczać pojawiła się niezwykła postać. Półczłowiek-półkoń. Góra kobiety, dół okazałego wierzchowca. Powiedziała, że ochroni wioskę. Tak też się stało. Pod czujnym okiem samej Jaspree mieszkańcy przetrwali Pogrom. Gdy Długa Noc dobiegła końca i następne pokolenia Dawców Imion wyszły na świat, zastały swój teren zupełnie odmieniony i zniszczony. Z trudem zaczęli odbudowywać osadę. Pasja, po raz kolejny, dała znać o swojej sympatii do tego miejsca przysyłając im orkowego Głosiciela. Ten nauczył mieszkańców jak oswoić nieprzyjazny teren i pobłogosławił ziemię, na której odbudowywali swoje życie. Od tamtych wydarzeń, co jakiś czas, Opiekunka Życia przysyła do wioski swoich Głosicieli dbając, by mieszkańcom niczego nie brakowało. Wioska swoimi plonami, których ma nadmiar, dzieli się z okolicznymi, mniejszymi osadami, zapewniając przetrwanie nie tylko sobie ale i im.
Po skończonej opowieści krasnolud przelał całą uwagę tłumu na mnie, prosząc, bym powiedziała kilka słów. Nieodmiennie mnie to peszy i stresuje. Nie jestem mówcom, zwierzęta nie potrzebują przemów. Nie mówiłam więc długo. Wspomniałam, że pochodzę z podobnych tym terenów, że i mój lud czci Jaspree, i że Opiekunka Życia zawsze będzie czuwać nad mieszkańcami wioski, dopóki w ich sercach będzie miłość do wszystkiego co żywe.
Nie wiem, czy ta mowa miała jakikolwiek sens. Chyba muszę poprosić jakiegoś Trubadura, żeby mi przygotował podobne, na wszelki wypadek. W każdym razie kiedy skończyłam wszyscy zaczęli bić brawo, Salazar zachwycał się, że „to było wspaniałe” a ja miałam ochotę zniknąć ze wstydu. Całe szczęście uwagę ode mnie błyskawicznie odwrócili grajkowie, którzy już zaczęli stroić instrumenty do gry. Wpatrzyłam się w posąg Jaspree, żeby trochę ukoić nerwy. Liczyłam, w skrytości ducha, że może sama Pasja zechce się pojawić na święcie. Wszak Galar sam mówił, że bywają momenty kiedy ona, lub jej słudzy, ukazują się mieszkańcom. Niestety nigdzie nie było widać choć cienia niezwykłej istoty.
Nagle moją uwagę przykuł ruch między kwiatami na posągu. Przyjrzałam się i dostrzegłam czerń piór młodego kruka. Patrzył prosto na mnie. Moje zwierzęce marzenie. Ptak szczególnie bliski mojemu sercu siedział sobie jakby nigdy nic i spokojnie wpatrywał się we mnie. Skłoniłam mu się lekko, pewna, że jest posłańcem Pasji. Ptak odpowiedział tym samym, więc z drżeniem serca wyciągnęłam rękę w jego stronę. Zrozumiał gest. Z łopotem skrzydeł osiadł na mojej dłoni. Młody, przepiękny samiec. Delikatnie pogłaskałam miękkie pióra.
„Jesteś taki piękny.” – szepnęłam zachwycona.
Przez chwilę wahałam się, ale nie mogłam przepuścić takiej okazji.
„Zostaniesz ze mną?” – zapytałam niepewnie.
Kruk skinął głową. Więcej mi do szczęścia nie było potrzebne w tamtej chwili.
Moi przyjaciele byli wyraźnie zaskoczeni zachowaniem ptaka. Miriel pochwaliła jego urodę ale widziałam jak chwilę później, z zainteresowaniem, ogląda pomnik, najwyraźniej się zastanawiając skąd się tam wziął. Cóż, mnie też to ciekawiło, ale nie zamierzałam zadawać zbędnych pytań losowi. Uznałam to za znak dany od Pasji. Przedstawiłam naszego nowego towarzysza Hator i Szafir. Kotka nie była zachwycona. Widziałam w jej oczach, że najchętniej zrobiłaby sobie obiad z kruka. Liczę, że szybko się przyzwyczai do obecności ptaka.
Tymczasem muzyka już rozbrzmiała i mieszkańcy ruszyli do biesiadowania. Starałam się trzymać na uboczu, wciąż zafascynowana niedawnymi wydarzeniami, ale kiedy wieśniacy ruszyli do tańca nie zdążyłam się ewakuować. Salazar zauważył moją próbę wycofania się i wciągnął na scenę. Miałam ochotę udusić go gołymi rękami. Zwłaszcza, że kilku mężczyzn było na tyle odważnych, by pójść w ślady t’skranga i poprosić mnie do tańca. Szczęściem to Miriel zgarniała cały męski zachwyt. Dzięki temu mogłam, korzystając z chwili nieuwagi Salazara, zniknąć w przyjaznej ciszy pól uprawnych i zagród ze zwierzętami. Spełniłam obietnicę daną Galarowi i pobłogosławiłam wszystkie dary Jaspree. Resztę wieczoru spędziłam w cieniu budynków, przysłuchując się muzyce i obserwując bawiących się Dawców Imion. Widziałam jak Salazar z Miriel tańczyli niemal bez wytchnienia zaś Durgol z Amarinem, z równie wielkim zapałem, pili bez wytchnienia. W końcu sen mnie zmorzył, więc udałam się ze zwierzętami na spoczynek, dbając wcześniej, by były najedzone.
Obudziłam się rześka i wypoczęta. Odruchowo upewniłam się, że kruk nie był tylko snem, ale cała moja menażeria była w komplecie. Pobawiłam się chwilę z Hator zanim zdecydowałam się wyjść na zewnątrz. Moim oczom ukazał się krajobraz nie ustępujący malowniczością polom niektórych bitew. Wszędzie leżały „ciała”, w asyście porozrzucanych sprzętów, i zdecydowanej większości przydałaby się solidna kąpiel. Hator zmarszyła nos i prychnęła niezadowolona. Opary alkoholu były wciąż wyczuwalne. Kilka kobiet z wioski próbowało ogarnąć ten cały bałagan, starannie omijając dogorywających imprezowiczów.
„Przepraszam Pani.” – z zamyślenia wyrwał mnie głos.
Obejrzałam się. Przede mną stał elf o bardzo zaniepokojonym wyrazie twarzy. Był mocno zakłopotany.
„Coś się stało?” – spytałam, obserwując go uważnie.
„W zasadzie to tak…” – zawiesił głos, więc go ponagliłam go, żeby mówił swobodnie.
Okazało się, że nie może nigdzie znaleźć swojej córki. Widział ją jeszcze późnym wieczorem a teraz ślad po niej zaginął. Poprosiłam, żeby dał mi jakąś rzecz należącą do dziewczyny i obiecałam, że jej poszukam. Przybiegł po chwili z chustką. Podałam ją Hator. Kotka powąchała przez chwilę i zaczęła tropić. W końcu złapała ślad. Ruszyłyśmy w dżunglę. Bez trudu dostrzegłam dwa tropy idące obok siebie ale zaufałam zmysłom Hator i szłam za jej węchem. Nie odeszłyśmy daleko gdy ją dostrzegłam. Leżała na ścieżce. Rozejrzałam się uważnie wokoło czy nic nam nie zagraża. Upewniwszy się, że jesteśmy bezpieczne podeszłam ostrożnie do dziewczyny. Była ranna, najwyraźniej ktoś ją uderzył w głowę, ubranie miała podarte i bez trudu zauważyłam, że została zgwałcona. Wygrzebałam z torby kawałek pergaminu i napisałam węglem wiadomość. Zwinęłam, podałam Szafir i kazałam ważce szukać Miriel. Gdy odleciała delikatnie ocuciłam dziewczynę. Serce mi się kroiło na widok jej przerażonego spojrzenia. Zwinęła się pod drzewem jak ranne zwierzątko. Przemawiałam do niej uspokajająco i trochę ją opatrzyłam. Rozejrzałam się po okolicy. Drugi ślad szedł dalej w dżunglę.
Szafir wróciła, bez wiadomości, po kilku minutach. Niestety także bez drużyny. Zastanowiłam się przez chwilę co robić. Napisałam, co prawda, żeby szli za Szafir, ale może ważka była dla nich za szybka. Postanowiłam poczekać jeszcze chwilę. Nie minęło dziesięć minut, kiedy Hator warknęła ostrzegawczo. „Sprawdź.” – nakazałam i kotka zniknęła między drzewami. Po chwili wróciła spokojna wiodąc za sobą Miriel, Durgola i Salazara. Kazałam jej pilnować dziewczyny a sama wyszłam drużynie na spotkanie żeby porozmawiać z nimi tak, żeby ofiara nie słyszała.
„Gdzie Amarin?” – spytałam skończywszy opowiadać.
„Nie mogliśmy go znaleźć a spieszyliśmy się do ciebie.” – odparł Salazar. – „Zresztą wczoraj tak się spił, że pewnie nadal leży gdzieś pijany.”
Uradziliśmy, że zaprowadzimy dziewczynę do wioski, znajdziemy Amarina i ruszymy drugim śladem. Miriel wyciągnęła z torby jedną ze swoich sukienek i pomogła mi ubrać nieszczęsną. Podeszliśmy z nią w okolice wioski. Wskazałam Miriel ojca dziewczyny. Elfka poszła do niego, rozmawiali chwilę, widziałam jak na jego twarzy odmalował się strach, i oboje ruszyli w naszą stronę. Dziewczyna, kiedy tylko go zobaczyła, rzuciła mu się w ramiona i zaczęła płakać. Uspokoiliśmy ojca, że pójdziemy śladem winowajcy. Zabrał córkę do domu a my zaczęliśmy szukać Amarina.
„We wspólnej chacie są jego rzeczy, może spróbujesz go wytropić?” – spytała w końcu zirytowana na elfa Miriel.
„Dobry pomysł.” – poparłam.
Znaleźliśmy rzeczy elfa i Hator ruszyła tropem przez wioskę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy doprowadziła nas do miejsca, w którym wcześniej znalazła ślad efki! Zamarłam na chwilę zdezorientowana.
„Co jest?” – spytał natychmiast Salazar.
„To ten sam trop.” – powiedziałam w końcu. – „Ten należący do dziewczyny. To Amarin szedł z nią do lasu.”
„Wspaniale.” – mruknęła Miriel.
Zanurzyliśmy się w dżunglę idąc w milczeniu. Minęła niemal godzina, gdy na ścieżce dostrzegliśmy ciało. Zbliżyliśmy się bez wahania. Zwierzęta nie były zaniepokojone, więc uznałam, że nic nam nie grozi. Ciałem okazał się Amarin. Nie miał znaczących obrażeń, jedynie kostki u rąk miał obdarte. Potrząśnięty ocknął się i rozejrzał nieco nieprzytomnie.
„Co się stało? Gdzie jesteśmy?” – zapytał.
„Ty nam powiedz.” – zażądała natychmiast Miriel.
Opowiedziałam Amarinowi to, co ustaliliśmy. W świetle tego, że ślad urywał się przy nim było jasne, że to on skrzywdził elfkę. Jednak elf utrzymywał, że niczego nie pamięta. Tak, wchodził z nią do lasu, ale dalej nie ma pojęcia co się działo. Aż do momentu, w którym go obudziliśmy. Próbował jeszcze, niepewnie, wmówić nam, że żartujemy sobie z niego, ale najwyraźniej powaga t’skranga przekonała go, że nie jest nam do śmiechu.
W szumie dyskusji jaka nastąpiła po tych informacjach coś przyszło mi do głowy.
„Słuchajcie.” – odezwałam się, skupiając na sobie uwagę drużyny. – „Nie znam się za bardzo na tym, bo to nie moja działka tylko Amarina, ale poprawcie mnie jeśli się mylę. Skoro Burzowe Wilki tropią to, co jest domeną Horrorów, a Horrory mogą naznaczać tych, z którymi się zetkną, to czy nie może być tak, że Amarin został przez takiego Horrora naznaczony?”
Na długą chwilę zapanowała martwa cisza.
„Ale wilki zniszczyły jajo.” – odezwał się wreszcie Durgol.
„Kulę.” – poprawiłam machinalnie. – „Amarin został ochlapany mazią. Może to jakaś część Horrora, która na nim została.” – zwróciłam się do elfa. – „Rozbieraj się. Trzeba cię obejrzeć.”
Elf, posłusznie, zaczął ściągać ubranie. Obejrzeliśmy go uważnie i dostrzegliśmy na jego skórze maleńkie kropeczki, w kolorze mazi wylewającej się wcześniej z kuli. Tknięta przeczuciem zaczęłam zrzucać ubranie i też się oglądać. Na szczęście nie zauważyłam niczego niepokojącego.
Przywołałam Hator. Skupiłam się i przejęłam jej zmysł. Spojrzenie w przestrzeń astralną nie jest przyjemne i ciężko zorientować się co się widzi. Po krótkiej chwili udało mi się wejrzeć we wzorzec Amarina i zdecydowanie nie spodobało mi się to, co zobaczyłam. Na jego wzorzec nakładał się drugi, jakby bliźniaczy. Miriel, słysząc to, odeszła w krzaki i poprosiła mnie, żebym ją też obejrzała. Na skórze niczego nie dostrzegłam. Podobnie na Salazarze, choć w gąszczu ciasno ułożonych łusek raczej ciężko byłoby dostrzec maleńkie kropki. Durgol badania odmówił twierdząc, że on, w odróżnieniu od Amarina, miał rano kaca i nadal czuje upojną noc. Chwilowo daliśmy mu spokój. Salazar poprosił Amarina, żeby spróbował wykonać rytuał powitania, ponieważ elf uparcie twierdził, że nie odczuwa w żaden sposób Horrora ani jego wpływu. Amarin wziął igłę, nitkę i kawałek materiału i zaczął wyszywać. Niestety to, co wychodziło spod jego palców było pokrzywione, postrzępione i budziło strach a nie podziw.
„Niestety trzeba cię związać.” – oświadczył t’skrang i tak też zrobił. Amarin nie protestował.
Staliśmy zdezorientowani usiłując dojść do jakichś konkretnych wniosków. Możliwe rozwiązania były trzy. Pierwsze, najprostsze, to zabić Amarina. Drugie, dużo trudniejsze, to znaleźć i zabić Horrora. Trzecie, najtrudniejsze, to znaleźć potężnego maga, który zdejmie albo zablokuje naznaczenie. O dziwo trzecie rozwiązanie wydało nam się najłatwiejsze do realizacji. Bliskość obozu Therańczyków mogła zwiastować także obecność magów. Amarin wpadł także na pomysł przykładania pijawek, żeby wyciągnęły fizyczne części Horrora, które miał na skórze. Ustąpiłam i obłożyłam go zwierzakami, będąc jednocześnie pewną, że to nic nie da.
Uradziliśmy w końcu, że ja i Miriel pójdziemy do wioski i spróbujemy ułagodzić mieszkańców i załatwić przewodnika, natomiast Durgol i Salazar zostaną razem ze związanym Amarinem w dżungli i mają go pilnować. Pełne niepokoju ruszyłyśmy w drogę powrotną do wioski.
Gdy towarzyszki, wraz ze zwierzętami, zniknęły z oczu reszty drużyny Durgol odezwał się:
„Salazar, widzisz je jeszcze?”
„Nie. Już nie. Czemu pyta…” – Salazar odwrócił się i ze zdumieniem zobaczył jak krasnolud szybko się rozbiera.
„Powiedz mi!” – zażądał. – „Patrz czy mam to cholerstwo na sobie.”
T'skrang spojrzał zdziwiony na towarzysza, ledwie zauważył trzy tęczowo-wodniste kropelki na lewym ramieniu.
„Masz to na sobie!” – oznajmił lekko przestraszony. – „Wybacz Durgolu, lecz muszę Cię związać Nie chce ponosić zbędnego ryzyka.”
Krasnolud nie stawiał oporu. Po dość długiej chwili milczenia Salazar zaproponował:
„Mam pomysł, skoro elf nie mógł szyć, sprawdź czy Ty potrafisz kreślić runy?”
„Jeśli mi się uda rozwiążesz mnie?” – upewnił się Durgol.
”Tak.”
Krasnolud od razu zaczął kreślić, powoli, jakby starannie. T’skrang miał przez chwilę wrażenie, że ręka mu zadrżała, ale jakoś dobrnął do końca i zaprezentował przyjacielowi zgrabną, nie budzącą podejrzeń, runę.
„I jak rozwiążesz mnie?”
”Skoro tak, to nie widzę powodu byś był związany.” - nie ociągając się rozwiązał krasnoluda.
Dotarłyśmy do wioski i już z daleka usłyszałyśmy gwar. Dawcy Imion byli wyraźnie poruszeni. Po krótkiej naradzie Miriel poprosiła żebym to ja z nimi rozmawiała. Wyszłyśmy z dżungli. Od razu wszyscy zwrócili na nas uwagę. Ojciec zgwałconej dziewczyny ruszył do nas krzycząc „Gdzie on jest? Zabiję go!” ale Galar Tun powstrzymał go jednym gestem. Podeszłyśmy do niego.
Opowiedziałam krasnoludowi przygotowaną naprędce bajeczkę, że nie znaliśmy Amarina dość długo, że walczył z horrorem w wiosce na obrzeżu dżungli i był tam traktowany jak bohater. Powiedziałam też, że dziwnym nam się zdało, że tak po prostu ruszył z nami szukać Theran ale nie dał nam podstaw, żeby mu nie ufać. Wygląda jednak na to, że może być therańskim szpiegiem, gdyż ślad, który znaleźliśmy, prowadzi mniej więcej w kierunku ich obozu. Oznajmiłam, że pomścimy dziewczynę, ale potrzebujemy przewodnika, inaczej sami zginiemy na bagnach.
Na szczęście zebrani uwierzyli mi. Przynajmniej na tyle, żeby nie rzucić nam się do gardeł. Galar kazał uspokoić wściekłego elfa a sam zwrócił się do nas.
„Zemsta musi poczekać. Mamy poważniejszy problem.”
„Poważniejszy?” – spytałam zdezorientowana.
„Chodźcie za mną.” – ruszył w kierunku wspólnej chaty.
Poszłyśmy za przewodnikiem. We wspólnej chacie panował lekki półmrok. Galar wszedł do środka, wpuścił nas i zamknął drzwi. Jego żona podniosła się od posłania i odsłoniła nam widok, który krasnolud wskazał ręką.
„Na wszystkie Pasje!” – jęknęłam.
Na łóżku leżała zgwałcona elfka. Jej brzuch wskazywał na jakiś szósty, może siódmy miesiąc ciąży.
Nie wiem jak długo stałyśmy wgapiając się w dziewczynę. W końcu Galar chrząknął. Poprosiłam go, żeby dał nam chwilę czasu do namysłu. Usiadłam na podłodze. Hator przysunęła się instynktownie, więc zaczęłam ją głaskać.
„Co teraz?” – spytała cicho Miriel kucając przy mnie.
„Nie mam pojęcia. Obejrzę ją a później coś wymyślimy. Ale przysięgam, na wszystkie Pasje, że jeśli kiedykolwiek, którykolwiek z tych nieodpowiedzialnych wariatów spróbuje dotykać niezidentyfikowanych przedmiotów, sama osobiście go uduszę!”
Korzystając z talentów kotki spojrzałam w przestrzeń. Po długiej analizie doszłam do wniosku, że Horror stanowi osobny wzorzec, nie połączony ze wzorcem dziewczyny.
„Mam pomysł.” – odezwałam się cicho. – „Słuchaj, nie robiłam tego nigdy ale osoba, która odbiera porody, mam na myśli żonę Galara, powinna tak potrafić. Trzeba go zabić w brzuchu.”
„Jak to w brzuchu?” – Miriel spojrzała na mnie przerażona.
„No normalnie. Trzeba wbić nóż jednym szybkim ciosem, tak żeby nie uszkodzić wnętrzności dziewczyny ale spróbować zabić Horrora. Nie wiem czy to się uda, ale w tym tempie on się urodzi w nocy, będzie dojrzały, i nie dość, że zabije tą biedaczkę to jeszcze pewnie nas i połowę wioski. Nie możemy do tego dopuścić. Trzeba im powiedzieć prawdę.”
„Zróbmy tak.” – Miriel podniosła się zdecydowana.
Zawołałyśmy krasnoludkę i poprosiłyśmy, żeby przywołała swojego męża. Gdy przyszli oboje powiedziałam im, że teraz już rozumiemy zachowanie Amarina, że zawładnął nim Horror i za jego pomocą przeniósł się do dziewczyny. Kiedy przedstawiłam im swój pomysł widziałam jak krasnoludka blednie.
„Spróbujemy.” – zdecydowała w końcu. – „Trzeba jej powiedzieć. Znasz się na ziołach?”
„Trochę” – odpowiedziałam.
„Zrób mleczko makowe. Miriel, pomóż mi z wrzątkiem. Mamy jedną szansę, że się uda.”
Błyskawicznie wzięliśmy się do dzieła. Nie było czasu do stracenia.
T’skrang, elf i krasnolud siedzieli w głębi dżungli w milczeniu, czekając na towarzyszki.
„ Jak myślicie, ile im zajmie nim wrócą?” – nie wytrzymał wreszcie elf.
„Nie wiemy. Mam nadzieję, że będą pamiętały o jedzeniu.” – zmartwił się Durgol.
„Jak coś je zatrzyma, to mogą przysłać Szafir z wiadomością, albo Hator. Tak jak Raven zrobiła to wcześniej.” – uspokoił ich t’skrang. Podniósł się nagle. – „Durgolu, sprawdź czy nie mam tego plugastwa na łuskach?”
Kiedy krasnolud oznajmił, że nie, Salazar zatańczył, by się upewnić, że zaprzeczenie Durgola, jest prawidłowe. Minęła dłuższa chwila. Nagle krasnolud zerwał się z ziemi i zaatakował T'skranga, który ledwo uniknął ciosu. Umykając przed uderzeniem z zaskoczenia, Salazar dobył swej szabli. Wywiązała się zażarta walka ale zielonołuski był już przygotowany do starcia. Mimo iż krasnolud zaczął wykazywać niesamowite umiejętności, szybkość oraz siłę, nie stanowił większego zagrożenia dla fechmistrza. Kiedy już szala zwycięstwa przechyliła się na rzecz Salazara do walki włączył się Amarin, który jakimś cudem rozerwał więzy i błyskawicznie zaatakował Salazara. Unieruchomił t’skranga na chwilę co, po ciosach Durgola, wystarczyło, by cisnąć osłabionym Fechmistrzem o drzewo. Na szczęście niezbyt mocno, lecz wystarczająco by ten stracił przytomność. Amarin i Durgol, nie zawracając sobie głowy skrępowaniem t’skranga, błyskawicznie ruszyli do wioski.
Elfka została napojona makiem. Przygotowałyśmy się na ewentualne niepowodzenie i znachorka przystąpiła do dzieła. Widziałam, że jest przerażona, ale ręce pewnie trzymały ostry nóż. Spojrzała na mnie pytająco. Skinęłam głową. Uniosła dłoń nad brzuchem. Wstrzymałyśmy oddechy a kobieta zadała cios. Niestety nie zrobiła tego wystarczająco precyzyjnie. Krew trysnęła z rany, kiedy wyciągnęła nóż, a wraz z nią wystrzeliły z brzucha dwie macki, próbując zadać cios osobie, która zraniła ich właściciela. Byłyśmy na to przygotowane. Miriel posłała kryształowy pocisk bardzo precyzyjnie, ja próbowałam chwycić mackę i wyciągnąć stwora ale udało mi się go tylko zranić. Gdzieś na zewnątrz usłyszałam wycie burzowych wilków.
Nagle drzwi do chaty otworzyły się z trzaskiem. Poczułam silny cios w plecy i poleciałam na podłogę. Zobaczyłam Amarina, który rzucił się do dziewczyny, chwycił ją na ręce i rozejrzał się w poszukiwaniu drogi ucieczki. W tym samym czasie Durgol, jednym ciosem, posłał Miriel na deski.
Po kilku minutach Salazar odzyskał przytomność, przeklinając Horrory podniósł się, chwycił szablę i zamroczony ruszył w stronę wioski. W trakcie biegu, wypił swój eliksir leczenia i ruszył w pogoń za, jak myślał, naznaczonymi towarzyszami.
Próbowałam, nie wstając, złapać Amarina za nogę, kiedy rzucił się do ucieczki na piętro, ale elf zręcznie przeskoczył nade mną i ruszył po schodach. Podniosłam się. Miriel cisnęła Durgolem o jeden ze słupów przy ścianie, podtrzymujących sufit, i krasnolud zamarł unieruchomiony. Tymczasem przez drzwi wpadło stado burzowych wilków ścigając Amarina.
„Poradzę sobie.” – krzyknęła Miriel. – „Goń go.”
Posłusznie pobiegłam na piętro. Gdy wbiegłam na górę zobaczyłam wilki, które właśnie zrezygnowały ze stania pod jednymi z drzwi i pędziły w moją stronę. Zrobiłam im miejsce. Wpadłam do niewielkiego pokoju. Okno było otwarte na oścież i zobaczyłam przez nie Amarina z dziewczyną na rękach, pędzącego do ściany dżungli. Właśnie dopadł go Salazar, ale elf zdecydowanie rósł w siłę, bo jednym zaklęciem posłał t’skranga na ziemię. Wilki już doganiały elfa.
Nie czekając na rozwój wypadków poleciałam na dół, krzycząc do Miriel, że Salazar ma kłopoty. Zostawiłyśmy Durgola zlepionego ze słupem a same pobiegłyśmy za chatę.
To była krwawa walka. Fechmistrz ciął macki bezlitośnie a Miriel miotała pociskami w Amarina. W końcu elf padł a Salazar, ostatkiem sił, dobił Horrora. Jednym zręcznym ruchem wyciągnęłam jego truchło z dziewczyny i zatamowałam krwawienie. Na szczęście żyła jeszcze. Salazar przeciął odrzucony przeze mnie zewłok jeszcze w powietrzu, a kiedy szczątki opadły na ziemię ocalałe wilki dokończyły dzieła zniszczenia.
Popatrzyłam po towarzyszach. Ledwo żywa Miriel osunęła się na ziemię tuż obok Salazara, który wyglądał na skonanego. Amarin leżał nieprzytomny. Wokoło walały się ciała burzowych wilków a trawę obficie zabarwiła czerwień krwi. Mieszkańcy wioski, którzy obserwowali walkę z pewnego oddalenia, dopiero teraz zdecydowali się podejść bliżej. Usłyszałam podnoszące się głosy „Powiesić ich!” Domyśliłam się, że chodzi o Amarina i Durgola, zwłaszcza, że w tłumie dostrzegłam ojca elfki. Reszta drużyny nie była w stanie się choćby odezwać, więc podniosłam się z ociąganiem z ziemi.
„Posłuchajcie.” – odezwałam się na tyle mocnym głosem na ile miałam sił. – „To są burzowe wilki. Tropią wszystko, co pochodzi od Horrorów. Wszystko, co jest złe. Jak widzicie zostawiły Amarina w spokoju. Podobnie jak Durgola. Ta dwójka już nie stanowi dla Was zagrożenia. Horror nie żyje a to on kierował ich czynami.”
Przez chwilę jeszcze słyszałam niewyraźne szepty. W końcu Galar zwrócił się do mnie.
„Ręczysz za nich?”
„Tak.” – odpowiedziałam bez wahania.
To, oraz autorytet Głosiciela, najwyraźniej go przekonało. Pozwolono nam się umyć, opatrzeć i odpocząć we wspólnej chacie.
Gdy Amarin i Durgol odzyskali przytomność okazało się, że niczego nie pamiętają. Tylko prosty rozkaz Horrora „chroń mnie.” Durgol próbował, jak to on, żartować, co wyprowadziło z równowagi Miriel, więc wyszła z chaty.
„To nie jest śmieszne.” – warknęłam. – „Gdyby nie ja tłum by was zlinczował.”
„Ona ma rację.” – poparł mnie Salazar. – „Nie wyglądało to dobrze.”
„Odpocznijcie. Wyleczcie się. Rano ruszamy do obozu. Mamy coś do zrobienia.” – zaordynowałam układając się wygodniej. – „Acha. Jeszcze jedno. Przyrzekłam na wszystkie Pasje, że jeśli jeszcze raz któryś z Was będzie miał takie głupie pomysły, to go uduszę gołymi rękami. I zamierzam dotrzymać tej przysięgi.”
Panowie nie skomentowali. Mam tylko nadzieję, że dotarła do nich powaga tej sytuacji.