Earthdawn Kronika Przygód

Tutej Pany Bracia przechodzą od słów do czynów.
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Strażnicy

Przygotowywaliśmy się do walki gdy nadleciał Noir.

- Na dole ktoś jest. – poinformował.
- Kto? – zapytałam nieco nieuważnie nie spodziewając się żadnej mądrej odpowiedzi.
- Podobne do Szafir.
- Ważka? – teraz poczułam się zintrygowana.
- Nie. – odparł rezolutnie kruk.
- To co? Wietrzniak?
- No wietrzniak, wietrzniak. – potaknął Noir.
- Zaczekajcie tutaj, zejdę sprawdzić. – zwróciłam się do towarzyszy.
- Tam jest mój koń! Idę z tobą. – zaprotestował natychmiast Borgil.

Zdecydowaliśmy więc, że zejdziemy we dwójkę, Miriel się przestroi w tym czasie a Durgol będzie jej pilnował. Ruszyliśmy na parter. Już z daleka dostrzegliśmy, w blasku niesionej przez Borgila pochodni, wietrzniackie skrzydła.

- Hej! – krzyknął natychmiast Borgil. – Co chciałeś ukraść z mojego wierzchowca?

Wietrzniak zawisł nad koniem Borgila i spojrzał na nas bez strachu.

- Jeszcze nic. Na razie oglądam. – odparł rezolutnie.
- Skąd się tu wziąłeś? – spytałam.
- Stamtąd. – wskazał na drzwi. – Otwarte było to wleciałem.
- Toś się wpakował. – mruknęłam pod nosem.
- Co?
- Nie, nie, nic. Sam jesteś?
- Tak.

Westchnęłam. Jeszcze więcej niespodzianek.

Wietrzniak przedstawił się jako Ilreaden (dla przyjaciół Ili) i okazał się być Adeptem Złodziejem. Wspomniałam mu o kłopotach i duchach i zabraliśmy go na górę, do reszty drużyny. Przedstawiłam go Miriel i Durgolowi. Przy okazji mogłam zaobserwować kolejny ciekawy ciąg orkowego rozumowania. Doprawdy orkowie są niezwykle mądrymi Dawcami Imion, trafnie wyciągającymi wnioski przyczynowo skutkowe. Durgol, przedstawiając się, nie omieszkał zaznaczyć czym się zajmuje.

- Jestem Durgol, odkrywca żywiołu metalu, w trakcie! – oznajmił dumnie.
- W trakcie? – spytał Borgil - To wiesz co, jak wyjdziemy z kaeru to ja ci przyłożę metalową tregrą to szybko odkryjesz żywioł metalu.

Takiej interpretacji krasnoludzkich badań jeszcze nie słyszałam.

Durgol szybko zwietrzył niepowtarzalną okazję posiadania pod ręką Złodzieja i zażyczył sobie pootwierania zamkniętych drzwi. Zostawiliśmy więc medytującą Miriel pod opieką Borgila, a w każdym razie w jego towarzystwie bo z tą opieką to różnie może być, i zeszliśmy na dół. Wietrzniak znał się na rzeczy. Polatał, pobadał, pooglądał i wkrótce jedyne solidne, metalowe drzwi, stanęły przed nami otworem. Za nimi znajdowała się nieźle wyposażona zbrojownia. Durgol wybrał sobie porządną włócznię, Ili ładny sztylet a dla mnie i Miriel wygrzebali piękne kryształowe kolczugi. W pierwszym odruchu nawet nie pomyślałam żeby ją na siebie założyć, ale kiedy wzięłam ją na ręce i poczułam jaka jest lekka natychmiast zmieniłam zdanie. Wróciliśmy na górę zadowoleni. Od razu dostrzegłam, że Borgil nałożył na twarz orkowe barwy wojenne. Miriel właśnie kończyła medytować, więc chciałam jej pokazać kolczugę, zamarłam w pół gestu widząc na jej policzkach takie same barwy jak na orku.

- Co ty masz na twarzy? – spytałam zaskoczona. – Zresztą, nie ważne, zobacz co znaleźliśmy. Za drzwiami była zbrojownia.

Miriel przesunęła dłonią po policzku i spojrzała na Borgila z iskierkami irytacji w oczach.

- No co? – spytał ork z niewinną miną. – Teraz możesz iść na wojnę.

Elfka mruknęła tylko coś pod nosem i skupiła znów wzrok na kolczudze. Durgol pomógł nam się ubrać w nowe zbroje. Jest to strasznie mozolne i trwa wieki ale efekt jest wart włożonego trudu.

Wreszcie, przygotowani, przeszliśmy na piętro. Borgil przyzwał duchowego wierzchowca i natychmiast ruszył do ataku szarżą. Dostrzegłam jak wietrzniak leci tuż za nim, żeby przed samym wejściem do komnaty ze strażnikami zniknąć w cieniach. Nakazałam Hator pilnować tkającą Miriel i sama pognałam za Borgilem. Durgol, jak to ma ostatnio w zwyczaju, został wraz z Miriel, żeby jej pilnować.
Walka nie była łatwa. Mimo, że okazało się, że pazury jednak są w stanie zranić ożywieńców, to istoty były tak szybkie, że ciężko je było trafić. Impet i zwinność Kawalerzysty najlepiej się sprawdzały w tej walce. Ili najwyraźniej musiał działać gdzieś na tyłach, bo w pewnej chwili usłyszałam jęk a później cios i coś uderzyło chyba w ścianę. Koło mojej głowy mignął bełt z kuszy. Krzyk Miriel za moimi plecami świadczył dobitnie o tym, że Łucznik trafił. Borgil też dostrzegł bełta bo rzucił za siebie tarczę krzycząć „Durgol wchodzisz!” a sam spiął wierzchowca i runął pomiędzy ożywieńców, próbując dostać się na tyły. Błysk rozproszonego czaru po ataku Borgila uświadomił mi, że wśród ożywieńców jest też mag. Miałam tylko nadzieję, że ork unieszkodliwił go na dobre. Co jakiś czas migał mi w cieniach Ili. Wreszcie Durgol, nie spiesząc się, dotarł do mnie, podniósł tarczę i zasłonił się przed atakiem ożywieńca, który już zdążył się pozbierać z podłogi po roztrąceniu przez orka. Nasze ciosy, w większości, chybiały, ciosy ożywieńców w nas zaś trafiały. Gdy miecz jednego z nich poważnie mnie ranił pomyślałam, że to będzie długa i śmiertelna walka. Udało mi się, co prawda, oddać cios, aczkolwiek nie z siłą, z jaką bym chciała to zrobić. Podniosłam pazury do następnego, gdy nagle w bok, aż po rękojeść, wbił mi się wietrzniacki sztylet. Może być jeszcze gorzej? Jęknęłam z bólu. Jak na wietrzniaka Ili ma całkiem dużo siły.
Po długich sekundach, które wydawały nam się godzinami, wreszcie się udało. Ostatni ożywieniec padł ostatecznym trupem. Nie wiem jak skończyłaby się ta walka gdyby nie Borgil. Ork zyskał sobie u mnie ogromny szacunek.
Osunęłam się na posadzkę, wyjęłam sztylet i rzuciłam go pod nogi wietrzniaka, który zerkał na mnie przepraszająco.

- Jak nie umiesz używać jakiejś broni to tego nie rób. – warknęłam.

Przywołałam Hator i spróbowałam opatrzyć sobie rany. Przynajmniej na tyle, żeby nie ciekło. Usłyszałam nagle jak Borgil krzyczy:

- Miriel! Tam jest jakiś portal!

Minął mnie niemalże galopem, chwycił Miriel w pędzie, wrzucił na siodło i razem zniknęli w głębi komnaty. Podniosłam się niechętnie ruszając w tamtym kierunku. Po bokach dostrzegłam dwanaście krypt, sześć otwartych i sześć zamkniętych. Na końcu komnaty faktycznie błyszczała pomarańczowa tafla, z której nagle wyskoczyła głowa Borgila, z uśmiechem od ucha do ucha.

- No wchodźcie. – zachęcił.

Popatrzyłam z powątpiewaniem na portal.

- Czy to bezpieczne?
- To rodzaj bariery zatrzymującej Horrory. – usłyszałam zza tafli głos Miriel.

Uspokojona weszłam do środka. Za barierą, w prostej, niemal ascetycznej komnacie, stał sarkofag. Od razu się domyśliliśmy, że skrywa szczątki Elianara Messiasa. Borgil z Durgolem zaczęli od razu zastanawiać się nad otwarciem go ale ich powstrzymałam.

- Trzeba najpierw pozbyć się reszty ożywieńców. Najlepiej teraz, zanim się obudzą. Może zlepić krypty?
- Dobry pomysł. – poparła Miriel. – To ja się przestroję a wy idźcie pilnować krypt.

Ork i krasnolud, niechętnie, zostawili sarkofag w spokoju, i wyszli z komnaty. Iliego już dawno nie widziałam. Powiedziałam mu o zamkniętej komnacie, której nie przejrzałam spojrzeniem astralnym, przypuszczałam więc, że tam właśnie poleciał mały Złodziej.

Wykorzystałam okazję i szybko obrzuciłam sarkofag spojrzeniem astralnym. Zaskoczyła mnie czysta przestrzeń. Zaglądanie w nią było przyjemnością. W sarkofagu dostrzegłam trzy przedmioty magiczne. Szybko odsunęłam wieko, wyjęłam je, schowałam do torby i zasunęłam sarkofag. Kilka chwil później wróciła cała trójka. Borgil z Durgolem pootwierali krypty i pozabijali śpiących ożywieńców zaś Ili odkrył w zamkniętej komnacie źródło wody. Oczywiście ork natychmiast zajął się znów sarkofagiem. Chyba jestem kiepskim kłamcą bo nijak nie chciał mi uwierzyć, że go nie ruszałam, i że nic nie było w środku kiedy go badałam spojrzeniem astralnym. Jego uwagę odciągnęła dopiero informacja, że na piętrze są pracownie i gabinet prywatny, i że tam na pewno jest wiele cennych rzeczy.
Kiedy opuściliśmy komnatę zobaczyliśmy duchy. Były tutaj wszystkie. Uśmiechnięte. Spokojne. Dziękowały nam, jeden po drugim odchodząc na zasłużony spoczynek. Są fascynujące. Myślałam o nich jeszcze długo potem dochodząc do wniosku, że są podobne do zwierząt. Trzeba znaleźć sposób żeby się z nimi porozumieć, co nie jest łatwe, trzeba się ich nauczyć, poznać ich zwyczaje. Po raz kolejny odkąd zobaczyłam je w klasztorze pomyślałam, że chciałabym się o nich dowiedzieć czegoś więcej. Muszę koniecznie porozmawiać z jakimś mistrzem ksenomancji.

Wyczekałam na moment, kiedy będę sam na sam z Miriel i szybko wyciągnęłam z torby jedną z rzeczy z sarkofagu, czyli list. Był napisany po elficku, więc tylko Miriel mogła go odczytać. Powiedziałam jej skąd go wzięłam. Musiałam także uspokoić Borgila, więc dopadłam go jak szedł do wierzchowca i powiedziałam, że znalazłam w sarkofagu list, wisiorek i lupę ale nie chciałam tego mówić przy wietrzniaku, bo nie wiadomo kim on jest a nie możemy sobie pozwolić na utratę tych przedmiotów.

- Była jakaś broń? – spytał natychmiast Borgil.
- Nie. Tylko list, lupa i wisiorek.
- Co to jest lupa? – drążył ork.
- Hm… To takie szkło, które się przykłada do tekstu i powiększa literki żeby lepiej widzieć. Wiesz, mędrcy z wiekiem mają coraz gorszy wzrok i potrzebują czasem takich przedmiotów.
- Czyli jeśli będę gorzej widział to znaczy że też jestem mędrcem! – stwierdził radośnie Borgil i przestał drążyć sprawę przedmiotów z sarkofagu.
Zadziwia mnie ten ork.

Wreszcie Miriel dopadła mnie w laboratorium alchemicznym, kiedy układałam pieczołowicie jakieś eliksiry i mikstury w wyściełanych skrzyniach. Usiadła obok i cicho przeczytała mi list tłumacząc na krasnoludzki.

„Drogi Przyjacielu.
Pozostawiam ten list jako pamiątkę naszej przyjaźni a jednocześnie chcę Cię za jego pośrednictwem przeprosić i wytłumaczyć. Być może to objaw szaleństwa, ale poczucie winy jest ogromne i przytłaczające. Po raz pierwszy zamierzam złamać dane Ci słowo. Nie wyruszę na wschód, aby szukać dalszych ksiąg. Pokusa jest ogromna, ale jeszcze większy jest strach, że przemawiałeś nie Ty a istota, która później zadała Ci śmierć.

Wierzę, że trafisz do Świetlistej Cytadeli.

Żegnaj Elianarze

P.S.
Pamiętam o Twojej przestrodze. Będę szczególnie uważał badając to, co najbardziej kochamy.”


- List od Kearosa Navarima do Elianara. – zamyśliłam się. – Schowaj go.

Zastanowimy się później nad tymi przedmiotami. Trzeba je zbadać.

- Co tam jeszcze było? – zapomniałam, że nie powiedziałam Miriel o reszcie znalezisk.
- Lupa, magiczna, bardzo droga z rączką z masy perłowej oraz naszyjnik, który z jednej strony ma wizerunek Mynbruje a z drugiej symbol Smoczej Puszczy.

Miriel tylko skinęła głową. Słysząc kroki na korytarzu szybko schowała list i wróciłyśmy do przeglądania rzeczy.

Postanowiliśmy się wyleczyć i odpocząć. Mając w klasztorze świeżą wodę i zabezpieczenia magiczne byliśmy dość bezpieczni. Urządziliśmy się w małej bibliotece, za zagadką z Pasją, próbując skatalogować nieco zbiory, które się tam znajdują, żeby zorientować się, co chcemy zabrać. Siedziałam tak zanurzona w wiedzy, gdy nagle mnie olśniło.

- Księga Cierpienia! – niemalże krzyknęłam powodując u reszty moich towarzyszy nerwowe drgnięcie.
- Co? – spytała Miriel znad jakiegoś opasłego tomiszcza.
- W swoim liście – machnęłam nieskładnie trzymanym akurat pergaminem – Navarim napisał „nie wyruszę na wschód aby szukać dalszych ksiąg”. Co jest na wschodzie?

Odpowiedziała mi cisza.

- Osada, przed którą ostrzegały nas ogry, i z której przyszedł pod klasztor Cień. – zawiesiłam na chwilę głos. – A co jeśli tam jest kolejna Księga Cierpienia? Jeśli to właśnie ona ściąga zło do tej osady? Wiecie co to oznacza? Możemy być tymi, którzy odnajdą Księgę Cierpienia.
- No! To trzeba po nią iść. – natychmiast zgodził się Borgil.
- Oszaleliście. – zaprotestował gwałtownie Durgol. – To najgłupszy pomysł świata.
- Dlaczego? – spytałam zdziwiona. – To nasz obowiązek. Jeśli jest tam Księga trzeba ją odzyskać i odnieść w bezpieczne miejsce.
- Naszym obowiązkiem jest dbać o dobro Barsawii! – perorował krasnolud wyraźnie zdenerwowany. – Trzeba iść i komuś powiedzieć że ona tam jest.
- Nie wiemy czy jest. Trzeba to najpierw sprawdzić. – wtrąciła się Miriel. – Zanim ten „ktoś” po nią przyjdzie to już może jej nie być albo może się stać coś złego.
- Jak zginiemy to będzie jeszcze gorzej! Wtedy nikt się o niej nie dowie!
- Ale Durgol, nie rozumiem. – upierałam się przy swoim. – Pomyśl tylko. To my mamy szansę ją odzyskać i zabezpieczyć.
- I to jest złe! Nie kierujesz się dobrem Barsawii tylko swoim. Myślisz tylko, że ty chcesz to zrobić, żeby być sławna. To egoistyczne i nieodpowiedzialne. Powinniśmy działać roztropnie, rozważnie i rozsądnie!
- Powiedziałeś trzy słowa na „r” – wtrącił się Borgil – ale zrozumiałem tylko jedno - „rozsądnie” - i go nie lubię!
- Właśnie! Słuchacie tego nieodpowiedzialnego orka i przez to wszyscy zginiemy.
- Tutaj też mieliśmy według ciebie zginąć. – zaprotestowałam. – A jednak żyjemy, mamy się dobrze i zdobyliśmy bezcenną wiedzę.
- Jesteście głupi! Ja nigdzie nie idę. Nie zamierzam popełniać samobójstwa! – krasnolud, mocno nadąsany, wcisnął się w kąt i najwyraźniej postanowił nas zignorować
- Nikogo nie zmuszam. – odezwała się Miriel. – Ale uważam, że to nasz obowiązek. Ja idę po księgę. Kto nie chce niech zostanie.

Oboje z Borgilem uśmiechnęliśmy się usatysfakcjonowani. Następny przystanek – Księga Cierpienia.
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Nadzieja

Szykowaliśmy się do drogi, gdy w naszych głowach rozległ się znajomy głos Barona. Szybko otworzyłam drzwi zapraszając t’skranga do środka. Przy okazji rzuciłam okiem na zewnątrz upewniając się, że Cień wciąż tam jest. Jakby czekał na nasz ruch.

Thar’zitt nie był sam. Na chmurce, która za nim płynęła, leżał elf. Miał białe włosy, ubrany był w skórznię a obok leżał łuk i kołczan ze strzałami.

- Kto to? – spytałam zaciekawiona zamykając za nimi drzwi.
- Fentik, Łucznik. Znalazłem go w zagajniku niedaleko, spotkał się z ogrami i nie wyszło mu to na dobre.
- Właśnie widzę. – zerknęłam na ranę na głowie elfa.

Miriel i Durgol dołączyli do nas. Przywitali się z Thar’zittem i Baronem. Elfka od razu zaczęła opowiadać Thar’zittowi o wielkiej bibliotece na górze.

- Chętnie ją zobaczę. Co zamierzacie dalej? - Thar’zitt ustawił chmurkę z elfem na podłodze i rozejrzał się ciekawie po wnętrzu.
- Znaleźliśmy list od Kearosa Navarima do Elianara Messiasa, z którego wynika, że na wschodzie może być ukryta kolejna Księga Cierpienia. – wyjaśniłam. – Uważamy, że ta wioska, przed którą przestrzegały nas ogry, może właśnie ją skrywać, stąd zło, które nam zasugerowały.
- Właśnie. – wtrącił się Durgol. – To bardzo głupi pomysł. Tam może być zasadzka.
- Tutaj też miała być. – odpowiedziałam.
- Przecież była. – upierał się Durgol.
- Ale wiedzieliśmy o niej. Duchy nam wszystko powiedziały, więc spodziewaliśmy się wrogów na górze.
- Zasadzka to zasadzka. Nawet jak się jej spodziewasz.
- Spodziewamy się niespodziewanej zasadzki? – t’skrang wyglądał na nieco zdezorientowanego.
- Ktoś powinien opatrzyć tego elfa. – postanowiłam zakończyć temat zasadzek lub ich braku. – Żeby nam się nie wykrwawił.

Durgol zaoferował się, że zostanie z rannym, opatrzy go i będzie doglądać, więc my wróciliśmy do przeglądania ksiąg. Przy okazji pokazałam Thar’zittowi znalezione u Messiasa przedmioty. T’skrang zbadał je dokładnie. Okazało się, że obydwa są wątkowe, medalion umożliwia spoglądanie w przestrzeń astralną oraz badanie aury zaś lupa pomaga w tłumaczeniu tekstów i deszyfrowaniu. Dodał też, że lupa wygląda na bardzo starą, może nawet nie pochodzi z Barsawii. Zasugerował, żeby pokazać ją Durgolowi, może jego wiedza pozwoli mu określić pochodzenie przedmiotu.

Zostawiłam Miriel i Thar’zitta samych, zagłębionych w księgach. Powoli przebywanie w zamknięciu zaczęło mi doskwierać. Chodziłam od ściany do ściany nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Hator czuła się podobnie jak ja, zamknięta jak w klatce. Co jakiś czas wyglądałam na zewnątrz, żeby chociaż zaczerpnąć świeżego powietrza, poczuć wiatr, zapach trawy, spojrzeć na błękitne niebo.

Wyczekałam na moment, kiedy Thar’zitt zrobił sobie przerwę w zgłębianiu ukrytej w klasztorze wiedzy i poprosiłam go żeby opowiedział mi o duchach żywiołów. Zaintrygowały mnie duchy i chciałam wiedzieć czy te powstające z żywiołów zachowują się podobnie jak te, które spotkaliśmy w klasztorze. T’skrang uświadomił mnie, że duchy żywiołów są dużo bardziej nieprzewidywalne i potężniejsze. Chyba jednak nie będę próbowała zgłębić ich natury, mogłyby zagrozić zwierzętom.

Wreszcie Fertik się obudził a nasze rany zasklepiły. Elf poprosił żeby mógł nam towarzyszyć, poszukuje przygód i sławy a chodzenie samemu nie jest dobrym pomysłem. Zgodziliśmy się. Zawsze to dodatkowy Adept w drużynie. Obawiając się o wiedzę ukrytą w klasztorze ustaliliśmy, że Borgil zostanie w klasztorze a my spróbujemy zbadać wioskę. Ork, bardzo niechętnie, przystał na tą propozycję. Nie jestem pewna, czy wytrzyma tam dłużej niż jeden dzień, bezczynność nie jest tym, co podoba się naszemu Kawalerzyście. Zaproponowałam, żeby zabrać ze sobą duży zapas drewna, w końcu skoro Cień ma możliwość znikania w mroku powinniśmy zapewnić sobie maksymalnie dużo światła w czasie noclegu. Drużyna przytaknęła, więc zgromadziliśmy wszystko, co dało się w klasztorze przerobić na drewno na opał.

Wyruszyliśmy rankiem. Cień czekał na nas, a kiedy skierowaliśmy się na wschód ruszył wraz z nami w pewnym oddaleniu. Połowę dnia wspinaliśmy się żeby wreszcie z ulgą powitać wyraźny spadek drogi w kierunku ukrytej między skałami doliny. Zdumiała mnie jej żyzność. Pod naszymi stopami rozciągał się aksamitny dywan zieloności lasu. Z oddali słychać było świergot ptaków a Hator przyjęła postawę wyraźnie świadczącą o chęci zapolowania. Powstrzymałam ją i zerknęłam w przestrzeń astralną. Była otwarta. Nadal niepokoiła mnie ta niesamowita dolina ale nie było podstaw do żywienia wobec niej dalszych podejrzeń. Puściłam Hator wolno. Niemal fizycznie odczułam jej radość, kiedy rzuciła się między drzewa.
Rozłożyliśmy obóz zabezpieczając go wokoło ogniskami. Przeszłam się także po lesie, co pozwoliło mi zebrać sporo ziół pomocnych przy oparzeniach. Z przyniesionej przez Hator zwierzyny przygotowałam porcje także dla nas. Kotka szalała z radości tarzając się w trawie i skacząc po gałęziach najbliższych drzew.

Nie dane nam było spokojnie pospać. Podczas pierwszej warty rozpętała się gwałtowna ulewa. Przyroda znów pokazała nam swoją potęgę sprawiając, że dokładnie wszystko w obozie zostało przemoczone. Ponieważ była nas nierówna liczba przypadła mi samotna warta. Nawet mnie to cieszyło. Lubię siedzieć w ciszy nocy, otoczona tylko moimi zwierzętami. Po deszczu zrobiło się chłodniej, więc otwarta przestrzeń zaczęła się powoli zasnuwać pasmami mgły ale na czystym niebie lśniły gwiazdy. Z radością chłonęłam spokój i piękno tej chwili.

- Baronie – odezwałam się cicho do paprotki, która zaoferowała się, że będzie ze mną wartować.
- Tak Raven?
- Chciałbyś pospacerować? Obiecałam ci to a jakoś do tej pory nie było okazji.
- No jasne że bym chciał. – wyczułam radość ducha.

Pomodliłam się przez chwilę do Jaspree i poruszyłam roślinę dzięki jej mocy. Jakaż była radość Barona, kiedy paproć wyciągnęła korzenie z donicy i zaczęła spacerować po obozowisku. Aż miło było na niego patrzeć. Dopilnowałam żeby przed końcem mocy paproć wróciła do doniczki. Baron podziękował serdecznie. Obiecałam, że raz dziennie będzie mógł wyjść na taki spacer jeśli tylko będzie chciał.

Rankiem z radością słuchałam jak Baron z ekscytacją opowiada o swoim nocnym spacerze. Jak niewiele czasem potrzeba istocie żeby poczuła się szczęśliwa. Dużo mniej niż wymagającym Dawcom Imion, którzy ciągle za czymś gonią, i którym wciąż czegoś brakuje.

Zebraliśmy obóz i ruszyliśmy dalej. Droga jeszcze dość długo prowadziła w dół. Wreszcie po prawej stronie dojrzeliśmy na górskim zboczu owce świadczące o bliskości osady.

- Mówię wam, że to jakaś zasadzka. – zaczął znów Durgol.
- Zbliżamy się do osady, owce to dobry znak. – uspokoił go Thar’zitt.
- Do złowieszczej osady.
- Ale nikt nie zakłada złowieszczej osady.
- Tam mogą być Horrory. Same Horrory. – argumentował dalej Durgol.
- I hodują te Horrory owce?
- Panowie. – przerwałam dyskusję. – Chyba zostaliśmy dostrzeżeni.

W górze zbocza rozległo się szczekanie dwóch dużych psów pasterskich. Pilnujący stada człowiek, na oko dość zamożny bo dobrze ubrany, popatrzył na nas z daleka po czym zniknął między skałami.

- Czekajcie, zerknę w przestrzeń astralną. – zatrzymała nas Miriel.
- A jakim cudem ty umiesz patrzeć w przestrzeń? – zdziwił się Durgol.
- Dzięki temu. – elfka wskazała medalion Elianara, do którego częściowo się dostroiła. – Znaleźliśmy go w grobowcu Elianara.
- Doprawdy? – dostrzegłam w oczach Durgola niebezpieczne iskierki wzburzenia.

Dopiero teraz przypomniało mi się, że w końcu nie powiedzieliśmy mu o znalezionych przedmiotach. – Co jeszcze znaleźliście i mi nie powiedzieliście?
Próbowałam ułagodzić sytuację ale Durgol był niepowstrzymany. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Krzyczał, że traktujemy go jak idiotę, że wciąż się z niego śmiejemy mimo, że zawsze okazuje się, że ma rację.

Za każdym razem, kiedy już mi się wydaje, że rozumiem Dawców Imion coraz lepiej dzieje się coś, co sprawia, że znów dochodzę do wniosku, że nie mam o nich pojęcia zaś zwierzęta są mi dużo bliższe niż, tak zwane, rozumne rasy. Oczywiście rozumiałam sam powód wzburzenia Durgola. Faktycznie trzeba było mu powiedzieć o przedmiotach. Jednak kompletnie nie rozumiałam awantury ani ponad półgodzinnej dyskusji, w czasie której Miriel próbowała ugasić ten ogień. Czy naprawdę materializm jest tak popularny wśród Dawców Imion, że o cenne drobiazgi gotowi są rzucić się sobie do gardeł?

W międzyczasie Thar’zitt postanowił z wysokości zerknąć na drogę przed nami. Podleciał na chmurce i w mowie powietrza oznajmił nam, że widzi dużą, porządną wioskę i sporą grupę Dawców Imion, którzy zdążają w naszym kierunku. Szliśmy powoli dalej. Ja z Fentikiem z przodu, Miriel z Durgolem, kłócąc się intensywnie, z tyłu. Dostrzegłam dorodne drzewa owocowe, obsypane owocami i w końcu naszym oczom ukazała się osada. Zanurzona w dolinie, składała się z luźno porozrzucanych chat. Wyglądała na młodą, nie starszą niż dziesięć lat oraz dobrze utrzymaną. Na drodze prowadzącej do wsi stała spora grupka Dawców Imion. Thar’zitt siedział pod jednym z drzew w ich pobliżu i kiedy tylko nas zobaczył ostrzegł, żeby zachować sposób, i że mieszkańcy proszą o rytuał powitania. Miriel wraz z Durgolem albo się dogadali albo zawiesili topór wojenny gdyż dołączyli do nas już milczący. Wykonaliśmy rytuał powitania.

Przyjrzałam się oczekującym na jego koniec Dawcom Imion. Dowódcą wydawał się być krasnolud bez lewej ręki, siwy, ubrany w dobrą choć starą zbroję. Przedstawił się jako Brandt, Powietrzny Żeglarz 6 Kręgu. Towarzyszyła mu drobna, ruda elfka z łasicą, puchaczem, wróblem i orłem, od których wprost nie mogłam oderwać wzroku. Na imię miała Rina i okazała się być Władcą Zwierząt 4 Kręgu. Był wśród nich także młody człowiek, blondyn, z przewieszonym łukiem, przedstawiający się jako Kalin, Zwiadowca 2 Kręgu; kolejny krasnolud, krępy, nieco podobny do Brandta, który przedstawił się jako Bedar, Zbrojmistrz 1 Kręgu oraz niezwykle spokojna i stonowana wietrzniaczka o włosach związanych w warkocz i niemal hipnotyzującym głosie, która okazała się być Adeptką Uzdrowicielką 4 Kręgu o imieniu Alia.

Thar’zitt z miejsca zapytał ich, zaciekawiony, jak to się stało, że w takim miejscu jak to jest tak dużo Adeptów. Brandt opowiedział nam więc historię ich wioski. Mieszkali na zachodzie Gór Delaryjskich, w kaerze. Po wyjściu osiedlili się u stóp gór i wydawało się, że uda im się stworzyć swoje nowe miejsce w odradzającej się Barsawii. Niestety nie trwało to długo. Osadę napadli orkowi nomadzi, plemię Czaszkowych Wilków, kawaleria nomadów współpracująca z therańczykami. Mordowali każdego kto im się nawinął, więc mieszkańcy uciekli w góry. Przeżyło sporo Adeptów, ze względu na ich umiejętności, które sprawiają, że są lepiej przystosowani. Kiedy dotarli do doliny zastali ją żywą, kwitnącą, żyzną. Idealne miejsce żeby się osiedlić. Jakby ich tu zapraszało. Z ulgą rozłożyli się w cudownym miejscu i zaczęli budować swój nowy dom. Osadzie nadano nazwę Nadzieja i mieszkańcy odetchnęli z ulgą. Od tamtej pory minęły cztery lata. Osada rozkwitła a mieszkańców zupełnie nic nie niepokoi. Chyba każdemu z nas ten spokój wydał się nienaturalny bo na chwilę zapadła krępująca cisza jakbyśmy zastanawiali się, co jest nie tak z tym miejscem.

Ciszę przerwał Brandt proponując nam, żebyśmy rozłożyli się w Domu Zgromadzeń zaś wieczorem Rada wyprawi kolację, na której będziemy mogli porozmawiać z nimi, opowiedzieć o naszych przygodach i o tym jak wygląda świat poza górami. Oddelegował też kilkoro dzieciaków, które miały nam usługiwać, jeśli będziemy czegoś potrzebować. Podziękowaliśmy serdecznie, zostawiliśmy rzeczy i poszliśmy się rozejrzeć.

Obeszłam wioskę wokoło bacznie zwracając uwagę na Szafir. Dzięki temu odkryłam ścieżkę prowadzącą wyżej w góry, na której Szafir zaczęła mocniej świecić. Poszłam kawałek ścieżką. Świecenie się nasilało.

- Wracaj Szafir. – przywołałam ważkę. – Jutro musimy tam iść. – dodałam sama do siebie i wróciłam do wioski.

Spotkaliśmy się ponownie w Domu Zgromadzeń już pod wieczór. Usiedliśmy razem żeby podzielić się informacjami. Miriel powiedziała nam, że wchodząc do wioski, tuż przed dyskusją z Durgolem, dostrzegła drogę, jaką przebywał Cień. Pasma spaczenia oplatały wioskę mijając ją i kierując się w góry. Wtrąciłam informację o świecącej Szafir, zapewne słusznie się domyślając, że może to być kierunek podróży Cienia. Nie mieliśmy pomysłu dlaczego nie wchodzi on do wioski. Ale Thar’zittowi udało się zdobyć kilka cennych informacji. W okolicznym lesie odkrył starą jodłę, w której mieszkał duch. Powiedział mu, że kiedyś ta dolina tak nie wyglądała. Jakiś czas temu, niedługo przed przybyciem grupy Dawców Imion, magia zmieniła ten teren. Jakby uśpiona siła, energia albo jakaś moc, została nagle aktywowana.

- Może ktoś przygotował to miejsce specjalnie na przybycie Dawców Imion? – wysunęłam przypuszczenie.
- Ale skoro Cień nie może tu wchodzić to po co? – spytał Durgol.
- O ile dobrze wnioskuję, po tym co mówił Amarin, to Horrory mogą oddziałowywać na Dawców Imion także z pewnej odległości. Nie muszą wchodzić do miejsca ich przebywania. Nie zauważyliście, żeby mieszkańcy jakoś dziwnie się zachowywali?
- W zasadzie to zauważyłem. – krasnolud zamyślił się na chwilę. – Wyglądają na nienaturalnie zmęczonych, jakby nie spali albo jakby mieli koszmary co noc.
- Musimy z nimi porozmawiać. – odezwała się Miriel. – Spróbować dowiedzieć się co się z nimi dzieje. Może sami coś zauważyli.
- W takim razie odpocznijmy. – zaproponowałam. – Mamy chwilę czasu do kolacji, więc odświeżmy się, zdrzemnijmy. Musimy mieć świeże głowy żeby zdobyć jak najwięcej informacji a jednocześnie nie zdradzić powodu naszej wizyty.

Drużyna potaknęła. Pozostało nam czekać na wieczorną ucztę.
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Niezwykłe odkrycie

Przed ucztą postanowiłam jeszcze chwilę pospacerować. Wracając do wioski już z daleka dostrzegłam poruszenie od strony, z której przybyliśmy. Bez trudu rozpoznałam w postaci na wierzchowcu Borgila. Od razu pomyślałam, że musiał mu się skończyć alkohol i dlatego ruszył za nami. Zdążając w tamtym kierunku zaczepiłam kilka osób pytając o jakiś napitek, ale spotkałam się jedynie z zakłopotanymi minami i mglistym wyjaśnieniem, że zabroniono. Napad, który większość mieszkańców przypłaciła życiem lata temu, odbył się właśnie podczas uczty. Mieszkańcy nie byli zdolni do obrony, więc kiedy założyli nową osadę rada wioski zakazała w niej alkoholu. Dziwna logika jak dla mnie, ale cóż, wiele się jeszcze muszę nauczyć na temat Dawców Imion.

Zanim dotarłam do Borgila ten już zdążył się zaprzyjaźnić z Brandtem. Obaj nienawidzą Czaszkowych Wilków równie mocno. Na miejscu pojawili się także Miriel i Durgol zaciekawieni przybyciem orka.

- Borgil. – podeszłam do niego blisko i zniżyłam głos. – Czyżby skończył ci się alkohol?
- Ano! – rozejrzał się po wiosce. – Ale tu, jak widzę, niczego nie brakuje, to i napitek się pewnie znajdzie.
- E…. – zawahałam się. – Widzisz… Z tym może być pewien problem bo oni tu mają zakaz spożywania alkoholu, więc nic nie mają.
- Jak to nie ma alkoholu?! – wykrzyknął ork i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Gospodarzu! – zwrócił się do Brandta. – Nie znajdziecie dla spragnionego wędrowca ani kropli piwa? Wina chociaż?
- Niestety panie. – krasnolud wyglądał na mocno zakłopotanego. – Nie mamy w wiosce takich rzeczy.
- Bimber? Naleweczka? – dopytywał ork z coraz bardziej zawiedzioną miną.
- Tylko zielarka ma dostęp do alkoholu. Może jakąś miksturkę ziołową wam znajdzie. Trzeba zapytać.
- Gdzie ta zielarka? – natychmiast zainteresował się Borgil.
- Jak nas znalazłeś? – wtrąciła się Miriel odciągając na chwilę uwagę orka od najważniejszego z tematów.
- Nie ja. – wskazał głową na wierzchowca. – On. Pić mu się chciało. Wsiadłem i polazł.
- Dobry konik. – pogłaskałam czule zwierzę po szyi. Wyglądało na zmęczone.
- Chodź. – zarządziła przytomnie Miriel. – pokażemy ci, gdzie się zatrzymaliśmy i porozmawiamy. Wieczorem jesteśmy zaproszeni na ucztę. Musimy pewne rzeczy przed nią omówić.
- Możesz się zająć moim wierzchowcem. – rzucił jeszcze do mnie Borgil i dał się pokierować do wspólnej chaty.

Uporawszy się z obrządzeniem zwierzaka wpadłam na chwilę do chaty. Borgil siedział z poważną miną a Miriel właśnie kończyła mu opowiadać czego się dowiedzieliśmy w wiosce. Nie dane nam było długo rozmawiać, bo zawołano nas na kolację.

Stoły zastawiono suto. Od razu widać było dobrobyt panujący w dolinie. Zasiedliśmy wraz z radą do posiłku. Brandt od razu wręczył Borgilowi butelkę dziwnego płynu mówiąc, że to od zielarki. Ork powąchał nieufnie, lekko tylko się krzywiąc, pociągnął łyk, później drugi i z nieco przyjemniejszą miną kiwnął głową. Jakiś czas później zauważyłam, że przygarnął spory dzban z kompotem i zaczął do niego dokładać owoców i dolewać miodu. Ciekawa byłam na co mu to.
To była dziwna kolacja. Bynajmniej nie z powodu rady a moich własnych towarzyszy. Początkowo nie zwróciłam na to uwagi bo siedziałam obok Riny, Władczyni Zwierząt, i zagadałyśmy się na temat naszych podopiecznych. Dopiero krępująca cisza przy stole zwróciła moją uwagę na to, co się dzieje. Ktoś z rady, chyba Brandt, zaczął dopytywać skąd podróżujemy, co widzieliśmy po drodze, czy spotkaliśmy ogry zaś moi przyjaciele, jak nigdy, nabrali wody w usta i uparcie milczeli. Popatrzyłam na nich zdumiona. Nigdy wcześniej nie zachowywali się tak w towarzystwie.

- Wybaczcie te pytania. – krasnolud przerwał ciszę. – Ciekawi jesteśmy ale skoroście zmęczeni to możemy porozmawiać jutro.
- Pan wybaczy to milczenie. – odezwałam się z uśmiechem. – Zwyczajnie podróż nasza nie była ani łatwa ani przyjemna, ale nie jest żadną tajemnicą. Przechodząc przez przełęcz natrafiliśmy na ogry. Były przyjazne i dość inteligentne żeby się z nimi porozumieć. Powiedziały nam, że kilka dni przed nami były u nich jakieś krasnoludy. Miały zaraz wracać i wciąż ich nie ma a tam gdzie poszły jest zło. Jakie tego nie były w stanie zdefiniować. Ruszyliśmy więc ich śladem, żeby sprawdzić czy coś złego się nie stało. Niestety sprawdził się najczarniejszy scenariusz. Znaleźliśmy tylko szczątki. Chcieliśmy się wycofać ale napadły nas ogry. Udało nam się odeprzeć atak i kilka z nich uśmiercić ale nie chcieliśmy wracać przez ich teren. Tak trafiliśmy na waszą dolinę. Zachwyciła nas bogactwem roślin i mnogością zwierząt, więc zagłębiliśmy się w nią, ze zdumieniem odkrywając waszą osadę.
- Blisko te ogry? Zagrażają nam? Dużo ich było? – zarzucił mnie pytaniami Brandt.

Słowo „ogry” jakby obudziło moich towarzyszy i wreszcie podjęli temat i zaczęli rozmawiać z radą. Odetchnęłam z ulgą. Mogłam znów powrócić do towarzyskiego cienia. Niestety nie na długo. Mieliśmy się dowiedzieć czegoś o stanie mieszkańców a tymczasem moi towarzysze zachowywali się jakby chcieli jak najszybciej skończyć kolację. Przyjrzałam się uważnie radzie. Hator była tuż przy mnie, więc wystarczyło tylko sięgnąć by wejrzeć w przestrzeń astralną. Każdy członek rady miał we wzorcu dziwną plamkę. Wyglądała jak wygasły talent, jak coś nieaktywnego. U Kalina, człowieka, była najbardziej wyraźna. Zresztą i bez spojrzenia astralnego wyglądał jakby był mocno zmęczony. Spytałam go czy dobrze się czuje. Powiedział, że źle sypia. Zasugerowałam żeby położył się wcześniej a Durgol podchwycił temat i zapytał o resztę mieszkańców sugerując, że dostrzegł kilka tak zmęczonych osób. Brandt powiedział nam tylko, że niektórzy mają przejściowe kłopoty ze snem. Niestety nikt nie wie jaka jest ich przyczyna.

Nie chcieliśmy ich naciskać bardziej, zwłaszcza, że zrobiło się późno. Podziękowaliśmy za poczęstunek i udaliśmy się na spoczynek.

O świcie, jak zwykle, udałam się na spacer wokół wioski, ze zwierzętami. Tuż poza granicą dostrzegłam znajomy kształt ukryty pomiędzy drzewami. Cień przesuwał się przy granicy jakby szukając w niej słabego punktu. Wracając do przyjaciół natknęłam się na Kalina. Pomachał do mnie przyjaźnie więc postanowiłam zaryzykować i porozmawiać z nim szczerze. Nie myliłam się co do niego. Okazał się wiedzieć, że coś złego dzieje się w wiosce. Cała rada była tego świadoma. Nie chcieli niepokoić mieszkańców.

- Zrozum. – tłumaczył. – Oni tak wiele stracili, tak wiele wycierpieli. Co im mamy powiedzieć? Że znów muszą rzucić wszystko i zaczynać gdzieś indziej od zera?
- Rozumiem to, ale co jeśli tutaj są narażeni na śmierć? – próbowałam go przekonać.

Widać było, że bije się z myślami. Przyjrzałam się znów jego wzorcowi. Kolejny „wygaszony” talent. Poprosiłam, żeby spróbował użyć wszystkich swoich talentów. Posłuchał. Na szczęście okazało się, że magia działa, że nic z jego dyscypliny nie zostało mu odebrane. Czym więc jest ta dziwna skaza na wzorcu?
Wreszcie Kalin mi zaufał. Opowiedział o problemach ze snem, o złym samopoczuciu. Opowiedział o niedawnej lawinie poza wioską, w kierunku, który wskazało mi świecenie Szafir, po której zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Wiedzieli, przynajmniej rada, także o cieniu. Odwdzięczyłam się mówiąc mu o klasztorze i naszym przypuszczeniu, że te dwa miejsca są jakoś połączone. Że prawdopodobnie w okolicy ich wioski przebywa przedmiot, który ściąga horrory i ich konstrukty, że szukamy tego przedmiotu żeby go ukryć i odegnać zło.
Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że może powinnam zostać Trubadurem. Przemowy zaczynam mieć opanowane do perfekcji. Zwłaszcza, że nieodmiennie przynoszą skutek…

Kalin zgodził się, że trzeba sprawę zbadać. Wszak od rady zależy bezpieczeństwo mieszkańców. Zobowiązałam go do zachowania milczenia w sprawie klasztoru i powodu naszej wizyty w wiosce a jednocześnie zobowiązałam się powiedzieć radzie wszystko, co uda nam się ustalić jeśli się okaże, że wiosce faktycznie zagraża niebezpieczeństwo. Pożegnałam się z mężczyzną i dołączyłam do towarzyszy opowiadając im przy śniadaniu czego się dowiedziałam od Zwiadowcy. Oczywiście Borgil na wzmiankę o cieniu na obrzeżach wioski natychmiast zapragnął wykonać rytuał karmiczny. Szczęściem jednak wrócił z niego niepocieszony, bo cienia nie spotkał.

Spakowani ruszyliśmy w góry. Znów posługując się Szafir jak kompasem zanurzyliśmy się w las i zaczęliśmy wspinać pod górę. Droga była dość męcząca. Po kilku godzinach las się nagle urwał i naszym oczom ukazały się trzy duże szczyty. Naszym celem okazał się, na nieszczęście, pierwszy z nich. Ogromna, skalista, góra częściowo się zawaliła i patrząc na jej pionowe ściany doszłam do wniosku, że dotarcie na szczyt będzie bardzo trudne, jeśli nie niewykonalne. Wysłałam Noir na poszukiwanie jakiejś przyjaźniejszej trasy. Niestety musieliśmy skorzystać z jedynej dostępnej, czyli wspinaczki. Na nasze szczęście byliśmy zaopatrzeni w liny z kotwiczkami, to zdecydowanie ułatwiało zadanie.

Wspomagana przez czar Miriel ruszyłam pierwsza. Wspinaczka okazała się koszmarem. Dwa razy się zsunęłam , raz z całkiem wysoka, i Borgil musiał mnie łapać, zanim udało mi się pokonać jedną czwartą drogi. Zatrzymałam się na skalnej półce ledwo mieszczącej dwie osoby i spojrzałam na ilość drogi przede mną. Zrzuciłam linę. Borgil wdrapał się koło mnie i przyjrzał skale.

- Nooooo… - wymruczał uważnie studiując trasę. – Powiem ci, że nie wygląda to dobrze.
- Ta… Jeśli coś pójdzie nie tak… Daleko do ziemi. – spojrzałam na dół.
- Dobra. Dawaj linę. Pójdę przodem i będę wciągał.

Wręczyłam mu linę. Ork ruszył na górę. Kawałek po kawałku przesuwał się coraz wyżej. W pewnej chwili musiał trafić na ruchomy odłamek skały, jeden krok i poleciał w dół. Zamarłam ze strachu ale Borgil wykazał się nie lada refleksem przywołując w ostatniej chwili duchowego wierzchowca i dzięki temu nie zmienił się w mokrą plamę u podstawy góry.

- O na Pasje. – mruknęłam sama do siebie. – Jeśli dotrzemy na górę w jednym kawałku to będzie cud.

Cud się zdarzył. Jeszcze dwa razy ork zaliczył lot w dół i w końcu wszyscy znaleźliśmy się u celu. Potwornie zmęczeni opadliśmy na niewielką półkę skalną, częściowo zawaloną, zakończoną wielkimi drzwiami. Zerknęłam w dół. Dawno nie czułam się tak krucha, tak maleńka. Jeden nieuważny krok i magia żadnego mojego talentu by mi nie pomogła…

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Miriel.

- To, niewątpliwie, wejście do miejsca, którego szukamy. Są tu magiczne pieczęcie, mające powstrzymać horrory, konstrukty i naznaczonych przed wejściem do środka. Widzę też pieczęć ze Sfinksem, symbol Kearosa i Smoczej Puszczy. W dodatku to wszystko jest połączone magicznie i mechanicznie.
- To jak tam wejść? – Borgil zaczął oglądać drzwi.
- Może szabla Mynbruje? – zapytałam niepewnie próbując skupić się na czymkolwiek innym niż droga w dół góry.

Durgol wyciągnął szablę i próbował ją przypasować gdzieś do drzwi.

- Nie. – stwierdził po chwili chowając broń.
- Może to jednak nie tutaj? – rzucił ork.
- Na pewno tutaj. – Miriel znów wpatrzyła się w drzwi. – Za nimi jest korytarz. Jesteśmy w dobrym miejscu.
- Co nie zmienia faktu, że nie wiemy jak tam wejść. – pogłaskałam Hator i spojrzałam w przestrzeń.

Runy, pieczęcie, zaklęcia. Wszystko to rozbłysło magią. Ale nie to przykuło mój wzrok. Daleko w korytarzu stała postać. Potężna, masywna, nieruchoma jak skała.

- Miriel… - szepnęłam wpatrując się we wzorzec postaci.
- Mhm?
- Tam ktoś jest.
- Gdzie?
- W korytarzu. Tam jest ogromny duch żywiołu ziemi.
- Cudownie, po prostu cudownie. – mruknął Durgol.
- Czekajcie. Spróbuję się z nim porozumieć. Może jest przyjazny.
- Jasne… - wymamrotał z powątpiewaniem Borgil.

Miriel zamarła a my czekaliśmy co z tego wyniknie. Wreszcie nasza przywódczyni uśmiechnęła się.

- Jest dobrze. Pomogą nam. Jest tam zamkniętych pięć duchów. Pilnują przedmiotu, który zostawił Kearos wraz z Jaronem. Oddadzą go w zamian za uwolnienie.
- I to wszystko powiedział ci ten, zamknięty w więzieniu od stuleci, prawdopodobnie oszalały, duch żywiołu ziemi? – zapytałam ironicznie.
- Tak.
- Mamy mu tak zwyczajnie uwierzyć?
Nagle rozległ się głuchy rumor i drzwi przed nami rozpadły się w pył.
- Widzisz – Miriel uśmiechnęła się szeroko. – Pomaga nam. Nie wiem jak wy ale ja idę. – ruszyła w korytarz nie patrząc za siebie.

Po raz pierwszy odkąd podróżuję z Miriel pomyślałam, że elfka oszalała. Jak można pchać się, tak ufnie, do siedziby pięciu żywiołów? Po tym co przeżyliśmy, ledwo, usiłując uwolnić się z poprzedniej pułapki żywiołów, ona sobie tak zwyczajnie idzie w paszczę lwa! W głowie kłębiły mi się setki myśli. Oszalały Ogień albo oszalałe Powietrze albo wściekła Woda! Na wszystkie Pasje! Przecież one tam tkwią od wieków! Zamknięte, zniewolone przez Dawców Imion, odcięte od ich własnej płaszczyzny! Zdecydowanie oszalała!

Bardzo niepewnie zanurzyłam się w korytarza za towarzyszami. Było po nim widać, że nie został wykonany przez ręce Dawców Imion a właśnie przez żywioł ziemi. Nie niepokojeni przez nikogo dotarliśmy do jaskini pełnej stalaktytów i stalagmitów. Miriel oznajmiła, że pod jednym z nich jest pieczęć i trzeba ją zniszczyć. Zadania podjął się Durgol. Znalazł pieczęć i rozwalił. Miriel oznajmiła, że duch ziemi odszedł. Nie poczułam się ani trochę uspokojona.

- Rozumiem, że wypowiadał się w imieniu wszystkich duchów? – zapytałam. – Wszystkie chcą z nami współpracować i wszystkie zgodziły się oddać przedmiot w zamian za uwolnienie?
- Nie. – ze stoickim spokojem odparła Miriel ruszając dalej korytarzem. – Obietnica dotyczyła tylko jego. Ale przypuszczam, że reszta myśli podobnie.
- Przypuszczasz?!

Miriel już nie słuchała. Zniknęła w korytarzu a Borgil i Durgol ruszyli za nią. Co się dzieje z tą drużyną?! Mistrz Żywiołów zachowuje się jak nierozważny wietrzniak a wietrzący wszędzie zasadzki głos rozsądku Durgol idzie za nią bez słowa protestu. Wszyscy powariowali.

Złorzecząc pod nosem dogoniłam towarzyszy tuż przed kolejną jaskinią, w której znajdowało się jedynie spore jezioro. Elfka stała znów nieruchomo, zapewne negocjując z kolejnym duchem. Po chwili odwróciła się do nas.
- Pieczęć jest gdzieś na dnie jeziora. Trzeba nurkować. Kto z nas najlepiej pływa?
Zapadła krępująca cisza.
- No dobra. – odezwałam się w końcu. – Popłynę.
Zrzuciłam rzeczy, zapożyczyłam od Hator spojrzenie astralne żeby zlokalizować pieczęć i zanurkowałam w lodowatej wodzie. Bez trudu znalazłam swój cel, zniszczyłam i wynurzyłam się na powierzchnię dziwiąc się, że nic mnie nie próbowało zabić.

Ubrałam się i ruszyliśmy dalej. Nagle przed nami otworzyła się jaskinia całkowicie wypełniona roślinami. Mimo braku światła całą powierzchnię wypełniała żywa, piękna roślinność. Pośrodku jaskini rosło rozłożyste drzewo. Po kolejnej rozmowie z mieszkańcem tego przybytku elfka oznajmiła, że duchy pilnują czegoś pochodzącego z płaszczyzny żywiołu drewna, co pozwoliło nam się domyślać, że chodzi o księgę. Pieczęć miała być wewnątrz owego drzewa.

Zaczęliśmy się przedzierać przez krzaki aż w końcu stanęliśmy pośrodku jaskini. W drzewie był sporych rozmiarów otwór. Miriel podjęła decyzję, że tym razem ona złamie pieczęć, po czym weszła do środka pnia. Duch żywiołu drewna okazał się być pierwszym nastawionym wrogo duchem. Kiedy tylko Miriel znalazła się w drzewie jego korzenie zaczęły się na niej zaciskać miażdżąc elfkę. Nasza reakcja była błyskawiczna. Durgol, z okrzykiem „Miriel szeroko nogi” rzucił się z mieczem na splątane korzenie próbując je odciąć, Borgil zaatakował samo drzewo a ja zaczerpnęłam mocy Jaspree i nakazałam drzewu puścić elfkę. Mimo, że moc dana mi od Pasji była silna duch zdawał się ją przełamywać, choć przychodziło mu to z trudem. Miriel jednak udało się dosięgnąć pieczęci. Kiedy tylko ją zniszczyła drzewo zamarło i elfka wydostała się na zewnątrz.

Zużyłam całą swoją siłę woli żeby tego nie skomentować.

Gdy tylko Miriel przekroczyła próg kolejnej jaskini złapała się za gardło, zgięła wpół i zaczęła dusić. Duch żywiołu powietrza zdecydowanie nie był przyjaźnie nastawiony i chyba nawet nie miał w planach z nami rozmawiać. Zobaczyłam jak w naszą stronę pędzi trąba powietrza. Wściekły żywioł cisnął elfką o ścianę. Chwilę później ja również poleciałam na spotkanie twardej skały. Zamroczona dostrzegłam jak Borgil atakuje ducha i zaczyna go odciągać od nas. Miriel chyba mniej ucierpiała niż ja, bo rzuciła się do jaskini w poszukiwaniu pieczęci. Najwyraźniej musiała ją znaleźć i zniszczyć bo kiedy zaczęłam odzyskiwać zdolność widzenia zobaczyłam nad sobą Borgila.

- Żyjesz? – spytał.
- Mhm…
Podał mi rękę i pomógł wstać. Jęknęłam. Na pewno mam coś połamane.
- Chlapnij sobie. – Borgil wręczył mi fiolkę z eliksirem leczenia. Posłuchałam.
- No to został nam ostatni. – skomentowała Miriel i ruszyła dalej.

Wlokłam się na samym końcu wyobrażając sobie co może nam zrobić duch żywiołu ognia, któremu się nie spodobamy.

W ostatniej jaskini zobaczyliśmy jezioro lawy. Pieczęć, według Miriel, miała się znajdować na jego dnie. Elfka nie namyślała się długo. Używając talentu uzdrawiającego ognia potraktowała lawę jak ognisko i zwyczajnie wlazła do środka. Staliśmy na brzegu czekając na efekt jej poczynań. Po bardzo długiej, trwającej niemal wieczność, chwili Miriel wynurzyła się informując, że pieczęć została złamana. Niemal równocześnie z nią z lawy uformowała się niekształtna postać i cisnęła w naszym kierunku ogromną kulą ognia. Rozżarzony pocisk gnał prosto we mnie. Zostałaby ze mnie skwarka, gdyby nie refleks Borgila, który błyskawicznie szarpnął mnie w swoją stronę ukrywając za duchowym wierzchowcem. W tamtej chwili przyrzekłam sobie – nigdy więcej duchów żywiołów! Zostanę Ksenomantką. To dużo bezpieczniejsze. Odetchnęłam z ulgą gdy ostatni z duchów zniknął.

- Niezły prezent na pożegnanie. – skomentowałam patrząc na roztopioną skałę w miejscu, gdzie uderzyła kula ognia.
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

A oto i ON! Długo oczekiwany koniec kampanii ;)

Gwiezdny Mędrzec

Wyszliśmy przed system jaskiń, na skalną półkę, żeby odpocząć i uleczyć się nieco przed konfrontacją z czymś, co może być śmiertelne niebezpieczne. Siedziałam oparta o skały, delektując się dotykiem aksamitnej sierści Hator, która jakby wyczuwając moje rany, przylgnęła do mnie jak mały kotek, gdy nagle usłyszałam w głowie cichy głos Barona.

- Raven?
- Tak Baronie? – odparłam w myślach.
- Raven, bo ja mam takie pytanie. – duch wydawał się niepewny. – Czy ja dobrze powiedziałem, że jesteś nosicielką Jaspree?
- Czym jestem?! – musiałam chyba wykrzyknąć to na głos, bo reszta towarzyszy spojrzała na mnie zdumiona. – Głosicielką, Baronie. Głosicielką. Komu powiedziałeś?
- Aha…. Przepraszam. No bo myśmy spotkali znajomego i on pytał kim jesteś i…
- Jakiego znajomego? – weszłam mu w słowo. – I gdzie wy, w ogóle, jesteście? Czekamy na was.

Po dłuższej chwili milczenia Baron znów się odezwał.

- Thar’zitt pyta, czy jest tam coś ciekawego.
- Tak – odparłam natychmiast – Pięć wściekłych duchów żywiołów.
- Lecimy. – usłyszałam w odpowiedzi.
- Ich już tutaj nie ma. – wtrąciła Miriel, jednak jej spojrzenie w głąb jaskini było pełne obawy.
- Skąd wiesz? – mruknęłam. – Może wrócą. Poza tym Thar’zitt szybciej przyleci jak będzie pewny, że są tutaj duchy a ja nie zamierzam siedzieć w tym miejscu dłużej niż to absolutnie konieczne.

Nie minął nawet kwadrans gdy dostrzegliśmy lecące w naszą stronę dwie sylwetki. Thar’zitt, jak zwykle, siedział na swojej chmurce zaś obok niego leciał niezwykły wietrzniak. Był łysy i miał smocze skrzydła w złotym kolorze, a kiedy podleciał bliżej dostrzegłam także smoczy ogon. Prawe ucho było pełne kolczyków, zza pleców wystawały trzy włócznie, zaś całości obrazu dopełniała zbroja z Vyverny i wielka sakwa. Thar’zitt przedstawił nam go jako swojego wieloletniego przyjaciela. Bum Złotoskrzydły okazał się być szóstokręgowym Władcą Wiatru.

Wietrzniak zrobił na mnie dobre wrażenie. Kulturalny, dobrze wychowany, zdecydowanie mniej wszędobylski niż większość wietrzniaków. Nie wyczułam też w nim zwyczajowej nieufności. Kiedy się odwrócił zauważyłam, że część zbroi na łopatce została wycięta żeby pokazać niezwykły, ruchomy tatuaż, przedstawiający jakąś walkę. Jak znajdziemy chwilę spokoju muszę go poprosić żeby opowiedział nam coś o sobie. Wydaje się być interesującą postacią o barwnej historii.

W szumie dyskusji, która się wywiązała po przybyciu Thar’zitta i Buma znów odezwał się Baron, tym razem kompletnie wprawiając mnie w osłupienie.

- Raven. Bo ja mam pytanie. Widzisz, chciałem ci sprawić prezent ale nie wiem. Powiedz mi, jakie beczki lubisz?
- Co lubię? – zamrugałam oczami zdezorientowana.
- No beczki. Bo miała być skrzynka ale uznaliśmy, że beczka będzie lepszym pomysłem.

Widząc moją minę do rozmowy wtrącił się Thar’zitt.

- Ustaliliśmy z Bumem, że Głosiciele stają na skrzynkach i głoszą, więc skoro potrzebujesz do szczęścia skrzynki to chcieliśmy ci jakąś ładną sprawić. Ale później pomyśleliśmy, że beczka będzie wygodniejsza.
- Właśnie. – wtrącił się Baron. – No to jakie beczki lubisz.
- Ale… - zaczęłam, niepewna co powiedzieć.
- Słuchajcie. – wszedł mi w słowo Bum. – To, naprawdę, nie jest najlepszy moment na dywagacje na temat beczek. Prezentem zajmiemy się później bo teraz mam wrażenie, że wewnątrz tej góry coś jest, więc lecę to sprawdzić.

Szczęśliwa, że temat kłopotliwego prezentu został chwilowo zawieszony skupiłam się na obserwacji wietrzniaka, który zaczął latać wokoło góry przyglądając jej się intensywnie. Teraz już wszyscy zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak. Ze środka zaczęły dochodzić dziwne odgłosy, jakby stłumione wybuchy, zaś w korytarzu wychodzącym na zewnątrz zrobiło się wyczuwalnie cieplej. Szybko odesłałam zwierzęta na skały z dala od wejścia i sama też odsunęłam się najdalej jak się dało. Jeśli wyleci stamtąd kula ognia nie zamierzam stać jej na drodze.
Bum zleciał do nas po niespełna minucie.

- I co tam jest? – dopytywał się Thar’zitt.
- Duch żywiołu ognia.
- Fantastycznie. – mruknęłam pod nosem.
- I jak się zachowuje? – t’skrang zajrzał zaciekawiony do środka.
- Wyobraź sobie, że ja mógłbym stać się duchem żywiołu. – Bum zrobił stosowną pauzę. - No to właśnie tak.
- O na Pasje. - Thar’zitt wyglądał na przerażonego.
- Wiecie co? – Bum spojrzał na mnie. – Nie wyglądacie najlepiej. To może wy tu sobie posiedźcie a my pójdziemy pozbyć się niechcianego gościa.
- Genialny plan. – uśmiechnęłam się.

Ponieważ reszta nie oponowała Thar’zitt i Bum zanurzyli się w jaskini. Z opowieści Buma dowiedzieliśmy się, że t’skrang pochwycił ducha, który faktycznie zachowywał się jak odurzony jagodami Kheesry wietrzniak, po czym wytłumaczył mu, że powinien sobie pójść. Co ciekawe, duch, nie dość, że posłuchał, to jeszcze na odchodnym powiedział Thar’zittowi, żeby nie szedł dalej bo jest tam pułapka. Thar’zitt chciał od razu zbadać dalszy korytarz ale Bum zaoponował, twierdząc, że najpierw trzeba zdać raport przywódczyni, więc obaj wynurzyli się w końcu z jaskini cali i zdrowi.

W chaosie dyskusji jaka nastąpiła po ich wyjściu okazało się, że Bum nie ma pojęcia co my tu robimy i czego szukamy. Opowiedzieliśmy mu o Księdze Cierpienia i o dziwnie się zachowujących mieszkańcach wioski. Wietrzniak zastanowił się przez chwilę.

- Słyszałem o podobnych Horrorach. – odezwał się w końcu. – Ukrywają naznaczenie i aktywują je tylko wtedy, kiedy nastąpi odpowiedni moment. No i manipulują umysłami. Są bardzo niebezpieczne bo nawet nie wiesz kiedy cię naznaczy.
- A jak dużo Horrorów tak potrafi? – dopytał Thar’zitt. – Jednen na milion, jeden na tysiąc?
- Jeden na milion.
- To nie dużo.
- Milion ma cztery zera prawda?
- Tysiąc ma cztery zera.
- To jeden na tysiąc. A w ogóle to ile jest Horrorów?
- Nie wiem. Ciekawe czy w przestrzeni astralnej robili kiedyś jakiś spis powszechny…
- Idziemy? – spytałam poirytowana. – Im szybciej to załatwimy tym szybciej będziemy mogli sobie stąd pójść.
- Dobra. – zgodził się Bum. – To dajcie mi chwilę. Zahartuję się.

Usiadłam znów pod skałą zastanawiając się co spotkamy w środku. Durgol też był strasznie milczący. Natomiast Miriel z Thar’zittem rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Gdy Bum oświadczył, że jest gotowy Mistrzowie Żywiołów zaproponowali, żebyśmy na miejscu oglądali swoje wzorce w przestrzeni astralnej. Skoro Horror może naznaczyć tak subtelnie, że ofiara nawet tego nie czuje, musimy być przygotowani na wszystko.

Wreszcie weszliśmy ponownie do kompleksu jaskiń. Duch Ognia nieco tutaj narozrabiał. Cała roślinność w jaskini żywiołu drewna była spalona a sporo skalnych ścian potopionych. Dopiero teraz, kiedy mogłam się skupić na otoczeniu a nie desperackich próbach przeżycia zwróciłam uwagę jak długie, rozległe i kręte są te połączone jaskinie. Takie odległości na pewno miały jakieś znaczenie podczas konstrukcji tuneli.

W ostatniej jaskini, tej od żywiołu ognia, zobaczyliśmy kończące ją ogromne drzwi. Na czterech ich rogach widniały złote pieczęcie a cała powierzchnię pokrywały runy. Miriel poprosiła Thar’zitta żeby zbadał je astralnie i sama przystąpiła do oględzin. Trzymałam się w pewnym oddaleniu od wejścia. Nie musiałam na nie patrzeć żeby wiedzieć, że za drzwiami czai się coś niebezpiecznego. Było to czuć w powietrzu.

W pewnej chwili Thar’zitt jakby ocknął się z transu, rzucił krótkie „aaahaaa” po czym odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić w stronę wejścia.

- Thar’zitt – zawołałam za nim. – A ty gdzie?
- Na razie. – odkrzyknął. – Nie wchodzimy tam.
- Hej! A może chociaż słówko wyjaśnienia? – nalegałam.

T’skrang zatrzymał się. Westchnął ciężko. Niemal było widać jak bije się z myślami. W końcu odwrócił się i podszedł do nas.

- W przestrzeni jest napis. Runy zostały założone po to, żeby zapobiec wyjściu tego co jest w środku. To bardzo groźny byt. Dużo za groźny dla nas. Zostawmy to.
- Ja też dostrzegłam napis. – wtrąciła się Miriel. – Głosi: „Tu spoczywają dwie Księgi Cierpienia: Księga Koniunkcji i Księga Bestii. Jeśliś wolny od zła, znamienia czy innego plugastwa, i uważasz się za godnego tej wiedzy, zerwij pieczęcie a wejdziesz bezpieczny.” Wewnątrz są dwie księgi.
- Dwie? – niemal krzyknęłam.
- Na pulpitach. Przymocowane łańcuchami i zabezpieczone magią. Jeśli zniszczymy pieczęcie zapewne drzwi się otworzą.
- A co z drugim napisem? – spytałam Thar’zitta.
- „Tu, mamy nadzieję, po wsze czasy zamknęliśmy byt, który sam nazwał się władcą umysłów. Lojalność i wyrzuty sumienia wprowadziły nas w pułapkę, z której my i cała Barsawia ledwie uszliśmy cało. Istota ta nie jest potężna jak ta, która zabiła mistrza, ale jest niezwykle przebiegła i posiadła ogromną wiedzę, która może dać niewyobrażalną potęgę. Sami z trudem oparliśmy się pokusie. Dlatego miejsce to pozostanie naszym sekretem. Z trudem, i tylko dzięki wiedzy zawartej w księgach, które odkrył nasz mistrz, udało nam się go uwięzić lecz nie byliśmy w stanie go zniszczyć. Strzeżcie się jego głosu, podstępów i wpływu na umysły jeśli kiedykolwiek Pasje zaprowadzą Was w to przeklęte miejsce. Bardzo wiele różni go od innych bytów. Miejmy nadzieję, że zabezpieczenia okażą się wystarczające.” – wyrecytował t’skrang.
- To jest podstęp. – oświadczył Durgol. – Przecież duch mówił, że to pułapka. Powinniśmy stąd pójść.
- Jeden z tych napisów mógł zostać stworzony przez Horrora. – kontynuowała elfka. – Widziałam za drzwiami jeszcze coś. Jakiś byt. Nawet nie potrafię tego określić dokładnie.

Oszczędzę sobie zapisu kłótni, która znów rozgorzała w drużynie. Po raz kolejny zdumiało mnie to, że Dawcy Imion nie potrafią rozmawiać spokojnie. Ciągle tylko krzyki i złość. Gdyby zwierzęta się tak zachowywały dochodziłoby w stadach do krwawych jatek i gatunki długo by nie przetrwały. Oczywiście próbowałam podjąć rzeczową dyskusję z Durgolem. Tylko on całkowicie opowiadał się za odejściem z tego miejsca. Ale krasnolud, jak zwykle, potrafił tylko krzyczeć o naszej głupocie. Zirytowało mnie to strasznie. Niby taka mądra rasa, uważająca się za opiekunów innych ras, a jak przyjdzie co do czego to tylko wrzask i żadnej wymiany argumentów. Cała sytuacja zdenerwowała także t’skranga, bo nagle, bez pytania nikogo, rzucił „mam dość!” i uderzył kryształowym pociskiem w jedną z pieczęci. Metal, z głuchym stuknięciem, rozleciał się na kawałki.

- Czyś ty oszalał?! – wrzasnęłam. – Jak chcesz popełnić samobójstwo idź skoczyć z tej skały, będzie bezpieczniej dla reszty!
- Przecież i tak przegłosowaliście, że wchodzimy. – ze stoickim spokojem odparł Thar’zitt.
- Nic nie głosowaliśmy! – nadal nie potrafiłam się uspokoić. – Trzeba to przemyśleć.

No i stało się. Horror przemówił. Nie do nas a do Barona. Przez kilka minut patrzyłam zdezorientowana jak moja drużyna, z pewną fascynacją, dyskutuje z istotą po drugiej stronie drzwi. Kazał się zwać Gwiezdnym Mędrcem. Mówił, że posiada ogromną wiedzę, że to przez to go zamknięto, bo Dawcy Imion, z którymi chciał się nią podzielić, przestraszyli się jego potęgi. Kusił zdradzaniem stłumionych pragnień każdego z nas. Każdego prócz mnie. Jako jedyna nie próbowałam zwrócić na siebie jego uwagi. Odsunęłam tylko zwierzęta w głąb korytarza. Najbardziej zainteresowany mocami Horrora zdawał się być Bum, dlatego Thar’zitt szepnął do Miriel, żeby na niego zerknęła. Elfka spojrzała i rzuciła ustalone wcześniej hasło. Bum okazał się być naznaczony. Wietrzniak zdawał się nie zwracać uwagi na hasło ale po kilku chwilach wrzasnął jak opętany i rzucił się do wyjścia.

Pobiegłam za nim. Siedział zdyszany na skalnej półce.

- Bum. Co z tobą? Co się stało.
- Spaliło mnie. Wypala. – wyjęczał. – Już dobrze.
- Jak to spaliło?

Nie otrzymałam odpowiedzi na pytanie. Wietrzniak jakby nagle stracił kontrolę nad swoim ciałem, poderwał się i poleciał w dół, w kierunku lasu. Krzyknęłam jeszcze za nim ale nie odpowiedział. Zerknęłam na dół. Pod skałą stała cała wioska.

- No to mamy problem… - pomyślałam i wróciłam do środka.

Drużyna stała wciąż pod drzwiami. Na szczęście nadal zamkniętymi.

- Mamy dwa problemy. – oznajmiłam.
- O… Macie o wiele więcej… - rozległo się w naszych głowach, a może za naszymi plecami.
- Fakt. – ciągnęłam niezrażona. – Zapomniałam o Cieniu. Ale generalnie mamy dwa problemy. Jeden jest taki, że Bum poleciał w siną dal krzycząc, że coś go spaliło od środka a drugi jest taki, że pod skałą czeka cała wioska. I raczej nie mają przyjacielskich zamiarów.
- Wasz przyjaciel jest moim zakładnikiem. – ciągnął Cień, niezrażony, że został zignorowany. – Podobnie jak cała wioska. Otwórzcie drzwi, wypuście byt, inaczej wszyscy zginą.
- Dobra, dobra. – odpowiedziałam. – Wypuścimy. Poczekaj cierpliwie.
- Bum był naznaczony. – poinformowała mnie Miriel. – Pewnie zadziałały na niego te zabezpieczenia z zewnątrz. Zaczął krzyczeć od razu po naznaczeniu a nam przecież nic nie jest.
- To co? Otwieramy? Teraz już nie mamy wyjścia. – Durgol zamierzył się na kolejną pieczęć.
- Poczekaj! Na Pasje! Wszyscy zginiemy jak je otworzysz! – zaprotestowałam gwałtownie.
- Przecież nie mamy wyjścia. Chciałyście je otworzyć to otwierajmy.

Znów rozgorzała zażarta dyskusja, przez którą nie mogłam się przebić z pomysłem, który właśnie przyszedł mi do głowy. Wreszcie jęknęłam zrezygnowana:

- Nikt mnie nie słucha. Wszyscy zginiemy.

Chyba dotarło to do Miriel bo gwałtownie uciszyła resztę.

- Mów Raven.
- Thar’zitt umiesz przyzywać duchy żywiołu? – spytałam korzystając z chwili ciszy.
T’skrang tylko parsknął.
- Nie.
- Ale wyczuwać możesz?
- Mogę spróbować zagadać. Jak jakiś jest to może odpowie.
- Sprawdź, czy jest tutaj duch żywiołu ziemi, proszę. – zwróciłam się do reszty – Słuchajcie. Zabezpieczenia z zewnątrz nie wpuszczają do środka Horrorów, konstruktów ani naznaczonych. Magia tam zawarta rani takie istoty, tak jak zrobiła z Bumem. Potrzebny nam duch żywiołu ziemi, który będzie chciał nam pomóc. Otwieramy drzwi, duch stawia ścianę, Horror wychodzi i dostaje magią z zabezpieczeń. Ściany go spowolnią. Będzie musiał się przez nie przebijać co daje czas zabezpieczeniom, żeby go niszczyły. Musimy go tylko utrzymać w środku jak najdłużej i pułapka załatwi połowę roboty za nas. – westchnęłam zadowolona, że udało mi się wreszcie wyłuszczyć swoje zdanie.

Plan został przyjęty. Nikt nie oponował. Zresztą, innego nie mieliśmy. Thar’zitt zaczął rozmowę. Okazało się, że duch ziemi pozostał w jaskini bo nie lubi zmian. Na nasze szczęście udało się Thar’zittowi przekonać go żeby nam pomógł. Co prawda Horror próbował go przeciągnąć na swoją stronę, ale Mistrz Żywiołów miał większą siłę argumentów. Gwiezdny Mędrzec zagroził więc, że nie spocznie póki nie oderwie ciała t’skranga od jego kości. Na wszelki wypadek poprosiłam Thar’zitta żeby zdradził mi swoje Prawdziwe Imię. Bałam się, że Horror faktycznie skupi się na nim i stracimy t’skranga bezpowrotnie. Mistrz Żywiołów zgodził się. Powtórzyłam imię kilka razy w myślach żeby je zapamiętać. W zasadzie powinnam była spytać o to także resztę drużyny. Byłoby bezpieczniej dla nich, gdyby ktoś posiadł tą wiedzę bo w razie czego można będzie ich wskrzesić.

Ustawiliśmy się przed drzwiami. Duch zaczął budować ścianę a Thar’zitt i Miriel rozwalili pozostałe pieczęcie. Drzwi rozpadły się w pył. Stanął w nich kształt, któremu nie sposób było odmówić urody. Humanoidalna istota miała srebrne kontury, w których zamknięto taflę granatowego, rozgwieżdżonego nieba. Wyglądało to przecudnie. Można było przez chwilę zapomnieć, że mamy do czynienia z czymś na wskroś złym.

Nie było czasu zachwycać się dziwnym bytem. Zwłaszcza, że Horror nie zamierzał się zachwycać nami. Ściana powstała tak, że magowie mogli ciskać czarami, więc Thar’zitt i Miriel ruszyli do ataku. Ja z Durgolem osłanialiśmy ich nie próbując atakować bo nie mieliśmy czym. Początkowo wszystko szło po naszej myśli. Horror próbował odganiać ducha żywiołu, ale udało mu się postawić kolejną ścianę, nieco niższą, zanim poddał się mocy Gwiezdnego Mędrca. Magowie też dawali radę, raniąc byt pospołu z pułapką, której efekty co jakiś czas dawało się dostrzec. A później Mędrzec zajął się nami. Najpierw próbował eliminować magów ale w pewnej chwili między nami śmignął Bum i silnym ciosem odwrócił jego uwagę od t’skranga i elfki. Horror jednak miał dość dużą podzielność uwagi. Broniąc się przed wietrzniakiem rzucił czar na Thar’zitta najwyraźniej próbując spełnić obietnicę, bo trzask łamanej kości nawet ja usłyszałam. T’skrang zachwiał się i jęknął z bólu. Kryształowy pocisk Miriel rozerwał fragment niematerialnej powłoki Mędrca. Tym razem Horror nie próbował oddać elfce. Poczułam nagle jak moje ciało przestaje mnie słuchać. Pazury same wyskoczyły z dłoni i próbowały przeorać Thar’zitta. Zaskoczony t’skrang nie był w stanie się bronić. Szczęściem Durgol zauważył mój atak i natychmiast rzucił się między mnie a t’skranga. Krasnolud świetnie potrafił parować ciosy, więc przede mną był całkiem bezpieczny, dlatego kiedy uniemożliwił mi dokonanie ataku na Miriel w głowie pojawił się kolejny rozkaz. Serce miałam rozdarte kiedy usta nakazały Hator zabić Miriel. Z krojenem w szale żadne z nich nie miało szans.

Pierwsza straciła przytomność Miriel. Zalana krwią. Po niej przyszedł czas na Durgola. Kiedy próbowałyśmy zaatakować Thar’zitta t’skrang błyskawicznie odciął nas ścianą. W międzyczasie Bum konsekwentnie próbował pokonać bestię i najwyraźniej, wespół z pułapką, dawał sobie z tym całkiem nieźle radę. W każdym razie, kiedy ściana między mną a Thar’zittem opadła i dopadałam wraz z Hator t’skranga Bum nadal walczył. Thar’zitt nie był w stanie przetrwać ciosów Hator. Chwilę później t’skrang dołączył do reszty nieprzytomnych towarzyszy.

Odwróciłam się akurat w momencie, kiedy Horror rzucił się do ucieczki wydając mi rozkaz powstrzymania Buma. Oczywiście próbowałam ale wietrzniak ma tą przewagę, że lata, więc nie byłam w stanie go dosięgnąć. Udało się to jednak Hator, która poważnie go zraniła. Wietrzniak upadł na ziemię i wtedy poczułam jak kończy się moc Horrora nade mną. Bum poderwał się błyskawicznie i rzucił w pościg. Wraz z Hator pognałam za nim. Wypadliśmy z jaskini niemal jednocześnie. Horror był już na krawędzi.

- Zabij! – krzyknęłam do Hator.

Kotka wykonała gwałtowny skok, pazury w ostatniej chwili przesunęły się po gwiaździstym niebie rozdzierając kontury Horrora. Gwiazdy wysypały się. Niezwykły byt przestał istnieć. Chwyciłam Hator niemal w powietrzu i wciągnęłam na skalną półkę.

- Cudowna moja! – wyściskałam ją zanurzając twarz w cieplutkie futerko.

Odwróciłam się do Buma. Wietrzniak skierował broń w moją stronę.

- Spokojnie. Już mnie nie kontroluje. Zresztą, nie żyje.

Bum uśmiechnął się.

- Całe szczęście. Lecimy do naszych.

Odwróciliśmy się do wejścia, gdy Buma nagle zaatakował Cień. Zupełnie zapomnieliśmy o jego obecności.

- Do jaskini! – krzyknęłam kiedy wietrzniak sparował cios.

Wraz ze zwierzętami wpadłam do środka. Tuż za mną wleciał Bum. Zatrzymaliśmy się na chwilę zerkając na zewnątrz.

- Nie wejdzie tu. – odezwałam się uspokajająco. – Niech tam siedzi. Później się nim zajmiemy. Idziemy?

Nagle siedzący na skale Noir odezwał się czystym kobiecym głosem.

- Raven?

Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Raven, posłuchaj mnie, musisz zniszczyć księgi.
- Kim ty jesteś? – zapytałam, mimo, że znałam odpowiedź.
- Nie wiesz?
- Kto to? – dopytał Bum.

Osunęłam się na ziemię wpatrując się w czarne paciorki oczu kruka.

- Jaspree… - wyszeptałam. – Pani. To zaszczyt dla mnie.
- Jestem z ciebie dumna córko. I z ciebie wietrzniaku. Ale teraz musicie się spieszyć. Jeśli nie zniszczycie ksiąg całe zło Barsawii ściągnie w to miejsce. Już czuję jak zbliża się tutaj plugastwo.
- A wiedza w nich zawarta? To Księgi Cierpienia.
- Ta wiedza was zabije. Zniszczy. Zresztą, nie zdołacie ich stąd wynieść. Zginiecie a wraz z wami Barsawia.
- Jak je zniszczyć? Spalić?
- Zwykły ogień nie wyrządzi im krzywdy. Potrzeba do tego silnej magii.
- A ty nie możesz tego zrobić?
- Tutaj jestem tylko krukiem. – wyczułam uśmiech w słowach Pasji. – Wy musicie to zrobić. Wybierz Mistrza Żywiołów, obdarzę go mocą, dzięki której dokona tego czynu. Tylko wybierz mądrze. Tego, którego uważasz za najbardziej odpowiedzialnego.
- Ja bym wybrał Thar’zitta. – wtrącił Bum. – Znam go od lat. Zrobi to.
- Po tym jak zachował się przy pieczęciach niszcząc jedną bez pytania nas o zdanie nie jestem tego taka pewna.
- Mogę go przekonać. Posłucha. – upierał się wietrzniak.

Ale ja już podjęłam decyzję.

- Nie mamy czasu Bum. Zrobi to Miriel. Ufam jej, nie będzie zadawała pytań jeśli ją o to poproszę. Wybieram Miriel – zwróciłam się do Jaspree.
- Jesteś pewna? – dopytał kruk.
- Tak.
- Niech się więc stanie. Idźcie.
- Kra! – obecność zniknęła a Noir wydawał się być kompletnie oszołomiony.
- Żadne „kra”. Biegiem. – nakazałam i ruszyłam w głąb korytarzy.

Pędem pokonaliśmy odległość od wejścia do komnaty. Jeszcze w biegu poprosiłam Buma, żeby zajął się opatrzeniem rannych a sama dopadłam do Miriel. Chciałam ją ocucić ale elfka sama się obudziła. Nie było na niej ani kropli krwi, nie miała ran a z twarzy zniknęła szpetna blizna z poprzedniej potyczki.

- Miriel szybko. – pomogłam jej wstać. – Musisz zniszczyć księgi. Teraz. Nadciągają Horrory. Nie mamy czasu. – popchnęłam ją w kierunku komnaty ale elfka już biegła. Nie pytała. Po prostu rzuciła się do ksiąg. – Rzuć czar. Będziesz wiedziała jak. Jaspree da ci odpowiednią moc.

Elkfa skupiła się. Z jej rąk wyskoczyła kula ognia i uderzyła w pulpity. Rozległ się huk. Płomień zaświecił jeszcze magią i w kilka sekund z bezcennych ksiąg zostały tylko kupki popiołu.

- No, no… - usłyszałam za plecami.
- Bum. Miałeś rannych opatrzeć. – westchnęłam smutno myśląc o zniszczonych artefaktach.
- Już, już.

Opatrzyliśmy Durgola. Ocucony Thar’zitt odruchowo rzucił ścianę zanim się zorientował że już nie ma po co. Opowiedzieliśmy z Bumem o dobiciu Gwiezdnego Mędrca, o czającym się Cieniu i rozmowie z Jaspree w wyniku której spłonęło to, po co przyszliśmy. Gdzieś w oddali zabrzmiał głos Jaspree, która dziękowała nam i mówiła, że jest z nas dumna. A później groźby Cienia, który życzył nam szybkiego spotkania i chyba odszedł.

Wyszliśmy na skalną półkę. Pogoda zrobiła się jakby przyjemniejsza i cała góra wyglądała mniej posępnie. W dole Dawcy Imion rozglądali się na boki.

- Przynajmniej ich udało nam się ocalić. – rzuciłam, ale moje myśli wciąż wracały do Ksiąg.

Może kiedyś będę potrafiła obronić taką wiedzę przed złem. Może będę na tyle silna, żeby ją zgłębić dla dobra Barsawii. Przecież to dzięki Księgom Cierpienia wiedzieliśmy że nadchodzi Pogrom. Czy wiedza w nich zawarta naprawdę może być tak niebezpieczna? Patrzyłam w dół na ocalonych Dawców Imion. Zdecydowanie było warto podjąć to ryzyko.

- Wracajmy do wioski. – zaproponowałam. – Obiecałam radzie wyjaśnienia.

Reszta towarzyszy tylko skinęła głowami. Będziemy mogli odpocząć.
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Mirielownia

Spojrzałam w dół urwiska i poczułam się bardzo niepewnie. Dwieście, może trzysta metrów stromej skały.

- Jak zejdziemy na dół? – spytałam.
- Mogę pomóc. – zaoferował Bum. – Jestem silny, utrzymam Was. Tylko pojedynczo.

Popatrzyłam niepewnie na wietrzniaka. Westchnęłam. Chyba nie mieliśmy wyjścia.

- Pójdę pierwsza. – obwiązałam się liną, drugi koniec dałam Bumowi i zaczęłam ostrożnie zsuwać się w dół.

Pierwsza część drogi poszła sprawnie, ale w połowie góry kamienie usunęły mi się spod nóg i straciłam grunt pod nogami. Bum nie przecenił swoich możliwości. Lina napięła się i zawisłam przy skalnej ścianie. Uspokoiło mnie to nieco, może dlatego dalsza droga minęła już bez niespodzianek.

Kolejny zaczął schodzić Durgol. Nie zwracałam uwagi na schodzących, bo musiałam się zająć mieszkańcami wioski, którzy stali mocno zdezorientowani pomiędzy drzewami i wyglądali jakby pierwszy raz widzieli na oczy nie tylko mnie ale i siebie nawzajem. Pierwsze zdanie starszego wioski („Kim jesteś?”) tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że przed tymi Dawcami Imion ciężkie godziny. Powiedziałam im, że jesteśmy Adeptami, że niebezpieczeństwo już zażegnane, i że powinni iść do domów. Pokiwali głowami ale dopiero kiedy wskazałam im kierunek, w którym znajduje się dom, ruszyli się z miejsca.

- Machaj rękami! – usłyszałam za sobą krzyk Buma.

Głuche łupnięcie uświadomiło mi, że owo machanie nie pomogło. Durgol miał twarde lądowanie. Upewniłam się tylko, że jest cały i może wstać i ruszyłam wraz z mieszkańcami do wioski. Noira wysłałam do Miriel, która dopiero szykowała się do wspinaczki, z informacją, że mieszkańcy nas nie pamiętają, więc odprowadzę ich, żeby mieć ich na oku.

Wreszcie znaleźliśmy się w komplecie w Nowej Nadziei. Opowiedzieliśmy starszym co działo się wokół wioski i na szczycie góry i wysłaliśmy ich spać. Po tak długim wpływie Horrora nie wyglądali najlepiej.

Spędziliśmy w wiosce jeszcze kilka dni odpoczywając i lecząc się. Wraz z Bumem namalowaliśmy spory obraz, przedstawiający nas w otoczeniu mieszkańców wioski, który miał stanowić dla mieszkańców pamiątkę naszego pobytu. Poprosiłam także Jaspree o łaskę dla tej doliny, żeby jak najdłużej utrzymała swoją żyzność, by mieszkańcy nie musieli się z niej wynosić. Dość już przeszli.

Zaopatrzeni w dwa osły i ogromną ilość śliwek dla Noir ruszyliśmy w drogę powrotną ze łzami w oczach. Na naszą cześć mieszkańcy zrobili piękną bramę na wejściu do dolinki, i nazwali swoją wioskę mianem naszej drużyny. Dodatkowo oznajmili, że co rok będą wyprawiać święto na cześć naszego zwycięstwa i będzie im bardzo miło nas na tym święcie gościć.

Wkrótce Mirielownia została za naszymi plecami zaś przed nami znów wyłonił się szczyt kryjący w sobie klasztor Głosicieli Mynbruje. Zabraliśmy najwięcej wiedzy ile byliśmy w stanie, zapieczętowaliśmy wejście i udaliśmy się na Pustkowia, do szkoły Adeptów.

Nie będę się zagłębiała w szczegóły naszej podróży, gdyż nie wydarzyło się podczas niej nic szczególnego. Dość, że wreszcie naszym oczom ukazał się znajomy teren i tuż przed szkołą powitał nas mój Mistrz. Przysłuchiwał się przez chwilę żywej dyskusji moich towarzyszy na temat ostatnich wydarzeń.

- Ile czasu z nimi spędziłaś? – zapytał nagle.
- Będzie prawie dwa miesiące.
- I oni tak zawsze?

Popatrzyłam na Buma i Thar’zitta dogryzających sobie głośno i ze swadą.

- Bez przerwy. – pokiwałam głową z lekkim uśmiechem.
- Jeśli jeszcze mogłem mieć jakieś wątpliwości co do Twojego awansu to jestem już pewny, że zasługujesz.
- Dziękuję Mistrzu. – skłoniłam się lekko. – Mam ci tyle do opowiedzenia.
- Ja tobie również. Wiesz, ostatnio oswoiłem żmiję rogatą. Chciałabyś zobaczyć?
- Żmiję rogatą? – moje oczy rozbłysły. – Mogę? Z przyjemnością obejrzę. Jak ci się to udało?

Nie słuchaliśmy już rozmów Mirielowni. Zagadani ruszyliśmy do wnętrza szkoły. Czekało mnie długie, wspaniałe szkolenie.

Nie wiem co robiła moja drużyna przez czas moich szkoleń. Zapewne odbyli własne. Nie widywałam ich, ponieważ prócz awansu w dwóch Kręgach Władcy Zwierząt postanowiłam też wkroczyć na ścieżkę Ksenomanty. Od spotkania z duchami w klasztorze nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak zgłębienie ich natury. Przez te tygodnie, spędzone w szkole, wiele się we mnie zmieniło. Jedna z trzech żmij, wyjątkowa bo w złoto-rudym kolorze, niemal bez wahania wybrała mnie na swoją opiekunkę, co znacznie podniosło moją pewność siebie, zaś studiowanie ścieżki Ksenomancji pomogło mi zrozumieć, że życie to tylko jeden z aspektów istnienia, a doświadczać możemy wielu innych. Ksenomanci są nieustraszeni. Takie odniosłam wrażenie. I choć już będąc Władcą Zwierząt musiałam unikać strachu, bo cóż to za przywódca stada, który się boi zagrożeń, to zagłębiając się w teorię ksenomancji zrozumiałam, że strach to największa słabość każdego stworzenia. A, co za tym idzie, najlepsza broń w rękach Ksenomanty.

Zmiana sposobu myślenia sprawiła, że postanowiłam także zmienić się zewnętrznie. Uszyłam więc czarną suknię o długich rękawach i szerokiej, długiej spódnicy, sprawiającej wrażenie, jakby utkano ją z ptasich piór. Postanowiłam wyciąć ją na plecach w głęboki dekolt, który wyeksponował tatuaż lądującego kruka, zaś by zaznaczyć ścieżkę nowej dyscypliny obszyłam dekolt i rękawy srebrnym wzorem ptasich piór i kości. Kiedy wreszcie dołączyłam do drużyny dostrzegłam zaskoczenie w ich oczach. Nowa Raven nie jest już tą cichą, gadającą tylko ze zwierzętami, dziewczyną. Cieszę się, że udało mi się ukazać tą przemianę także zewnętrznie. Mam nadzieję, że teraz będę mogła jeszcze skuteczniej chronić osoby bliskie mojemu sercu.

Podczas moich szkoleń wiele się wydarzyło. Przede wszystkim Miriel opowiedziała Tyzdrinowi i naukowcom o naszych przygodach i umowie z Usunem. Ustalili, że wyślą do klasztoru ekspedycję, która zajmie się wiedzą w nim zgromadzoną. Dodatkowo udało mu się dogadać z Wielkim Smokiem w sprawie materiałów, które mieliśmy mu przekazać, dzięki czemu ominęła nas kolejna wizyta w dżungli. Z pewną ulgą przekazałam Tyzdrinowi wszystkie moje szkice i notatki z klasztoru. Jakkolwiek Smok jest fascynującym stworzeniem zbyt częste przebywanie w jego towarzystwie jest nieco niekomfortowe.

Okazało się też, że Bum i Thar’zitt naprawdę rozmawiają z jakimś Smokiem. Co więcej, Bum ma przy sobie dziwną kulę, przez którą ich tajemnicza przyjaciółka nas słyszy. Jakież było moje zdumienie, gdy wietrzniak nagle położył kulę na stole i zaczął recytować wierszyk dotyczący t’skranga, po którym to wierszyku nagle zaczęły Thar’zittowi rosnąć WŁOSY! Bum ochoczo wyjaśnił, że ma taką umowę, że smoczycą, że on układa fajny wierszyk o każdym z nas a ona może urzeczywistnić jakiś jego element. Chyba wolałabym, żeby nie pisał o mnie wierszyków, strach pomyśleć, co może mi wyrosnąć po takim dziele…

To nasz Thar’zitt, nasz fajtłapa.
Trochę jaszczur, trochę gapa.

Soli, pieprzy te potrawy.
Nie da zjeść się takiej strawy.

Żonę znaleźć musi sobie.
Oby, moja droga, nie szukał jej w Tobie.

Musimy mu prędko znaleźć kobitę.
Bo ciągle chowa to jajo ukryte.

Gdyby tak...syna mu jaszczurka dała.
Może zmądrzała by wreszcie ta PAŁA.

Może zmądrzeje kiedy mu to powiem?
Może wyrosną mu włosy na głowie?

Może te włosy wyśmieje jakiś gość.
Lecz pewnie usłyszy krótkie "też coś".

Przyjaciele moi także podnieśli się w kręgach, więc po zakończonych szkoleniach zastanawialiśmy się, co robić dalej. Bum szybko znalazł nam zajęcie. Poszukuje mistrza w swojej dyscyplinie na siódmy Krąg, co nie jest łatwe, i Tyzdrin polecił mu niejaką Iskrę, wietrzniaczkę, której przyjaciel prowadzi karczmę w Jerris. Postanowiliśmy udać się znów do tego przygnębiającego miasta i pomóc Bumowi w znalezieniu mistrzyni.
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Jerris raz jeszcze

Niejaki Jeger, zacny troll, prowadzi karczmę „Pod Powietrznym Drakkarem.” Miejsce to pozostawia wiele do życzenia jeśli chodzi o klientelę ale nie nazwałabym tego przybytku meliną. W zasadzie poczułam się tam nawet dobrze. W przeciwieństwie do Miriel, która jak zwykle na widok trolli zaczęła się zachowywać jakby nienawidziła całego świata. Mimo jej opryskliwości i prowokacji Bumowi udało się uzyskać zapewnienie, że jak wróci do karczmy w południe następnego dnia może dostanie potrzebne mu informacje. Nie omieszkałam zapytać Jegera o nielegalną arenę do walk zwierząt. Również kazał mi czekać do jutra. Ponoć arena zmienia miejsce co jakiś czas. Ponieważ karczma nie miała pokoi do wynajęcia poprosiliśmy Jegera o wskazanie jakiegoś w miarę porządnego miejsca na nocleg. Polecił nam „Źródlaną”, także prowadzoną przez trolla, przy północnej bramie. Tam też ruszyliśmy.

Nie dane nam było dotrzeć do celu. Najwyraźniej Pasje uparły się skomplikować nam życie. Wędrując zaułkami Jerris Bum zwrócił uwagę na jakieś krzyki z jednej z ulic. Oczywiście nie mogliśmy tego zignorować. Wyszliśmy na niewielki placyk pomiędzy czterema budynkami. Nieopodal nas leżał na ziemi dziwny miecz opleciony błyskawicami, obok niego trup orka, który najwyraźniej ów miecz próbował podnieść. W drzwiach domu naprzeciwko słaniał się elf, mocno krwawiąc, przed nim troll zamierzał się do kolejnego ciosu. U wylotu uliczki po prawej stronie stał zakapturzony elf, zaś w okolicy miecza dwa krasnoludy nad ciałem człowieka.

- Co tu się dzieje? – zapytał z miejsca Thar’zitt.
- Nie wasza sprawa. – odparł elf. – Odejdźcie.
- Pan wybaczy. – kontynuował t’skrang. – Tak się składa, że jesteśmy Adeptami i nie możemy przejść obojętnie obok krzywdy innego Dawcy Imion. Dlatego grzecznie pytam, co się tutaj dzieje?
- To Ksenomanta szóstego kręgu. – zabrzmiał w naszych głowach głos Buma. – Troll jest czwarto kręgowym Powietrznym Łupieżcom a krasnoludy to nieadepci.

Elf popatrzył na nas z namysłem.

- Ten elf okradł naszego zleceniodawcę. – odezwał się wreszcie. – Wymierzyliśmy już sprawiedliwość. Zabieramy co nasze.
- A to przepraszamy. - Thar’zitt odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem.

Mag zbliżył się do miecza. Przez chwilę tkał jakiś czar, po czym miecz uniósł się przed nim jakby lewitował. Wraz z krasnoludami i trollem skierowali się do jednej z uliczek, zostawiając słaniającego się elfa, który właśnie osunął się na ziemię.

- Dziwne. – powiedziałam głośno, tak, żeby odchodząca grupa mnie słyszała. – Zleceniodawca kazał im odzyskać miecz a nie powiedział jak go wyłączyć…

Nie zareagowali na prowokację ale przynajmniej Thar’zitt zatrzymał się i jeszcze raz przyjrzał się odchodzącej grupie.

Tymczasem Bum odbył ciekawą „rozmowę”. Podczas wymiany zdań usłyszał w głowie głos wietrzniaka, ukrytego gdzieś na dachu. Wietrzniak oznajmił, że elf kłamie, że napadli na elfa z zamiarem zabicia, i że jeśli mu pomożemy jego pracodawca, ktoś wysoko postawiony, będzie nam wdzięczny.

Gdy tylko grupa zniknęła nam z oczu podeszłam do rannego. Mocno krwawił i był nieprzytomny ale wciąż żył.

- Śledzimy ich. – oznajmił nagle Bum. – To kłamcy.
- Domyśliłam się. – potaknęłam. – Noir, za nimi. Durgolu – zwróciłam się do krasnoluda. – Zechciałbyś opatrzyć elfa? Przydałby nam się żywy. My spróbujemy dorwać zabójców.

Durgol tylko skinął głową i zajął się elfem zaś my ruszyliśmy tropem dziwnej grupy. Wzbogacona o nową zdolność przejęłam zmysł wzroku Noir i z góry obserwowałam sytuację. Nagle na naszych ściganych wyszła z jednej z ulic spora grupa Dawców Imion. Nie słyszałam ich rozmowy, ale szybko przeszli do ataku. Ksenomanta rzucił miecz, zmienił się w nietoperza i uciekł, krasnoludy padły pod ciosami napastników zaś ranny troll przedarł się przez atakujących i także się ewakuował. Los jednak bywa przewrotny. Ponagliłam towarzyszy bojąc się o miecz, jak się okazało – niepotrzebnie. Jeden z napastników próbował go podnieść i natychmiast został usmażony, w związku z czym reszta dała drapaka.
Stanęliśmy nad błyszczącym mieczem. Między nami pojawił się tajemniczy wietrzniak. Przedstawił się jako Altin. Był ubrany na ciemno a jedyną widoczną bronią były dwa sztylety dziwnie błyszczące zielonkawym światłem. Okazało się, że Altin pracuje dla Altanela, obsydianina, który jest radnym oraz mistrzem Gildii Kupieckiej. Ponoć wietrzniak kontaktował się z nim, w sobie tylko znany sposób, i obsydianin chciałby bardzo nas poznać, a może nawet zatrudnić. Thar’zitt nas uspokoił, że słyszał to imię i faktycznie kupiec cieszy się nieposzlakowaną opinią, więc ustaliliśmy, że chociaż z nim porozmawiamy.

- Co z tym? – zapytałam wskazując na miecz, wciąż leżący nam pod nogami.
- W zasadzie nie to było przedmiotem mojego zlecenia a sam elf. – odparł Altin.
- Ale nie możemy tego tutaj zostawić. Może się okazać ważne.
- Czekajcie, czekajcie. – Bum przepchnął się do miecza. – Mam tutaj coś takiego… - wygrzebał z torby niewielką kulę, wyciągnął ją w kierunku broni i wypowiedział szereg dziwnych słów. Zobaczyliśmy jak przedmiot wsysa miecz do środka.
- Niesamowite. – zachwyciłam się. – Skąd to masz? Jak działa?
- A nie pamiętam. – wietrzniak schował kulkę do torby. – Gdzieś znalazłem.
- Chodźmy stąd. – ponagliła Miriel. – Przypominam, że mamy trupy i lepiej by było dla nas gdyby nikt się nami nie zainteresował.
- Fakt. Trupy. Chodźmy. – poparłam.

Jeszcze szybko przeszukałam ciała ale prócz kilku srebrników i dwóch eliksirów zdrowienia nic ciekawego nie znalazłam.

Wróciliśmy do Durgola. Elf był w ciężkim stanie i krasnolud nie rokował mu najlepiej. Zabraliśmy go i ruszyliśmy za Altinem do jego pracodawcy.

Wkrótce weszliśmy w dzielnicę willową Jerris. Pośrodku znajdował się okrągły, niezwykle urokliwy park otoczony wianuszkiem zadbanych domów. Uwadze Buma nie uszła obrona tych willi, składająca się z uzbrojonych po zęby strażników, wyglądających niezwykle profesjonalnie. Zagadnięty o to Altin odparł, że coś niedobrego dzieje się w mieście i oficjele boją się o własne życie. Naprzeciwko nas pojawił się oddział pięciu strażników miejskich w kolczugach, z kuszami, mieczami. Wyglądali dużo lepiej i bardziej oficjalnie niż strażnicy spotykani gdzieniegdzie na ulicach samego miasta. Poznali Altina i tylko dzięki temu mogliśmy pójść dalej nie niepokojeni, inaczej na pewno musielibyśmy się gęsto tłumaczyć z naszej obecności w tym miejscu.

Solidna brama z kutego metalu wpuściła nas na szeroką żwirową alejkę wysadzaną drzewami cytrusowymi, co sprawiło, że nad ogrodem unosił się cudowny zapach cytryn i pomarańczy. W głębi ogrodu stała trzy kondygnacyjna willa, prosta ale niezwykle elegancka. Pomiędzy kwitnącymi krzewami dostrzegłam także sporą altankę. Zostaliśmy wprowadzeni do dużego hallu, wyłożonego marmurem, utrzymanego w klasycznym stylu. W każdym detalu czuć było zamożność gospodarza, ale nie uderzał przepych i bezguście. W tak urządzonym wnętrzu nawet ja czułam się dość swobodnie.

Zaproszono nas do salonu, gdzie wreszcie mieliśmy okazję poznać gospodarza. Altanel to obsydianin o złotych, głęboko osadzonych oczach oraz zielonej skórze, przypominającej kolorem soczystą trawę. Ubrany był w coś w rodzaju togi. Towarzyszyła mu dwójka osobistych ochroniarzy. Troll, Tarif Nerial, o siwawych włosach, z binoklami na nosie oraz elf, Iten Ahil, o perłoworóżowej skórze i ciemnych włosach splecionych w wysoki warkocz. Tarif okazał się być Czarodziejem drugiego Kręgu i Ksenomantą siódmego, zaś Iten Fechmistrzem szóstego Kręgu i Wojownikiem trzeciego. I o ile ten pierwszy wzbudzał sympatię i wyraźnie się interesował moją zwierzęcą menażerią, o tyle ten drugi stał nieporuszony niczym posąg i w ogóle się nie odzywał.

Poproszono nas żebyśmy usiedli i poczęstowano lemoniadą z hodowanych przez gospodarza cytryn. Okazało się także, że sława Buma dotarła aż tutaj, gdyż Tarif świetnie znał jego imię a także dokonania. Dzięki temu dowiedziałam się wreszcie co przedstawia niezwykły tatuaż na plecach wietrzniaka – jego walkę nad Travarem z potężnym konstruktem Horrora. W końcu Altanel przeszedł do sedna sprawy. Przyznam, że nie wyglądało to dobrze.

W Jerris zmarł poprzedni burmistrz. Obecny Dawca Imion pełniący tą funkcję pozostaje na stanowisku tymczasowo, do nowych wyborów. Żaden z kandydatów nie ma, jednak, przeważającego poparcia politycznego, więc przedłużają czas do wyborów w nieskończoność. Tymczasem zaczęli ginąć Dawcy Imion na wysokich stanowiskach. Altanel już stracił dwóch serdecznych przyjaciół, sam zaś padł ofiarą zasadzki, dlatego obwarował się najlepszą dostępną mu ochroną. Altinowi udało się podkupić kontrakt na życie Altanela i dotarł do zleceniodawcy, którym okazał się nasz ranny elf. Obsydianin przypuszcza, że jego życie jest zagrożone ze względu na jego poglądy, ponieważ jest zagorzałym wrogiem Imperium Therańskiego i jako burmistrz chce doprowadzić do uniezależnienia się Jerris od Thery, dodatkowo jest przekonany, że z zabójstwami wiąże się w jakiś sposób sprawa nielegalnej areny do walk zwierząt. Myślę, że właśnie w tamtej chwili podjęłam decyzję, że zrobię wszystko, żeby pomóc temu obsydianinowi dojść do władzy w Jerris. Jak się okazało reszta drużyny, z wyjątkiem Durgola, równie chętnie przyjęła propozycję współpracy i zanim się obejrzeliśmy wychodziliśmy od Altanela ze sporym mieszkiem złota w formie zaliczki oraz garścią informacji, które pozwoliły nam zacząć śledztwo.

Oczywiście Durgol nie omieszkał nas, po spotkaniu, zbesztać za podjęcie decyzji bez konsultacji z nim. Znów argumenty Miriel, że przecież mógł się odezwać i poprosić żebyśmy to przedyskutowali na osobności, trafiały jak kulą w płot. Chyba nigdy nie zrozumiem tego krasnoluda…

Udaliśmy się w końcu do „Źródlanej”, do której próbowaliśmy dotrzeć wcześniej. Karczma okazała się ludnym, gwarnym i bardzo przyjemnym miejscem, porządnym i z przyjazną atmosferą. No dobrze, przyjazną nie dla wszystkich, bo sporą część klienteli stanowiły trolle, co sprawiło, że Miriel znów najeżyła się niczym krwawy elf. Tymczasem Bum poczuł się jak u siebie, zwłaszcza, że trafił na starego znajomego, Jergo, Powietrznego Żeglarza, z którym kiedyś latał. Oczywiście Miriel udało się go wkurzyć, ale troll nie pozostał jej dłużny i w końcu elfka udała się do pokoju. Ja również nie siedziałam długo. Miriel prosiła o spotkanie przed snem, więc chciałam sobie uporządkować naszą dotychczasową wiedzę. Usiadłam przy otwartym oknie, sprawdziłam wzrokiem Noir okolicę i upewniwszy się, że nikt nie obserwuje karczmy zaczęłam spisywać wiedzę w formie uporządkowanych notatek.

Zaczęłam od informacji na temat obecnych władz miasta podzielonych na stronnictwa.

Stronnictwo protherańskie:
Kalia – elfka, theranka, Gildia Złotników.
Hagor – troll, Gildia Przewoźników i Karawan.
Theoma Tadraus – krasnolud, Gildia Jubilerów.

Z tej trójki tylko Theoma nie mieszka w dzielnicy willowej. Posiada willę poza miastem.

Stronnictwo antytherańskie:
Altanel – nasz gospodarz, oraz dwójka jego przyjaciół
Finarfin – elf, Gildia Alchemików i Magów.
Ethan – człowiek, Zbrojmistrz.

Finarfin mieszka dość daleko od Altanela, na drugim końcu miasta, w typowej wieży maga, zaś Ethan zajmuje piętro nad swoją kuźnią.

Grupa neutralna to:
Argan – krasnolud, obecnie pełniący obowiązki burmistrza, Gildia Rzeźników.
Arval – troll, komendant Straży Miejskiej, mieszkający w wynajętej kamienicy.
Elia – człowiek, kupiec, Głosicielka Chorrolisa.

Oczywiście, jak w każdej grupie, tak i tutaj znaleźli się tacy, których poglądy zależą od ilości pieniędzy zapłaconych za ich głosy. Do takiej frakcji należą:

Nadia – elfka, Gildia Farbiarzy i Bławatników.
Thom – krasnolud, Gildia Rzemiosł.
Marog – krasnolud, Gildia Karczmarzy.

Ponadto dowiedzieliśmy się, że napadnięty elf nazywał się Elentris ale wołali na niego Szary i był swego rodzaju łącznikiem, przekazywał pieniądze i informacje. Przez ostatni tydzień śledził orczycę, Szarą Dłoń, prowadzącą zamtuzy i szulernie, odwiedzał Wizgina, wietrzniaka prowadzącego sklep z eliksirami, w którym ponoć można się zaopatrzyć także w mniej legalne mikstury oraz bywał na arenie nielegalnych walk, gdzie wymieniał coś z orkiem, pochodzącym z plemienia Czaszkowych Wilków, który jest ponoć prawą ręką szefa areny. Szary mieszkał w karczmie „Gwiezdny Kryształ”, która okazała się przybytkiem wielce luksusowym. Od Altina dowiedzieliśmy się także, że grupa, która napadła Szarego to Czarne Wilki, oznaczające swoich członków tatuażem za prawym uchem, przedstawiającym czarne wilcze łby. Jest to grupa najemników, nie posiadająca żadnych zasad moralnych, dowodzona przez Ksenomantę.

Zebrawszy na spokojnie posiadane przez nas informacje udałam się do Miriel, gdzie był już Durgol.

- Miriel. – zapytałam od razu po wejściu bo mnie to gnębiło od dłuższego czasu. – Czy ty musisz prowokować i wkurzać wszystkie napotkane trolle? Co ty masz do nich?
- Nie ważne. Widać muszę.
- Wiesz, że to się w końcu źle skończy nie tylko dla ciebie ale i dla nas? Co one ci zrobiły?
- Coś strasznego. Nie chcę o tym mówić. Mam swoje powody.
- Ale to wszystkie zrobiły czy jeden? – zapytał zaciekawiony Durgol?
- Co?
- No bo jak jeden czy dwa ci coś zrobiły to nie możesz za to winić całej rasy. Odpowiedzialność zbiorową stosujesz?
- Tak.
- To w takim razie Raven też możesz zacząć nienawidzić.
- Czemu miałabym nienawidzić Raven?
- Bo do niewoli wzięli nas ludzie, theranie, ale ludzie. No i jedna elfka, więc w sumie elfy też znienawidź.
- To co innego. – upierała się Miriel.
- Nie, to dokładnie to samo. Jakiś troll zrobił coś strasznego a ty teraz wkurwiasz po równo wszystkie trolle, to z innymi rasami musisz robić tak samo.

Dywagacje Durgola przerwał wpadający do sypialni Bum, w świetnym nastroju, więc mogliśmy omówić plan działania. Nie zdążyłam się jednak nawet odezwać, Bum wyjął na stół tajemniczą kulę kontaktującą go ze smokiem i upewniwszy się, że jego niezwykła przyjaciółka go słyszy, rozpoczął kolejne recytacje.

Durgol

To zasadzka! Z dala słyszysz,
To krasnolud znowu krzyczy,

Znowu będzie nam występny stroił,
nasz kochany, Durgol, krasnal, paranoik,

bo za każdym rogiem czaić się coś musi,
zza każdego węgła coś wyskoczy, cię udusi.

Poznałem już takich, trochę obłąkanych,
co palec ssali, psom lizali rany.

Z Durgolem, mam nadzieję, tak się nie stanie,
W końcu ma chłopak ważne zadanie,

Bo widzicie mili moi,
Coś grubszego nam się kroi,

Chodzi grubasek po całej Barsawii,
I wierci się i zrzędzi, że coś go niby nagli,

W końcu powiedział! Prawdy nie mógł w sobie zdusić.
Mówi, że szósty żywioł odnaleźć musi.

Z początku, wielce interesowało mnie to stwierdzenie,
Dopóki się nie okazało, że to zwykłe zatwardzenie.

Miriel

Miriel naszą jest szefową
Umie czasem ruszyć głową.

Czasem na stole, między pyszną zupką
Ruszy też sobie swoją zgrabną dupką.

Po tańcach hulańcach trochę pokrzyczy
A jak już skończy to zaraz ryczy.

Jest lament i krzyk i łzy ciągle płyną
Bo czas jej miłości, ot tak, pstryk . Minął.

I płacze to dziewcze bo się strasznie boi
Że Jette z kimś innym swoje serce goi.

Że jej ukochany ma sarenkę młodszą
Zgrabniejszą madrzejszą i płucach ciut zdrowszą.

I tak z tego żalu na naszym tańczy stole
Na naszym stole życia tańczy swe swawole.

A my, zamiast pocieszyć jakoś tę kobietę
Rzucamy jej jedną miedzianą monetę.

Lecz ja jej pomogę, ja ją pocieszę!
Mam plan wspaniały! Wykonać go spieszę.

Wietrzniak przebiegły jak z instynktem węża
Plan swój wykona i znajdzie jej męża.

Raven

Raven to ciekawa jest zagadka
Kilku zwierząt niby matka.

Niby dobra i troskliwa
Trochę miła, trochę ckliwa.

Choć na pierwszy rzut parszywa.
Bo pod czernią blask swój skrywa.

Choć na pierwszy rzut jak zmora
Do pomocy zawsze skora.

Tego kurka ma co gada
Może rymy zacznie składać?

I ta ważka kolorowa
Piękna że aż boli głowa

No i Hator mała kicia
Co Horrora tak z ukrycia
Ślicznie pozbawiła życia.

Ciekaw jestem czy mnie lubi
Co drużynie o mnie mówi.

Może kiedyś się dowiem
co chodzi jej po głowie.

Myśl jakaś dobra, czy może myśl zła?
...
Oby nie wesz czy inna pchła.

Skąd ten wietrzniak bierze pomysły to ja nie wiem, ale cały poważny nastrój kolejnej misji prysł jak mydlana bańka. Nawet moje opanowanie gdzieś zniknęło. Nie sposób było nie chichotać z tej twórczości.

Nieco powagi wprowadziło badanie przez Durgola miecza. Poprosiłam żeby go sprawdził. Bez trudu udało mu się zdjąć efekt błyskawic (stwierdził, że to rodzaj klątwy) i zajął się studiowanej broni. Po kilku minutach powiedział, że miecz pochodzi z Iopos i powstał w kuźniach rodziny Denairastas, dodatkowo udało mu się odkryć część tajników, więc mógłby się do niego dostroić. Tymczasem jednak postanowił go schować, żeby nie rzucał się w oczy.

Przez łzy rozbawienia, które wciąż w nas pozostało po twórczości Buma, udało nam się wreszcie ustalić plan na następny dzień i udaliśmy się na spoczynek. Jakim cudem uda nam się subtelnie przeprowadzić śledztwo nie mam pojęcia ale cóż, w najgorszym wypadku Jerris zaścielą trupy łotrów i oświetli łuna palącej się areny. W taki czy inny sposób to miasto stanie się trochę lepsze jak z nim skończymy.

Zgodnie z wieczornymi ustaleniami Miriel, Durgol i Bum udali się na zakupy, żeby zaopatrzyć się w eleganckie ubrania, dające nam możliwość wstępu do „Gwiezdnego Kryształu” bez wzbudzania podejrzeń, zaś ja zaszyłam się w okolicy domu Szarej Dłoni, żeby obserwować orczycę. Mieliśmy podejrzenia, że może jej grozić niebezpieczeństwo, więc ustaliliśmy, że nie spuszczamy jej z oczu.
Kamienica Szarej Dłoni znajdowała się w uboższej dzielnicy, tuż na granicy ze slumsami, i była jednym z ładniejszych budynków w okolicy. Przed drzwiami stał strażnik uzbrojony w miecz i czujnym okiem zerkał na ulicę. Szczęściem obok kamienicy był spory targ, więc mogłam chodzić między straganami nie wzbudzając podejrzeń. Ukryłam Szafir na jednym z dachów, podobnie jak Noir, zostawiając przy sobie jedynie Hator i Łuskę, gdyż takie imię wybrałam dla żmijki.

Długi czas nic specjalnego się nie działo. Kilkoro Dawców Imion weszło i wyszło z budynku. Moją uwagę zwróciła dopiero kolejna grupa. Najpierw weszło dwóch ludzi, u których dostrzegłam ukryte sztylety, chwilę po nich pojawił się troll, dobrze zbudowany a po nim krasnolud. Po tym ostatnim ochroniarz zamknął drzwi i stanął w nich jakby broniąc dostępu. Siedzieli tam dość długo a kiedy w końcu wyszli postanowiłam sprawdzić, co robi Szara Dłoń. Przywołałam Noir, zawładnęłam jego wzrokiem i wysłałam go na zwiad. Szara Dłoń siedziała przy biurku. Okno było otwarte, blat zasłany papierami. Starsza, zniszczona życiem orczyca miała na sobie dość skromną suknię, na gołej skórze widać było tatuaże. Przed nią leżały kupki złota i stos papierów. Siedziała wpatrzona w przestrzeń, nieruchomo jak posąg. Aż się zaczęłam zastanawiać czy żyje, ale jej płytki oddech mnie uspokoił. Noir usiadł na parapecie. Przyglądał się przez chwilę orczycy po czym zakrakał. Kobieta wzdrygnęła się wystraszona i spojrzała z przerażeniem na kruka. Widząc, że to tylko ptak uśmiechnęła się lekko. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w dłoni jakąś wiadomość. Sięgnęła do szuflady, wyjęła stamtąd kawałek rogala i położyła na biurku od strony Noir. Kruk błyskawicznie skorzystał z okazji darmowej przekąski i przeniósł się na biurko. Dzięki temu mogłam zerknąć na leżące na nim papiery. Większość stanowiły zapiski z prowadzenia interesu, rachunki, zestawienia wydatków ale było też kilka zaszyfrowanych, w tym papier trzymany w dłoni. Orczyca zawołała coś. Po chwili z sąsiedniego pomieszczenia przyszedł młody chłopak. Podała mu, zalakowaną już, wiadomość i mężczyzna wyszedł. Noir skończył posiłek, zakrakał (Pasjom dzięki, że nie powiedział „dziękuję”) i, na moje mentalne wezwanie, wyleciał z pomieszczenia.

Tymczasem Miriel, Bum i Durgol spotkali na targu dawno nie widzianego Salazara. T’skrang podróżował z karawaną, której eskortę stanowił, i dotarłwszy rankiem do Jerris szukał kolejnego zajęcia. Miriel z miejsca zgarnęła go z powrotem do drużyny, mówiąc, że wszystko mu wyjaśni później. Elfka kupiła wystawną suknię, by wyglądać jak szlachcianka, Salazar zgodził się udawać jej ochroniarza zaś Durgol sprawił sobie księgę i szaty wskazujące na uczonego. Bum, jak to Bum, poszedł na całość. Znalazł krawca, który dopasował do niego czarny płaszcz, ponaszywany klejnotami „żeby wyglądał jak ten cały Mędrzec” wyjaśnił później wietrzniak. Na komentarz Miriel, że mieli się nie rzucać w oczy odparł tylko, że faktycznie wietrzniak ze smoczymi skrzydłami i ogonem nie rzuca się w oczy… W końcu drużyna udała się do karczmy. Bum zakwaterował się pierwszy, jako że miał mnie zmienić podczas obserwacji. W samym przybytku spodobało mu się tak bardzo, że zasiadł do uczty złożonej z surowych ślimaków, kompletnie zapominając o całym świecie. Dopiero gdy, jako ostatnia, do karczmy przybyła Miriel, w mowie powietrza przypomniała wietrzniakowi o mojej skromnej osobie, na co Bum, w panice, wpakował sobie resztę posiłku hurtem do ust i tyle go widzieli.

Zastanawiałam się właśnie jak rozwiązać sprawę posłańca. Co prawda wysłałam na nim Noir, żeby go pilnował, ale nie mógł za nim latać w nieskończoność. W pewnej chwili usłyszałam Buma. Opowiedziałam mu szybko co się stało, spytałam czy Miriel dała mu pieniądze dla mnie na kwaterunek ale wietrzniak oznajmił, że zapomniała i da mi swoje. Szybko przechwyciłam sakiewkę. Zostawiłam Buma, pod opieką Szafir, pilnującego Szarej Dłoni a sama ruszyłam za posłańcem, który skierował się w stronę slumsów. Nie uszedł daleko. W pewnej chwili zobaczyłam, jak jakiś człowiek wpada na niego, niby przypadkiem, i szybko się oddala. Posłaniec zachwiał się i osunął na ziemię. Kiedy do niego dopadłam był już nieprzytomny. Cios sztyletem był bardzo precyzyjny. Profesjonalna robota sprawnego zabójcy. Próbowałam mu pomóc. Mimo zatamowania krwawienia i wlania w niego eliksiru zdrowienia nie udało mi się go uratować. Zabrałam wiadomość i ruszyłam za zabójcą.

Nie było trudno go wyśledzić. Najwyraźniej nie spodziewał się, że ktoś spróbuje. Dostrzegłam go jak kieruje się do jakiejś speluny. Szybko utkałam zaklęcie łapiąc go tańcem kości. Niestety udało mu się przełamać czar i nie zdołałam go przyprowadzić do siebie. Zaklęłam cicho kiedy zniknął w karczmie. Ukryłam się w jednej z uliczek, szybko skreśliłam wiadomość do Miriel i wysłałam z nią Noir. Pozostało mi czekać na rozwój wypadków.

Mijały minuty. Nagle do uliczki wtoczyło się dwóch Dawców Imion. Ork i troll byli już mocno wstawieni. Zauważyli mnie i pysk trolla natychmiast się rozciągnął w uśmiechu. Zataczając się wybełkotał:

- Maleńka… Chcesz się zabawić?

Ork musiał być nieco przytomniejszy bo jego wzrok utkwił w krojenie.

- Ty. Stary. – wybełkotał nieco bardziej zrozumiale. – To krojen jest. Spierdalamy.
- Sam sobie spierdalaj. – odburknął troll spychając rękę towarzysza ze swojego ramienia i zataczając się w moim kierunku. – To jak będzie? Zabawimy się?
- Z przyjemnością. – uśmiechnęłam się szeroko wystawiając pazury.

Pijak zachował jednak resztki percepcji, bo nagle zgiął się w pół i mamrocząc „całuję rączki”, „pani wybaczy” i „ja panią szanuję” dołączył do swojego uciekającego towarzysza. A już myślałam, że będę się choć odrobinę mniej nudzić…

Zaczęłam się już niepokoić przedłużającą się nieobecnością Noir gdy nagle dostrzegłam kruka, obżartego po sam dziób, siedzącego wygodnie w kieszeni kamizelki Salazara. Tuż za t’skrangiem leciał Bum.

- Salazar? – zdumiałam się. – Co Ty tu robisz? Bum, czemu nie pilnujesz Szarej Dłoni?
- Witaj Raven. Miło Cię widzieć. – odezwał się t’skrang.
- Bo on powiedział, że coś ci grozi to lecę ratować. A tu widzę, że wszystko dobrze. – tłumaczył się Bum.
- Nic takiego nie powiedziałem. – zaprzeczył Salazar.
- Nieważne. – ucięłam bezsensowną dyskusję. – Bum, leć proszę do orczycy, nie może jej się stać krzywda. Morderca jest w karczmie. Zajmiemy się nim z Salazarem.
- Ale tam jest tak nuuuuuudno…. – protestował jeszcze wietrzniak. – Dobra. Lecę. – zrezygnowany wrócił do domu Szarej Dłoni. Wysłałam za nim Noir, chociaż kruk został tak napasiony śliwkami, że ledwo latał.
- Żadnego jedzenia od obcych! – krzyknęłam jeszcze za nim. Odniosłam wrażenie, że ciche „kra” było co najmniej lekceważące.

Kiedy Noir zniknął mi z oczu wprowadziłam szybko Salazara w temat. Radziliśmy właśnie co zrobić z delikwentem w karczmie, gdy nagle dostałam mentalny przekaz od Noir o zagrożeniu. Rzuciłam do t’skranga, żeby został na straży, Hator kazałam go pilnować a sama popędziłam do orczycy.

Tuż pod jej domem, do którego drzwi były zamknięte i nie pilnowane, podleciał do mnie Noir.

- Co się dzieje? – spytałam.
- Bójka.
- Gdzie Bum?
- Na dachu.

Odezwałam się w mowie powietrza do Buma pytając co się stało, co widzi. Szara Dłoń była żywa, choć ranna, w jej saloniku leżały dwa trupy, kobiety i mężczyzny, ludzi. Krasnolud ochroniarz i jakiś człowiek sprzątali właśnie pomieszczenie.

- Dość tego. – mruknęłam.
Podeszłam do drzwi i zapukałam.
- Co robisz? – spytał Bum. W jego głosie wyczułam nerwowość.
- Wchodzę tam. Trzeba z nią porozmawiać.
- Ja bym nie ryzykował.

Załomotałam głośniej.

- Zamknięte. – warknął ktoś ze środka.
- Powiedz Szarej Dłoni, że muszę się z nią zobaczyć.

Cisza przedłużała się.

- Kim jesteś? – zapytał w końcu głos zza drzwi. – Jesteśmy nieco zajęci.
- Wiem. Mam informacje na temat intruzów. Przekaż, że o spotkanie prosi właścicielka kruka. Szara Dłoń będzie wiedziała o co chodzi.

Kilka chwil później głos znów się odezwał.

- Za godzinę „Pod Kryształowym Pantofelkiem”. Władczyni Zwierząt.
- Dziękuję. Będę.

Odsunęłam się od drzwi i poprosiłam Noir żeby poleciał z wiadomością do Miriel. Po mniej więcej pół godzinie zobaczyłam elfkę w towarzystwie Durgola przedzierających się przez plac targowy. Szybko opisałam im sytuację. Zawołaliśmy Buma i poszliśmy do Salazara, słusznie mniemając, że Szara Dłoń jest chwilowo bezpieczna.

Nie pokonaliśmy nawet połowy drogi kiedy uderzyła we mnie ślepa furia Hator.
- Hator kogoś morduje! – rzuciłam i ruszyłam biegiem a Bum za mną, błyskawicznie mnie wyprzedzając.

Pierwsze co zobaczyłam to trupa z rozszarpanym gardłem. Kawałek dalej leżał kolejny. Moja kochana kicia właśnie wykonała przepiękny skok wprost na kark kolejnego uciekiniera, błyskawicznie przegryzając mu kręgosłup i natychmiast rzuciła się w pościg za pozostałą jeszcze przy życiu dwójką zaś nad tym wszystkim kołował Bum nieśmiałym głosem prosząc:

- Hator, spokój. Dobra kicia. Zostaw?
- Hator do mnie! – wrzasnęłam i kot gwałtownie wyhamował.

Podbiegłam bliżej żeby wspomóc rozkaz magią. Raz oszalały krojen jest nawet dla mnie ciężki do opanowania. Ocalona dwójka padła przede mną na kolana, składając ręce jak do modlitwy i zaczęła błagać o darowanie życia. Jąkając się wyjaśnili, że mężczyzna znany jako Nolan zapłacił im żeby nieco obili t’skranga dla odwrócenia uwagi. Ponoć miał dobry humor bo się dziś ładnie obłowił ale ktoś mu siedział na ogonie i trzeba było się tego ogona pozbyć. Solennie przyrzekli, że rozkaz zawierał jedynie „obicie mordy” bez poważniejszych uszkodzeń. Na pytanie gdzie znajdę tego Nolana odrzekli, że nie mają pojęcia ale „lubi podymać”. Wiedziałam, że nie kłamią. Hator, wciąż ociekająca krwią ich kumpli, była dostatecznym motywatorem do zachowania szczerości.

- Jeśli go jeszcze spotkacie powiedzcie mu, żeby z nami nie zadzierał bo skończy tak jak tamci. – wycedziłam zimno pochylając się nad nimi. – A teraz zejdźcie mi z oczu.

Natychmiast skorzystali z okazji i błyskawicznie dali drapaka.

- To tyle jeśli chodzi o nie rzucanie się w oczy. – skwitowała Miriel.

Szybko wróciliśmy do Salazara. Przeszukałam po drodze trupy znajdując, prócz kilkunastu srebrników, ciekawie wyglądające kości do gry.

T’skrang okazał się być dość mocno ranny, a raczej potłuczony. Ledwo ruszał ręką. Bum kazał mu się nie ruszać i zaczął przesuwać dłonią nad stłuczeniem. Ramię Salazara otoczyło złote światło i już po chwili ból zniknął z jego twarzy.

- Co zrobiłeś? – zapytałam zdumiona.
- A takie tam. – Bum wyciągnął w moją stronę dłoń, na której leżał wisior przedstawiający centaura. Ale nie tak łagodnego jak przedstawienia Jaspree a uzbrojonego. Był piękny i bardzo precyzyjnie wykonany.

- Raven! Musimy pogadać o Hator! – Salazar zdecydowanie poczuł się lepiej.
- Właśnie… - spojrzałam na moją przyjaciółkę. Merdała wesoło ogonem zlizując z wąsów resztki krwi. – Coś ty zrobiła?! – kot spojrzał na mnie jakby kompletnie nie wiedział o co ta pretensja.
- Raven – męczył Salazar – dlaczego ty jej nie pozwalasz walczyć?
- Właśnie dlatego. – wskazałam dłonią ciała. – I już nigdy więcej nie zostawię jej bez nadzoru! – Hator parsknęła obrażona.
- Ale gdyby nie ona mógłbym już nie żyć!
- Nie mieli rozkazu cię zabić tylko obić.
- Ona powinna walczyć. Jest niesamowita.
- Możecie to przedyskutować później? Nieco rzucamy się w oczy. – wtrąciła się Miriel.

Zmieniliśmy więc uliczkę na targ żeby spokojnie porozmawiać. Ustaliliśmy, że ja i Salazar pójdziemy na spotkanie z Szarą Dłonią zaś Miriel z Bumem wrócą do Jegera spytać o Iskrę i arenę. Durgol postanowił wrócić do karczmy żeby mieć baczenie na klientów. Postanowił podać się za przyjaciela Szarego i spróbować dowiedzieć czegoś więcej na temat tajemniczego elfa.

O umówionej godzinie stawiliśmy się z Salazarem „Pod Kryształowym Pantofelkiem”. Był to chyba najlepszy z zamtuzów Szarej Dłoni, mieszczący się w niewielkiej, eleganckiej willi. Kazano nam zostawić broń i zwierzęta i wpuszczono do gabinetu. Szara Dłoń siedziała z dwoma ochroniarzami, każdy z nich trzymał kuszę gotową do strzału. Cała trójka wyglądała na mocno zmęczonych. Ponieważ Salazar uznał wcześniej że najlepiej będzie jeśli wystąpi w roli ochrony przedstawiłam tylko siebie. Orczyca była nieufnie nastawiona, a kiedy wyjęłam zwój i go jej podałam ochroniarze natychmiast wymierzyli do mnie. Zachowałam całkowity spokój szczerze opowiadając jej mój powód zainteresowania jej osobą.

- Dlaczego chcesz mi pomóc? – spytała nagle. – Chcesz pieniędzy? Przysługi?
- Nie. Jestem tutaj bo nienawidzę nieuzasadnionych mordów, agresji. Nie tylko ty się boisz o swoje życie. Wielu innych też czuje się zagrożonych. Jako Adept nie mogę przejść obok tego obojętnie. Nie chcę twoich pieniędzy, ani żadnej przysługi. Chcę tylko szczerych informacji, które doprowadzą mnie do osoby odpowiedzialnej za to, co dzieje się w mieście.

Szara Dłoń tylko pokiwała głową.

- Całkiem niedawno nastąpiła zmiana dowodzenia w półświatku. – zaczęła. – Jak się domyślasz, nie przebiegła ona pokojowo. Popierałam starego przywódcę i zapewne dlatego wydano na mnie wyrok śmierci. Nie obyło się bez rozlewu krwi i pewnie będzie on trwał nadal. Ale nie tylko u nas dzieje się źle. We władzach miasta też nastąpił rozłam. Wygląda to tak, jakby ktoś chciał nieźle namieszać jednocześnie na górze jak i na dole.
- Kto teraz rządzi półświatkiem?
- Na imię ma Althala ale każe na siebie mówić Królowa. To ludzka kobieta, choć wysoka jak elf. Jest w Jerris od niedawna ale ma pieniądze, kontakty, drogie przedmioty i wysoko postawionych sojuszników. Nieco pretensjonalna w sposobie życia.
- Czy można ją gdzieś spotkać? Zobaczyć?
- Nie wydaje mi się.
- Kojarzysz człowieka o imieniu Nolan?
- Tak. To prawa ręka mojego największego konkurenta, elfa, Arastosa. Też ma sieć zamtuzów.
- To Nolan zabił twojego posłańca.
- Sukinsyn! Mogłam się domyślić.
- Czy możesz mi zrobić listę zamtuzów, które należą do ciebie i tych należących do niego?
- Oczywiście.
- W takim razie nie będę ci zabierała więcej czasu. Jeśli dowiesz się czegoś nowego, będziesz miała jakiekolwiek informacje, które mogłyby mi pomóc, przekaż je Noir, czyli krukowi. Wyślę go do ciebie w południe, każdego dnia.
Skinęła głową.
- Dziękuję Szara Dłoń. Uważaj na siebie i postaraj się odpocząć. Potrzebujesz tego.

Zabraliśmy swoją broń i zwierzęta i udaliśmy się do karczmy. Wreszcie miałam czas zameldować się w „Gwiezdnym Krysztale.” Miriel prosiła żebyśmy się tam spotkali jak wszystko pozałatwiamy. Miałam tylko nadzieję, że uda nam się dotrzeć do karczmy bez dodatkowych przygód.

Tymczasem, na drugim końcu miasta, Miriel i Bum zdobywali informacje. Bum dowiedział się, że Iskra będzie prawdopodobnie w Jerris za tydzień oraz pobawił się w barmana zaś Miriel uzyskała informacje gdzie znajduje się arena (pół km na wschód za miastem, w niewielkim zagajniku) i kiedy odbędzie się następna walka (za dwa dni). Ponieważ wyleciała z karczmy jak z procy i wyglądała jak wulkan, który zaraz wybuchnie, Bum zagadał ją o te nieszczęsne trolle, do których żywi tak głęboką nienawiść.
- Widziałeś tego trolla z blizną?
- No….
- Zabił mi ojca.
- O…
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Pierwsze ostrzeżenie

Wracając do karczmy wraz z Salazarem natrafiliśmy na Buma. Spytany o Miriel odparł tylko, że załatwia swoje sprawy a my mamy działać dalej. Nie uszliśmy daleko, gdy naszym oczom ukazał się Borgil, przeciskający się na swoim wierzchowcu przez tłum na ulicy.

- Borgil! – wrzasnął od razu Bum.
- Bum! Stary draniu! – ork podjechał do nas i zeskoczył na ziemię.
- Witaj Borgil. – uśmiechnęłam się. – Poznaj Salazara. To nasz towarzysz, z którym podróżowaliśmy od początku.

Wymieniwszy zwyczajowe uprzejmości i dowiedziawszy się, że nasz Kawalerzysta awansował w kręgach przyszedł czas na wytłumaczenie mu co robimy w Jerris. W tym celu musieliśmy go jednak zabrać do karczmy a to wymagało pewnych ryzykownych zabiegów.

- Musisz się wykąpać. – oznajmiłam.
- Co?! – ork popatrzył na mnie jakby mnie widział po raz pierwszy. – Przecież dopiero co się kąpałem.
- Czyli kiedy? – pociągnęłam nosem niezadowolona z wyniku oględzin wzrokowych.
- No…. Jak wskoczyłem do wodospadu pod klasztorem.
- Trzeba będzie ten proces powtórzyć. Co masz pod zbroją?
- Boję się sprawdzić.

Westchnęłam. Używając całego swojego sprytu przepchnęłam orka pod najbliższą łaźnię i kategorycznie nakazałam mu się porządnie wymoczyć. W międzyczasie kupiłam mu nowe, porządne ubranie. Bum poleciał w miasto a ja wróciłam do Borgila i Salazara, ten drugi, bez namawiania, także korzystał z uroków łaźni. Kiedy czekałam aż ork się ubierze podszedł do mnie młody krasnolud i przekazał mi wiadomość. Rozwinęłam niewielki pergamin. Równym pismem Szara Dłoń oznaczyła zamtuzy, swoje i swojego konkurenta. Schowałam zwitek. Gdy panowie do mnie dołączyli byłam zdumiona. Wykąpany, uczesany, pachnący i ubrany w nowe rzeczy Borgil wyglądał zupełnie inaczej. Moim skromnym zdaniem dużo korzystniej.

---

W tym czasie Bum przygląda się sklepikowi Wizgina. Jego zainteresowanie wzbudza pewien mag, który najwyraźniej para się zabezpieczeniami wszelakimi. Znudzony spokojem wraca do karczmy.

---

Zakwaterowałam się w „Gwiezdnym Krysztale” z Borgilem jako moim ochroniarzem. Szczęściem pokój dostaliśmy od strony stajni, więc mogłam przywołać zwierzęta przez otwarte okno. Ledwie zdołałam to zrobić gdy rozległo się pukanie do drzwi. Wszedł Salazar i oznajmił, że natychmiast musimy coś zobaczyć. Po drodze zabraliśmy Buma, który już zdążył wrócić i udaliśmy się do pokoju Miriel i Salazara. Na szafce nocnej stały przepiękne figurki, wykonane z kamieni półszlachetnych, przedstawiające mnie wraz ze zwierzętami, Miriel, Salazara, Buma i Durgola. O figurki stała oparta kartka. Poprosiłam Buma żeby spojrzał w przestrzeń astralną, czy nie ma w tym magii, a kiedy upewnił mnie, że nie, wzięłam kartkę. Było na niej tylko jedno zdanie, które wywołało mój uśmiech: „Piękne i kruche, jak żywot Dawcy Imion.” Przeczytałam ostrzeżenie na głos. Ktoś nam grozi. Tylko kto?

Wysłałam Salazara na dół, żeby zrobił awanturę, że ktoś wszedł do pokoju. Wrócił po kilkunastu minutach.

- I co? – zapytałam zaciekawiona.
- Twierdzą, że pół godziny temu była tutaj Miriel. Ponoć zapomniała hasła do zamka w pokoju, podali jej, weszła, została tam kilka minut po czym wyszła nie rozmawiając z nikim.
- Hm… - zamyśliłam się. – Dobry Złodziej albo Iluzjonista. Ciekawe, komu się chciało pofatygować do nas.

---

Tymczasem Bum, który znów nie mógł usiedzieć w miejscu, przekupił elfa zarządzającego w karczmie, podając się za przyjaciela Szarego, i uzyskał dostęp do pokoju martwego, bez żadnego nadzoru. Okazało się, że Szary miał całkiem spory rachunek w karczmie, nie uregulował go i zniknął.

---

- Raven. – usłyszałam w głowie głos Buma. – Zaraz wchodzę do pokoju Szarego.
- Idę. – odparłam i zwróciłam się do towarzyszy, którzy zajęli się właśnie smakowaniem trunków alkoholowych zostawionych w pokoju przez służbę. – Bum wchodzi do pokoju Szarego. Pójdę mu pomóc go przeszukać.

Skinęli tylko głowami znad pucharków. Chyba t’skrang i ork znaleźli wspólny język…

Dołączyłam do Buma. Weszliśmy do pokoju. Niewielki salonik, sypialnia, łazienka. Szary nie przepadał za porządkiem. Wszędzie leżały ubrania, rzucone niedbale drobiazgi. Metodycznie, kawałek po kawałku, zabraliśmy się za przeszukanie. Znalazłam maleńką kuszę wielostrzałową z kompletem bełtów i pierścionek, którego symbole skojarzyły mi się z ksenomancją. Bum zaś wyciągnął skądś sporych rozmiarów skrzynkę, metalową, obciągniętą skórą, okutą i zamkniętą na dwa solidne zamki. Zabraliśmy te trzy rzeczy i wróciliśmy do Borgila i Salazara.
Zdałam im relację. Salazarowi spodobała się kusza więc ją zatrzymał. Przywołałam Hator i zerknęłam na skrzynkę dzięki jej talentowi dostrzegania przestrzeni astralnej. Wewnątrz znajdowały się papiery. Zapewne jakieś dokumenty. Zamki zostały mocno zabezpieczone magicznie. Mogłam przypuszczać, że najmniejszy błąd podczas próby otworzenia i cała zawartość zostanie spopielona, przypuszczalnie wraz z otwierającym.

Oglądając przedmiot nie zwróciłam uwagi że Bum znów zniknął, za to zwróciłam uwagę, że wrócił – wietrzniak wpadł do pokoju taszcząc sporych rozmiarów linę, do której na coś lepkiego (miód) poprzyklejała się cała masa owadów. Zaczął ją mocować. Patrzyliśmy na to zdumieni. Borgil przesunął palcem pomiędzy owadami, po czym oblizał go mlaskając z zadowoleniem.

- Ej! – zaprotestował Bum. – Zeżarłeś najtłustszą muchę! Zostaw! To dla Szafir.

Ważki nie trzeba było zachęcać. Owady zniknęły w tempie ekspresowym a moja podopieczna krążyła wokół głowy wietrzniaka jakby czekając na kolejną porcję.

- I co z tą skrzynką? – zapytał zadowolony z siebie Bum.
- Wewnątrz są dokumenty ale jak zaczniemy majstrować przy zamku wszystko się sfajczy bo jest zabezpieczona ogniem.
- To trzeba otworzyć pod wodą. – oznajmił Borgil. – Pod wodą się nie spali.
- Ale się rozmoczy i nic z tego nie odczytamy. – odparłam machinalnie.
- No to ja nie wiem. – zasępił się ork.
- Tak się składa, że znam kogoś, kto mógłby to otworzyć. – oświadczył Bum.
- A jest lojalny? – zapytał Salazar.
- Nie wiem. Ale jak się zapłaci odpowiednio to będzie.
- Chcesz to taszczyć po mieście? – spytałam.
- Borgil będzie taszczył.
- No dobrze. – zgodziłam się. – Tylko to jakoś opakujcie.
- Po to kupiłem materiał. – uśmiechnął się Bum i faktycznie dostrzegłam sporą płachtę materiału leżącego przy drzwiach.

Zapakowali skrzynkę i poszli.

- Słuchaj Raven. – odezwał się Salazar. – Tak sobie myślę, że można by popytać na mieście, kto mógł zrobić takie figurki. Wyglądają na małe dzieła sztuki, byle kto tego nie wyrzeźbił. Jakby się udało namierzyć twórcę to będziemy krok bliżej zleceniodawcy.
- Dobry pomysł. Bardzo dobry. – poparłam. – Zajmiesz się tym?
- Z przyjemnością.

Salazar złapał figurkę przedstawiającą jego samego i wyszedł. Wysłałam z nim Noir, żeby miał go na oku a sama zagłębiłam się w notatkach starając się uporządkować sobie dodatkową wiedzę.

---

Bum i Borgil poszli do sklep,u widzianego wcześniej przez wietrzniaka, maga. Miły pracownik obejrzał skrzynię.
- Widzę, że będzie musiał się tym zająć sam mistrz. – oznajmił.
- Nie ukrywam, że zależy nam na czasie. Potrzebujemy tego… powiedzmy, że na wczoraj. – odparł Bum. – rozumie pan, ekspresem.
Mężczyzna wyjął jakiś notatnik.
- Mogę panów wpisać na… za dziesięć dni. – uśmiechnął się patrząc wyczekująco.
- Za dziesięć dni to nie jest na wczoraj. – zafrasował się Bum.
- Ale to jest ekspresem. Proszę mi wierzyć. To najwcześniejszy termin.
- Weź mu ten ekspres przyspiesz jakoś finansowo bo mu zaraz przyp…lę! – warknął Borgil.
W końcu został wezwany właściciel zakładu, który po ostrych negocjacjach cenowych zgodził się spróbować otworzyć skrzynkę za dwa dni. Panowie przystali na ten termin, wzięli kwit, uiścili opłatę i wrócili do karczmy.


----

Salazar podpytał najpierw zarządcy karczmy o jubilera, który mógłby zrobić taką figurkę i uzyskał informacje, że tylko Gildia Jubilerów ma tak wprawnych rzemieślników. Poszedł więc na miasto i zaczął chodzić od sklepu do sklepu. Większość zapytanych twierdziła, że zrobiłaby coś takiego na zamówienie ale żaden nie przyznał się do wykonania tej figurki. Wszyscy patrzyli na figurki z widoczną złością, że coś tak pięknego krąży po Jerris i nie pochodzi spod ich palców. T’skrang zorientował się, że jest śledzony ale chodzący za nim szpieg zauważył, że jego pozycja jest spalona, więc się ostentacyjnie oddalił. Niezadowolony Salazar wrócił do Gwiezdnego Klejnotu.

---

Jak tylko panowie zdali relację ze swoich poczynań zaczęliśmy się zastanawiać jaki powinien być nasz następny ruch. Optowałam za dostaniem się do Nolana i przesłuchaniem go. Nie miałam szansy tego zrobić po morderstwie bo mi uciekł a wciąż mam wrażenie, że jego wiedza może nam wiele rozjaśnić. Zwłaszcza, że teraz mamy Borgila, o którym nasi wrogowie jeszcze nie wiedzą, więc zwabienie zabójcy w pułapkę powinno być łatwiejsze.

- A nie możemy tak po dobroci, dla odmiany? – zapytał nagle Bum.
- To znaczy jak? Grzecznie go zapytać co wie? – popatrzyłam na wietrzniaka z powątpiewaniem.
- Spróbujmy go podkupić. Przecież obsydianin mówił, że kasa nie gra roli.
- I myślisz, że tak zwyczajnie zdradzi swojego pracodawcę?
- Może Arastos nie jest jego pracodawcą? Może to była jednorazowa misja?
- Nie wydaje mi się. Szara Dłoń mówiła, że Nolan jest jego prawą ręką. Nie sprzeda nam przecież swojego szefa.
- To jak nie sprzeda damy mu miksturkę. – Bum uśmiechnął się szeroko.
- Jaką znowu miksturkę?
- Taką, po której będzie musiał mówić prawdę. Czy on jest therańczykiem? – spytał nagle wietrzniak.
- Nie, nie wiem, ale nie wydaje mi się.
- No to mu nie damy. – zasępił się.
- Czemu? Działa tylko na theran?
- Nie, ale później się umiera.

Zastanowiłam się przez chwilę.

- Wiesz co, może i masz rację. Spróbujmy po dobroci a jak nie zadziała to wtedy damy mu miksturę. W końcu gdybym go wtedy przy tej spelunie dorwała to raczej żywy by z tego nie wyszedł.

Klamka zapadła, więc Buma znów poniosło na miasto a ja usiłowałam Borgilowi wytłumaczyć jego misję. Nolan lubił siedzieć w zamtuzach, więc tam właśnie zamierzaliśmy wysłać orka. Oczywiście z zapewnieniem, że będzie mógł skorzystać z dobrodziejstw tego przybytku. Miał zasugerować Nolanowi, że pracuje dla kogoś bardzo ważnego i bogatego i ten ktoś szuka specjalisty do usunięcia problemu. Oczywiście miał też umówić spotkanie, w „Źródlanej”. Liczyłam, że Borgil zapamięta wszystko i zrobi to profesjonalnie.

---

Bum poleciał do Wizgina. Jak gdyby nigdy nic wleciał do sklepu i zaczął oglądać towar. W końcu nawiązał kontakt z samym Wizginem, który rozpoznał w nim Buma Złotoskrzydłego i tym chętniej chciał robić z nim interesy. Wietrzniak kupił jakiś dziwny eliksir siły (prototypowy) i dowiedział się, że Nolan będzie w „Szale Zmysłów” bo tam ostatnio najczęściej przebywa. Zadowolony Bum poleciał jeszcze do „Źródlanej” żeby załatwić nam ewentualne wsparcie w postaci Jergo.

---

Nadszedł wieczór. Bum został w karczmie, Borgil poszedł do „Szału Zmysłów” zaś ja i Salazar poszliśmy jego śladem żeby go pilnować. Zamtuz mieścił się w niepozornej kamienicy. Prosta brama prowadziła do kręconych schodów i dopiero na ich końcu ozdobne wejście informowało klienta gdzie się znajduje. Ork zniknął w środku a my rozpoczęliśmy obserwację. Schowani w ciemności bocznych ulic zastanawialiśmy się z Salazarem jak Miriel wytłumaczy się Altanaelowi z wydatków na zamtuz.

---

Borgil się zabawił, zlokalizował Nolana i pijąc z nim jakiś podejrzany bimber skusił go sporą sakiewką do przyjęcia propozycji rozmowy ze swoim „pracodawcą”. Nolan na miejsce spotkania wyznaczył „Gwiezdny Kryształ”. Następnego dnia wieczorem ma się tam odbyć występ znanego Trubadura, więc będzie tłum dawców imion, co gwarantuje mu, że nikt nie zrobi nic niewłaściwego. Po ubiciu interesu Borgil poszedł korzystać dalej.

---

Grubo po północy dostrzegliśmy wreszcie wychodzącego Borgila. Ork rozejrzał się, po czym ruszył w kierunku zupełnie nie wskazującym na „Gwiezdny Kryształ”. Początkowo myślałam, że chce zgubić ewentualny ogon, ale nie zauważyłam żadnego. Dopiero po kilkunastu minutach, gdy na horyzoncie pojawiła się „Źródlana” domyśliłam się jaki jest cel jego podróży.

- Borgil! – odezwałam się w mowie powietrza. – Jeśli zamierzasz tam siedzieć i pić do rana to podnieś obie ręce do góry. Pójdę wtedy spać.

Ork najpierw się wzdrygnął, rozejrzał nerwowo a później uniósł obie ręce, żeby za kilka chwil zniknąć w karczmie. Wraz z Salazarem udaliśmy się więc spać. Nie było sensu tkwić tutaj.

Ciemno jeszcze było kiedy poczułam jak Noir mnie dziobie.

- Raven! – wołał co chwilę. – Raven!
- Czego? – mruknęłam zirytowana. Zaledwie przecież zasnęłam.
- Raven słuchaj. – kruk machnął głową w kierunku okna.

Wytężyłam słuch i zdębiałam. Podbiegłam do okna. Ulicą szła cała wataha trolli, na czele z Jergo i Borgilem, drąc się w niebogłosy „Bum Złotoskrzydły naszym przyjacielem jest! Bum! Bum! Bum!”. Rycząc podeszli pod karczmę i zaczęli się szykować do rozpalenia ogniska. Ochroniarza dostrzegłam nieprzytomnego, jakiś troll właśnie obsikiwał drzwi do „Gwiezdnego Klejnotu” a mały oddział straży miejskiej leciał w noc po posiłki. Zobaczyłam jak Bum wylatuje z okna. Rozmawiał przez chwilę z Jergo i cała grupa ruszyła, nadal drąc mordy w niebogłosy, gdzieś w głąb miasta. Wróciłam do łóżka. Jutro sobie porozmawiam z Borgilem.

---

Bum przeniósł imprezę na statek należący do Jergo, gdzie cała kompania (prócz wietrzniaka) schlała się do nieprzytomności. Dobrze, że Bum pozostał trzeźwy, gdyż w toku imprezy padł nawet pomysł, żeby oddać salwę z dział ognistych…

---

Gdy koło południa okazało się, że Borgila nadal nie ma postanowiłam po niego iść. Wyczyściłam jego wierzchowca uznając, że mu się przyda. Napojony odpowiednią ilością alkoholu pozwolił mi się dosiąść, więc podróż do doków była nawet przyjemna. Bum chyba wyczuł, że jeśli zastanę orka nadal nieprzytomnego może się zrobić nieprzyjemnie, więc śmignął czym prędzej i postawił go na nogi zanim dotarłam do statku. Dzięki temu miałam okazję zobaczyć naszego Kawalerzystę jeżdżącego zygzakiem na duchowym wierzchowcu. Całkiem ciekawy widok. A miny przechodniów jeszcze ciekawsze.

Dopiero napojony piwem i usadzony w siodle Borgil był w stanie z nami rozmawiać. Kategorycznie zaprzeczył jakoby to on doprowadził trolle pod naszą karczmę, w ogóle zaprzeczył, że pod nią byli. Dobrze, że w tym alkoholowym amoku nie zapomniał nam przekazać gdzie się umówił z Nolanem. Chociaż przekaz „w jakimś gwieździstym czymś” nie był zbyt precyzyjny.

Po sutym śniadaniu zebraliśmy się znów w jednym pokoju, żeby ustalić plan na wieczór. Po rozważeniu kto się najbardziej nadaje do wcielenia się w pracodawcę Borgila doszliśmy do wniosku, że ja. Nolan mnie nie widział a jeśli nie wezmę ze sobą zwierząt i się inaczej ubiorę prawdopodobnie mnie nie rozpozna nawet, jeśli ma opisy nasz wszystkich. T’skrang byłby zbyt podejrzany a Bum… Cóż, ten wietrzniak nie da rady być anonimowy w Jerris ze swoim wyglądem. Salazar zasugerował żebym założyła coś KOLOROWEGO! Ta myśl mnie przeraziła. Ale po namyśle stwierdziłam, że t’skrang ma rację. Raven w kolorowej sukni nie pozna nawet jej własna drużyna a co dopiero wrogowie.

Poprosiłam ich żeby się zastanowili jak to rozegrać i udałam się na zakupy. Wybór był trudny. Co ja poradzę, że podobają mi się wyłącznie czarne suknie? Kolorowe są zbyt krzykliwe jak dla mnie. Musiałam się jednak na coś zdecydować. Miła sprzedawczyni powiedziała, że najlepiej do mnie pasuje czerwień, więc w końcu wyszłam z tobołkami zawierającymi nową suknię, buty, ozdoby do włosów i pasującą biżuterię. To będzie ciężki wieczór.

- No to jaki mamy plan? – zapytałam rzucając tobołki na łóżko. – Co ja mam mu powiedzieć?

Popatrzyłam po moich towarzyszach. Salazar wpatrzył się w okno, Borgil w pucharek a Bum udawał strasznie zajętego swoim plecakiem. Westchnęłam. Dyplomacja nie jest naszą najmocniejszą stroną.
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Porządki w półświatku i utracone wspomnienia

Wybiło południe więc, tak jak obiecałam, wysłałam Noir do Szarej Dłoni. Przy okazji sprawdzenia, czy ma jakieś nowe wiadomości postanowiłam zebrać informacje na temat Arastosa. Pomyślałam, że można się dogadać z Szarą Dłonią, żeby oddała mi swoje zamtuzy, jako ukrytej do tej pory właścicielce a ja, za pomocą Nolana, przejmę interes Arastosa dostając się tym samym w pobliże Królowej. Plan był ryzykowny ale miał szanse powodzenia.

Wysłałam Borgila spać i poszłam porozmawiać z Miriel i Durgolem, gdy nagle poczułam strach Noir. Rzuciłam się do drzwi, prawie tratując w nich Buma, krzycząc tylko, że Noir ma kłopoty. Wietrzniak minął mnie sprintem. Wystraszona, że nie zdążę krukowi na ratunek, wpadłam do stajni i wyprowadziłam wierzchowca Borgila. Wciągając na niego Miriel pomyślałam, że jak ork to zobaczy urwie mi głowę.

Najszybciej jak się dało popędziłam w kierunku miejsca, skąd nawoływał mnie Noir, ścigana pokrzykiwaniami wściekłych przechodniów, których jakimś cudem udało mi się nie stratować. Kiedy dopadłyśmy do jednego z zamtuzów, Rozkoszy dla Bogatych, drzwi były zamknięte a ze środka nie dobiegał żaden odgłos.

- Bum. – zawołałam w mowie powietrza. – Jesteś tam? Co się dzieje?

Zamiast odpowiedzi otworzyły się drzwi.

Weszłyśmy do środka z Hator u boku. Zamtuz wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Porozbijane meble, potłuczone szkło, częściowo rozwalone drzwi do następnego pomieszczenia, wciąż mocno trzymające się w futrynie i skulone pod ścianami prostytutki. Bum, z dumnie wypiętą piersią, patrzył groźnym wzrokiem na klęczącego na podłodze obwiesia, drugiego, za barem, jakaś trollica waliła po głowie czymś, co z daleka przypominało dzban, trzeci zaś stał pod ścianą z rękami uniesionymi do góry zerkając na uszkodzone drzwi.

- Co tu się stało? – spytałam zdezorientowana. – Gdzie Noir?
- Panowie przecenili swoje siły. – uśmiechnął się wietrzniak. – Dziewczęta, zwiążcie ich. Tylko porządnie.

Paniom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Z radością rzuciły się do wiązania czym popadnie i bynajmniej nie były delikatne. Bum w tym czasie obejrzał drzwi.

- Noir jest tam. – wskazał na wejście. – Ale nie otworzymy ich bez wysiłku.
- Kula ognia otworzy wszystko. – uśmiechnęła się Miriel i zaczęła tkać wątek.
- Raven – zwrócił się nagle do mnie Bum. – Czy ty uczyłaś Noir walczyć?
- Nie! – oburzyłam się. – Jeszcze by mu się jakaś krzywda stała. Skąd takie pytanie?
- Bo tam się mała potyczka odbywa i właśnie kogoś zaatakował.
- Miriel! Pospiesz się z tą kulą. – niemal spanikowałam.

Ognisty pocisk pomknął w kierunku drzwi. Wybuch rozerwał drewno i odsłonił nam kolejne pomieszczenie. Przewrócone stoły i krzesła, Szara Dłoń schowana za biurkiem i dwa pojedynki. Krasnolud, którego wcześniej widziałam jako ochroniarza Szarej Dłoni walczył z orkiem zaś elf, wyglądający jak złodziej, pojedynkował się z elfim Fechmistrzem. Noir leżał na ziemi obok pary elfów. Rzuciłam się na Fechmistrza a wraz ze mną Bum. W kilka sekund mężczyzna leżał na podłodze unieruchomiony. Elfi ochroniarz Szarej Dłoni zamierzył się na niego. Próbowałam go powstrzymać, elf musiał poczuć złość Władcy Zwierząt, którego pupila uszkodził, ale napastliwy złodziej najwyraźniej nie rozumiał słowa nie. Ogłuszył moją ofiarę i zaczął go spode mnie wyciągać, żeby go związać.

Ustąpiłam. Noir był pierwszy, później sobie porozmawiam z impertynenckim elfem.
Szybko opatrzyłam zwichnięte skrzydło kruka. Wzięłam go na ręce i rozejrzałam się.

- Dziękuję za pomoc. – odezwała się Szara Dłoń wstając zza biurka. – To Twoja drużyna Raven?
- Tak pani. To Miriel, nasza szefowa oraz Bum Złotoskrzydły. Tylko nasza trójka zdołała dotrzeć na czas. Co tu się stało?
- Ta dwójka podszyła się pod klientów. – wyjaśniła Szara Dłoń. – Kiedy przyleciał Noir rzucili się do ataku. To jest Findas. – wskazała na elfa, który wszedł mi w drogę podczas wymierzania sprawiedliwości. – Mój doradca. Musimy stąd zniknąć. Nie wiemy, czy ktoś nas nie obserwuje.
- Zejdźmy do piwnicy. – odezwał się elf. – Sprawdzę okolicę.

Szara Dłoń zagoniła dziewczyny do posprzątania lokalu a nas zaprosiła do ukrytej piwnicy. Idąc tam Bum obejrzał okolicę spojrzeniem astralnym i zauważył jakiegoś obserwatora. Wraz z Findasem poszli go przejąć. Tymczasem nasz więzień się ocknął i wreszcie mogłam sobie z nim porozmawiać bez dyszącego mi nad głową Złodzieja. Okazało się, że nasza sława rozeszła się już po mieście, bo widok Hator zadziałał lepiej niż jakiekolwiek zastraszanie. Elf obiecał nie sprawiać kłopotów, a kiedy Findas wrzucił do piwnicy czujkę, po którą poszedł z Bumem, wręcz stwierdził, że powie nam wszystko co chcemy wiedzieć. Zwłaszcza, że Złodziej ma mordercze skłonności, i dla przykładu złamał przywleczonemu człowiekowi nogę zaś przed Fechmistrzem zaczął rozkładać narzędzia tortur. Gdzie ja trafiłam?! Do Theran? Oczywiście starłam się z Findasem o jego metody, i mimo, że Szara Dłoń uznała mój plan za dobry i oddelegowała nam elfa do pomocy, czuję, że nie dogadam się z tym Złodziejem.

Fechmistrz spełnił obietnicę. Opowiedział nam o Królowej. To ona zleciła zabójstwo Szarej Dłoni zaś Fechmistrz wykonywał bezpośrednio jej rozkazy. Ponoć zabijać miał Arastos ale jego ludzie sobie nie radzą, więc Królowa straciła cierpliwość. Kobieta pochodzi prawdopodobnie z wyższych sfer. Dużo czyta, ma dobre maniery i jest szansa, że jest Adeptką. Wygląda niezwykle młodo, ale ma przy sobie dużo przedmiotów magicznych, więc jej wygląd może być modyfikowany lub być wynikiem iluzji. Stoi za nią ktoś spoza Jerris. Przybyła w towarzystwie kilkunastu osób, samych Adeptów, którzy traktują ją jak boginię. Dowiedzieliśmy się też, że zawsze chodzi z dwójką Adeptów, nie odstępujących jej na krok, elfim Wojownikiem, ósmego kręgu oraz krasnoludzkim Ksenomantą, także ósmego kręgu. Elf powiedział nam także, że właśnie dokonuje się zamach na innego członka półświatka, przyjaznego Szarej Dłoni, krasnoluda o imieniu Rudy, zajmującego się przemytem nielegalnych substancji. Pomocną wskazówką była także informacja, że Arastos nadużywa alkoholu zaś Królowa jest z niego coraz bardziej niezadowolona, bo jego skuteczność jest znikoma. To sprawiło, że w mojej głowie zaczął kiełkować nowy plan.

Przekonałam Szarą Dłoń, że potrzebny nam świadek, żywy, i poprosiłam o ukrycie Fechmistrza. Wspólnie ustaliliśmy, że orczyca umiera zaś jej zamtuzy przejmuję ja jako tajemnicza zwierzchniczka, która postanowiła się ujawnić widząc, co się dzieje z jej interesem. Udałam się do naszej karczmy, żeby się przygotować, zaś Miriel i Bum poszli z Findasem pomóc Rudemu, który, jak się szybko okazało po rewelacjach Fechmistrza, walczył o życie po zamachu. Poprosiłam ich, żeby spróbowali ustalić kto miał dokonać zamachu, bo jeśli zrobiła to szajka Arastosa Rudy powinien przeżyć – to będzie kolejny gwóźdź do trumny nieudolnego elfa w oczach Królowej.

Odstawiłam konia do stajni, nagrodziłam go sutym posiłkiem i ulubioną popitką, po czym poszłam się szykować. Czerwona suknia, o trzech półprzezroczystych falbanach obszytych czarną taśmą, ażurowych rękawach i obszyciach błyszczących maleńkimi kryształkami faktycznie zmieniła mój wygląd nie do poznania. Gdy jeszcze upięłam starannie włosy i przyozdobiłam je materiałowymi kwiatami nie poznałam samej siebie. Dołączyłam do Miriel i Durgola, prosząc jeszcze Buma o załatwienie mi odpowiedniej biżuterii od Altina. Miriel obejrzała mnie z uznaniem, co dodatkowo sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej zakłopotana swoim nietypowym wyglądem. Zwłaszcza, że Findas, zobaczywszy mnie, oznajmił że wyśle posłańca po suknie swojej byłej żony, wtedy dopiero zobaczę jak wygląda suknia księżniczki. Kto tego elfa uczył dobrych manier?!

Czekając na nadejście wieczoru przedstawiłam drużynie mój plan. Zamierzałam powiedzieć Nolanowi, że Arastos idzie na dno a on pójdzie wraz z nim, chyba że wystawi mi swojego szefa i pomoże przejąć jego zamtuzy. Wtedy będzie mógł pracować dla mnie i będzie bezpieczny, również przed Królową. Nie dane mi było dowiedzieć się, co na ten temat myślą pozostali ponieważ nagle Findas wyszedł i wrócił z wiadomością, że ktoś przejął jeden z zamtuzów Szarej Dłoni, „Podwiązkę.” Czas najwyższy pokazać kto teraz rządzi półświatkiem.

Zamówiłam dość wystawny powóz i z Miriel ruszyłyśmy do Podwiązki. Niedaleko od niej spotkałyśmy się z Findasem oraz Bumem, za którego plecami stało ośmiu Kryształowych Łupieżców z Jergo na czele. Trolle w ogóle nie wyglądały jakby wczorajsza pijatyka jakkolwiek odbiła się na ich samopoczuciu.

Po szybkim zwiadzie Buma okazało się, że w zamtuzie jest dziewięciu Dawców Imion z nowej władzy. Pięciu z nich było Adeptami, zaś czterech nie ale zostali solidnie wyposażeni w przedmioty magiczne. Od razu można było się domyślić, że to ludzie Królowej. Pewnym krokiem, z Miriel i Hator u boku, wkroczyłam do zamtuza pytając głośno, co się dzieje w moim lokalu. Tuż za mną, w milczeniu, weszli Łupieżcy i rozstawili się po bokach. Jeden z szajki, najwyraźniej jej szef, powiódł po nas zdziwionym wzrokiem.

- To, że Szara Dłoń nie żyje nie oznacza, że jej zamtuzy zostały bez opieki. – dodałam jeszcze. – Orczyca była jedynie moim pracownikiem. Każdy jej zamtuz należy do mnie.
- W tej sytuacji widzę tylko dwa wyjścia. – szef najwyraźniej odzyskał głos. – Możemy się na siebie rzucić. Wtedy zapewne zginie część was i pewnie my wszyscy, albo możemy sobie pójść i zapomnieć o całym zamieszaniu. – w jego głosie słychać było źle skrywaną wściekłość, bynajmniej nie skierowaną w naszą stronę.
- Nie zamierzamy się bić. – odparł Findas. – Możecie pójść w swoją stronę. Dopijcie spokojnie, nie spieszy się.
- Jestem Lenar. – szef wyraźnie się rozluźnił. – Dzięki ci panie za uprzejmość.
- Findas, miło mi, wykonuję jedynie rozkazy mojej pani.
- Lenarze. – zwróciłam się do nowo poznanego. – Jeżeli chcesz moje drzwi są dla ciebie, i twoich przyjaciół, zawsze otwarte. Potrzebuję do swojego interesu porządnych ochroniarzy. No chyba, że wolisz swojego obecnego pracodawcę…

Lenar prychnął zirytowany.

- Jeśli ona nie potrafi dać mi dobrych informacji na temat tego, co możemy zastać na miejscu, i nie była w stanie wiedzieć, że macie do pomocy Kryształowych Łupieżców, to ja nie chcę mieć do czynienia z takim pracodawcą. Rozważę twoją propozycję pani.
- Dziękuję. – skinęłam lekko głową. Kolejny cierń w stopę tajemniczej Królowej.

Załatwiwszy sprawę Podwiązki wróciliśmy do Gwiezdnego Kryształu. Miriel oznajmiła, że idzie coś załatwić, Bum gdzieś zniknął, Findas również. Postanowiłam nieco odpocząć, zająć się Noir, w którym poczucie dumy, że atakował złych bandytów walczyło z bólem zwichniętego skrzydła i niezadowoleniem z niemożności lotu. Poukładałam sobie w głowie co chcę powiedzieć Nolanowi, chyba nawet się zdrzemnęłam. Z zamyślenia wyrwał mnie Findas, który bezceremonialnie wpakował się do pokoju informując, że człowiek, który miał nas śledzić nie żyje zaś reszta szajki nie może znaleźć Miriel. Ponoć zniknęła w okolicy „Źródlanej” – tam znaleziono ciało chłopaka, który jej pilnował. Zrzucając z siebie elegancką suknię złorzeczyłam pod nosem. Tyle razy mówiłam żeby nie wychodziła sama, żeby się nie rozdzielać. Rankiem ktoś grozi nam śmiercią a kolejnego dnia Miriel łazi sama po mieście jakby nigdy nic. Złość na elfkę mieszała się ze strachem o jej życie, kiedy leciałam na dół, gdzie czekał już Bum i Findas. Zostawiłam wiadomość dla Nolana „Miejscówka spalona. Jeśli nadal jesteś zainteresowany spotkaniem - jutro o tej samej porze w Źródlanej.” Wzięłam tylko Hator i Łuskę i popędziliśmy w okolice karczmy.

Na miejscu znaleźliśmy kawałek sukni Miriel. Kierując się jej zapachem przeszłam zaledwie kilkanaście metrów, w sąsiednią uliczkę, gdzie zapach nagle się urwał. Powóz. Szczęściem Hator udało się złapać zapach wierzchowca. Mieliśmy nadzieję, że tego właściwego. Ruszyliśmy za zapachem. Po drodze dołączył do nas Jergo i dwójka jego towarzyszy, których wezwał Bum.

Trop wyprowadził nas za miasto, prosto pod willę Theomy Tadrausa, krasnoluda z Rady, o którym wiedzieliśmy, że współpracuje z Theranami. Zresztą, nawet gdybym tego nie wiedziała, rzut oka na jego posesję powiedziałby mi wszystko. Ogród patrolowali strażnicy ze zwierzętami ubranymi w identyczne obroże jak te w dżungli Serwos na krojenach. Krew się we mnie zagotowała.

- Ten krasnolud musi zginąć. – warknęłam do Buma i Findasa, przyczajonych tuż obok mnie.
- To członek rady. – zaoponował elf. – Jak tam wejdziemy i zrobimy masakrę będziemy wyjęci spod prawa.
- Masz mnie za idiotkę? – popatrzyłam na niego wrogo. – To, że mówię, że musi zginąć, nie oznacza, że rzucę się na niego jak jakaś kretynka. Zresztą, nie mamy szans. Za dużo straży, ślepo posłuszne zwierzęta. Trzeba by zdjąć im obroże ale tylko Th’arzzit potrafił to zrobić na odległość. Najpierw zwiad. Musimy się dowiedzieć czy Miriel tam jest.

Ciemności nocy zdecydowanie nam pomagały. Przesunęłam się na bok od domu. Poszukałam wzrokiem jakiegoś zwinnego zwierzęcia a kiedy w gałęziach zobaczyłam wiewiórkę przywołałam ją do siebie. Śliczny rudzielec był dość ufny żeby pozwolić na zapożyczenie swoich zmysłów. Przejęłam jej wzrok i wysłałam ją na drzewa w pobliże okien posiadłości. Po niedługim czasie dostrzegłam go. Starszawy, gruby krasnolud, w bogatych szatach, powoli przemieszczał się korytarzem w towarzystwie wysokiej kobiety. Za nimi podążał krasnolud w Ksenomanckich szatach oraz uzbrojony elf. To musiała być Królowa. Rozmawiali przez chwilę, po czym kobieta odeszła w głąb domu ze swoją świtą zaś gospodarz rozsiadł się wygodnie ze szklaneczką jakiegoś trunku.

Zostawiłam wiewiórkę i wróciłam do towarzyszy. Bum szukał jakiegoś włazu, czy ukrytego wejścia, zakładając, że skoro krasnolud ma obsesję na punkcie bezpieczeństwa, co było widać po ochronie posiadłości, i co potwierdził Findas, powinien mieć drugie wyjście. Niestety teren był duży, okolica zarośnięta więc przypominało to poszukiwania igły w stogu siana. Podjęłam decyzję. Przywołałam Łuskę, przejęłam jej wzrok i puściłam żmiję na posesję. To było jej pierwsze poważne zadanie. Miałam nadzieję, że będzie udane. Spacer Łuski był długi i wyczerpujący psychicznie dla mnie. Ogród i dom roiły się od dawców imion. Musiałam strasznie uważać, żeby nikt nie odkrył mojej przyjaciółki. Nie wiem ile czasu minęło zanim udało mi się dotrzeć do piwnic ale dla mnie trwało to wieczność. Dopiero tam wyczułam zapach Miriel. Kierując się nim Łuska wsunęła się do jednej z cel, zaopatrzonych w narzędzia tortur. Na podłodze zobaczyłam włosy Miriel, krew, jakieś inne wydzieliny. Ten widok mnie zmroził. O mały włos straciłabym kontrolę nad Łuską po tym widoku. Udało mi się jednak opanować i bezpiecznie wróciłam żmijką.

Pozwoliłam Łusce wrócić do rękawa i zapatrzyłam się w noc. Musiałam ochłonąć. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Bum coś mówi. Wietrzniak pytał o zwiad. Opowiedziałam im.

- Lecę do Altina. – oświadczył Bum. – I po Łupieżców.
- Ściągnę Szarą Dłoń i każdego Adepta, którego uda mi się znaleźć. – dodał Findas. – Jesteś pewna tego, co widziałaś?
- Tak. To był zapach Miriel. Jej włosy. Nie pomylę tego z niczym innym. Na Pasje… Jak bardzo ona musiała cierpieć…
- Działamy. Trzeba tam wejść w majestacie prawa.

Bum już zniknął. Findas przywołał chłopaka, który ciągle za nami chodził jako czujka i kazał lecieć po orczycę i wsparcie. Usiadłam w ciemności wpatrując się w dom. Moja nienawiść do therańczyków znów się obudziła i uderzyła we mnie pełną siłą. Dawcy Imion tego pokroju nie zasługują na życie.

- … znaleźli tą elfkę, przy wschodniej bramie, nie wygląda najlepiej. – wyrwało mnie z zadumy.
- Co on powiedział?! – poderwałam się z ziemi i przyjrzałam młodemu chłopakowi stojącemu przed Findasem.
- Twierdzi, że chłopaki znaleźli Miriel przy wschodniej bramie. Jest w bardzo ciężkim stanie.
- Bum! – niemal krzyknęłam.
- Co z nim?
- Poleciał do Altanaela, zapewne też ściągnie resztę Kryształowych. Trzeba go powstrzymać.
- Zajmę się tym. Leć do Miriel. Może potrzebować pomocy.
Zawahałam się.
- Mogę się kontaktować ze statkiem. – wtrącił się Jergo. – Idź.
- Prowadź. – rzuciłam do chłopaka i pobiegłam w noc.

Żadne słowa nie opiszą uczuć, które mną miotały kiedy zobaczyłam swoją towarzyszkę. Głowa ogolona, podarta suknia, krew w kącikach ust i śmiertelna bladość. Obejrzałam ją ostrożnie. Nie miała widocznych obrażeń, więc spojrzałam astralnie i przeraziłam się. Jej wzorzec był poważnie uszkodzony, talenty wyglądały na zablokowane zaś ogólny stan organizmu wskazywał no to, że nie zostało jej wiele życia. Nawet nie chciałam myśleć co mogło się stać gdybym przybyła za późno. Ostrożnie wlałam jej eliksir leczenia i poprosiłam o pomoc w transporcie. Durgol obejrzał bransoletę, którą Miriel miała na nadgarstku. Therańska robota. Częściowo zablokował jej magię ale na całkowite zdjęcie musieliśmy poczekać do rana.

Miriel nie przebudziła się tej nocy. Rankiem, prowadzeni przez Buma, zabraliśmy ją do maga, u którego znajdowała się nasza skrzynia zdobyta u Szarego. Czarodziej aż gwizdnął z podziwu kiedy zobaczył przedmiot. Powiedział nam, że to eksperyment. Przedmiot owiany legendą, którego istnienie do tej pory było nie potwierdzone. Ponoć tworzą je Denairastasi ale jak do tej pory nikt nie przeżył żeby móc opowiedzieć o tych eksperymentach. Mag oznajmił, że spróbuje zdjąć bransoletę, w zamian chce ją zatrzymać. Zgodziliśmy się.

Nie mogłam stać tam dłużej. Poprosiłam Findasa żeby mnie przebrał i ruszyłam do naszego pracodawcy. Elf poszedł ze mną prowadząc mnie ulicami, na których były największe szanse pozostać niezauważonym.

Drzwi otworzył mi wyraźnie zdenerwowany Altin. Zresztą Altanael także nie wyglądał na zachwyconego. Fałszywy alarm Buma obu panów wyprowadził z równowagi. Natychmiast przeprosiłam. Opisałam im wszystko, czego się dowiedzieliśmy, czego doświadczyliśmy, co widziałam w domu radnego. Opisałam stan Miriel. Słuchali z rosnącym zdumieniem. W końcu Altanael odparł, że rozumie teraz nasze zachowanie, że bardzo mu przykro. Tarif pocieszył mnie nieco, oferując pomoc w naprawie wzorca Miriel. Niestety zapewne jej mózg został przeskanowany i nie będzie niczego pamiętała. Dałam mu do obejrzenia także pierścień Szarego. Okazało się, że jest to także dzieło rodziny panującej w Iopos i stanowi znak rozpoznawczy. To mogło nam się przydać.

Kiedy wróciłam do karczmy Miriel wciąż spała. Czuwał przy niej Durgol, więc dołączyłam do niego. Dopiero po godzinie nasza przywódczyni powoli się przebudziła. Powiodła po nas nieprzytomnym jeszcze wzrokiem.

- Co z wioską? – spytała nagle. – Z Horrorem? Gdzie jesteśmy?

Ze łzami w oczach, starając się brzmieć uspokajająco, opowiedziałam jej o powrocie do szkoły, szkoleniu i nowym zadaniu w Jerris. Napomknęłam o tym, co jej się przytrafiło, i że mamy znajomego, który trochę jej pomoże.

- Kupimy ci ładny, kościany grzebień na pocieszenie. – wtrącił Findas z głupim uśmiechem. – I jakąś ładną peruczkę…

Pasje mi świadkiem, że zużyłam ostatnie zasoby silnej woli i opanowania, żeby nie przeorać mu pazurami tej jego elfiej buźki! Powstrzymałam się jednak i wyrzuciłam go za drzwi, ze wsparciem Miriel, której początkowa dezorientacja została zastąpiona przez złość na skutek słów elfa.

Pozbywszy się pozbawionego elfiej szlachetności i dobrego wychowania Złodzieja pomogliśmy Miriel się ubrać. Bum dał jej flakonik z jakąś cieczą.

- To od mojej przyjaciółki. – powiedział wyraźnie zatroskany. – Szybciej ci odrosną. Choć i bez nich ci ładnie.

Jak to jest możliwe, że w tak maleńkiej istocie mieści się tyle współczucia i empatii a nawet jej kropla nie znalazła sobie miejsca w impertynenckim elfie?

Zawieźliśmy Miriel do Tarifa. Pomógł jej na tyle, na ile umiał, pocieszając, że powoli pamięć będzie wracała. Postanowiliśmy więc opowiedzieć jej ostatnie wydarzenia ze wszystkimi szczegółami, żeby było jej łatwiej. Może nasze słowa pomogą jej w odzyskaniu wspomnień.
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Spotkanie ze śmiercią

Po odpoczynku Miriel oznajmiła nam, że jej pamięć powoli wraca do poprzedniego stanu. Ostrzegła, że mimo iż ona sama stawiała opór oprawcom to jednak magią udało im się wyciągnąć z jej głowy wszystkie informacje dotyczące nas i naszego planu. Od razu przed oczami stanęła mi skrzynia Szarego.

Błyskawicznie podjęliśmy decyzję, że trzeba chronić maga. Bum poleciał po trolle a reszta ruszyła po skrzynię. Miriel została u naszego zleceniodawcy mówiąc mi, w mowie powietrza, że bezpieczniej będzie dla nas jeśli nie opuści domu. Wracałam więc jedynie z Durgolem, gdyż Salazara gdzieś poniosło, gdy w połowie drogi natknęliśmy się na Borgila. Ork przetrzeźwiał na tyle, że postanowił nas poszukać. Szybko wyjaśniliśmy mu cel naszej wędrówki i zabraliśmy go do maga, po drodze zgarniając Buma z ośmioma Kryształowymi Łupieżcami. Niestety wietrzniak nie miał dla nas dobrych wiadomości. Okazało się, że Jergo dostał jakiś ważny rozkaz i jest zmuszony odlecieć. Zostawił nam jednak tych kilku swoich braci do pomocy.

Uprzejmy uczeń początkowo usiłował nas spławić mówiąc, że pan pracuje i nie można mu przeszkadzać, ale ostre słowa o śmierci i asysta trolli sprawiły, że w końcu poszedł po swojego mistrza. Przeciągły krzyk chwilę później uświadomił nam, że już nie mamy tutaj czego szukać. Wpadliśmy do pomieszczenia. W zagraconej pracowni, na podłodze, leżał człowiek, nie dając znaku życia. Kiedy Durgol ruszył sprawdzić czy żyje usłyszałam ciche syczenie. W ostatniej chwili udało mi się zatrzymać krasnoluda. Tuż obok zwłok leżała żmija. Uniosła tułów i przygotowała się do ataku. Wydałam jej rozkaz znieruchomienia ale mimo, że moc zadziałała, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Zbyt wielką trudność mi to sprawiło. Przywołałam więc Hator i zerknęłam w przestrzeń astralną. Od razu zrozumiałam dlaczego było to tak trudne. Żmija nie była zwierzęciem a efektem czaru Ksenomanckiego. Znalazłam spory garnek, przykryłam gada i usiadłam na nim żeby mieć pewność, że nigdzie nie powędruje. W tamtej chwili czułam się strasznie zrezygnowana.

Nie minęło wiele czasu a w pokoju pojawiła się straż złożona z pięciu krasnoludów. Na pierwszy rzut oka było widać, że są to członkowie tej lepszej straży, wynajętej przez bogatszych i bardziej wpływowych mieszkańców. Nie ukrywaliśmy przed nimi powodu naszej wizyty ani wyniku oględzin ciała. Jedynie Bum próbował zwinąć notatki dotyczące naszej skrzyni ale go przyuważyli. Mimo to kapitan pozwolił mu spisać zawartość dokumentu więc upewniwszy się, że żmija na której siedzę rozproszyła się zabrałam się do przepisywania znaków magicznych, którymi posługiwał się mag. Przed wyjściem zerknęłam na portret, który tworzył jeden ze strażników na podstawie zeznań jednego z uczniów. Twierdzili oni, że mistrz miał gościa z artefaktem ksenomanckim, przyjął go w pracowni odsyłając wszystkich. Gość wyszedł po dłuższym czasie ale nikt mistrzowi nie przeszkadzał. Portret nie był zbyt dokładny mimo to bez trudu rozpoznałam na nim Ksenomantę towarzyszącego Królowej.

Wychodziliśmy właśnie gdy dołączyła do nas Miriel, eskortowana przez Salazara. Słysząc o śmierci maga t’skrang ucieszył się:

- Ha! Czyli wpadacie w kłopoty niezależnie od tego, czy z wami jestem czy mnie nie ma. – zakrzyknął uradowany.
- To raczej kłopoty wpadają na nas. – burknęłam niezadowolona z obrotu sprawy.

Nie mając lepszych pomysłów co ze sobą zrobić wróciliśmy do karczmy. Borgil, zorientowawszy się kiedy Miriel zdjęła chustkę, że elfka nie ma włosów postanowił także pozbawić się swoich, żeby jej nie było smutno.

Oczywiście Bum znowu gdzieś poleciał, zostawiając tylko notatkę, że „kombinuje wsparcie”, kompletnie za nic mając nasze prośby o nie rozdzielanie się w tej sytuacji, więc usiedliśmy w piątkę w moim pokoju i zaczęliśmy się zastanawiać co dalej. Chciałam zrealizować plan przekupienia Nolana ale Durgol upierał się, że to bez sensu. Poparła go Miriel pewna, że wrogowie nasi i tak już wiedzą o tym planie, bo czytali jej myśli. Byłam przekonana, że nie do końca, wszak pomysł z namówieniem Nolana na wystawienie swojego pracodawcy żebym mogła przejąć jego interesy narodził się we mnie już po wyjściu Miriel, więc moim zdaniem miał szanse powodzenia. Mniej więcej w połowie rozmowy przypomniałam sobie o naszym świadku i zdjęła mnie groza. Przecież Miriel wiedziała także o nim. A co jeśli Królowa dostanie się do niego i go zlikwiduje?! Był naszą jedyną szansą na zdziałanie czegokolwiek przeciwko niej i jej szajce. Szybko się przebrałam w elegancją suknię z zamiarem udania się do zamtuza w celu ustalenia czy on i Szara Dłoń są bezpieczni.

Dopinałam właśnie naszyjnik kiedy z zamyślenia wyrwał mnie głos Salazara.

- Ej, czy wy też to widzicie?
- No. – potwierdził Borgil.
- Co? – rozejrzałam się zaciekawiona.

Spojrzałam w kierunku, w którym patrzyli panowie, na drzwi wejściowe do pokoju. Spod drzwi wsuwał się ciemny kształt powoli nachodząc na skrzydło drzwiowe.

Patrzyliśmy zaciekawieni, w pierwszym odruchu nawet nie próbując atakować czy uciekać. Dopiero po chwili zdaliśmy sobie sprawę, że kształt przybiera formę humanoida, w dodatku zaopatrzonego w miecz.

Tego było już Salazarowi za wiele. Chwycił za szablę i rzucił się do ataku. Stwór błyskawicznie sparował cios, niemal idealnie naśladując ruchy t’skranga. To mi coś przypomniało. Sięgnęłam pamięcią do szkoleń i nagle w mojej głowie pojawiła się nazwa. Pożeracz. Istoty te to potężne konstrukty Horrorów, które uczą się mocy, które widzą. Potrafią w kilka chwil opanować talent czy czar i odpłacić używającemu dokładnie tym samym. Nie są zbyt żywotne ale zdecydowanie łatwiej je pokonać magią niż orężem. Słyszałam, że rozległe badania nad tymi istotami prowadziła rodzina Denairastas, w celu wykorzystania ich do walki.

- Miriel stój! – krzyknęłam wybijając elfkę z tkania wątków. – On się uczy naszej magii. Uciekajmy.

Miriel rzuciła się do okna, otworzyła je na oścież. Dałam Hator w pysk wciąż rannego Noir i kazałam skakać, sama starając się ubezpieczać odwrót słabszych członków drużyny. Salazar i Borgil atakowali zaciekle. Upewniłam się, że Miriel wylądowała na dole a Hator wraz z nią i odwróciłam się do reszty akurat żeby dostrzec potężny cios Pożeracza, który pozbawił t’skranga przytomności, a nawet byłabym skłonna powiedzieć, że życia.

Widziałam jak Borgil rozgląda się po pomieszczeniu jakby kogoś szukał a Durgol wyjmuje miecz Szarego. Nagle Hator minęła mnie w pędzie i zaatakowała konstrukt nie czyniąc mu większej krzywdy. Przeraziłam się. Byłam zdezorientowana. Dlaczego mnie nie posłuchała? Co się dzieje z tym kotem ostatnio? Krzyknęłam, żeby się wycofała a widząc lecący w nią cios skoczyłam przed nią, żeby przyjąć jego impet na siebie. Widząc co Pożeracz zrobił z Salazarem byłam pewna, że jeden atak rozerwie moją przyjaciółkę na strzępy. Nie myliłam się co do jego siły. Jednym atakiem konstrukt posłał mnie na podłogę w odległy kąt pokoju. Kątem oka dostrzegłam jak Hator znów wyskakuje przez okno. Krzyknęłam do niej tylko żeby została i skupiłam się na walce.

Borgil dosiadł duchowego wierzchowca. W pierwszym okrążeniu, korzystając z faktu, że Pożeracz zajął się mną, ork chwycił Salazara, podjechał do okna i cisnął przez nie t’skrangiem. W tym czasie Durgol w niecodzienny sposób postanowił użyć broni. Trzymając miecz za ostrze rękojeścią dotknął Pożeracza. Klątwa na broni uruchomiła się otaczając istotę błyskawicami. To był pierwszy cios, który zrobił na Pożeraczu jakiekolwiek wrażenie odrzucając fragmenty czerni na boki. Pojawiła się w nas nadzieja.

Borgil przeszedł do szarży, Durgol uderzał jelcem a ja, nie wstając z podłogi, zaczęłam ranić go czarami. Zobaczyłam jak Borgil pada nieprzytomny po kolejnym ciosie i nadzieja uleciała błyskawicznie. Nagle zza uchylonych drzwi usłyszeliśmy krzyk Miriel.

- Padnij!

Posłuchaliśmy instynktownie. W Pożeracza pomknęła kula ognia. Wybuch wstrząsnął budynkiem a każdy fragment konstrukta, który podczas walki upadł na podłogę, meble lub ścianę, zaczął się palić. Płomienie rozchodziły się bardzo szybko. Złapaliśmy Borgila i wyciągnęliśmy z pokoju.

- Salazar! – krzyknęłam pędząc do stajni, na którą, miałam nadzieję, rzucił go Borgil.

Moi towarzysze nie podążyli za mną. Bardziej niż t’skrang interesował ich pożar, który gasiła już cała karczma.

Znalazłam Salazara na kopce siana. Deski na dachu nie wytrzymały jego ciężaru i wpadł do środka. Nie oddychał. Wciągnęłam go na grzbiet wierzchowca Borgila, zabrałam zwierzęta i popędziłam do naszego zleceniodawcy licząc, że uzyskam jakąś pomoc dla przyjaciela.

W międzyczasie Bum wraca do karczmy (rychło w czas), Borgil odzyskuje przytomność i zaczyna dopytywać o Salazara i Raven, pojawia się Iskra, mistrzyni Buma. Borgil idzie do stajni, gdzie odkrywa, że zniknął Salazar, wierzchowiec Borgila oraz zwierzęta Raven. Rozkazem empatycznym przywołuje konia, ale rezultat przywołania (krytyczna porażka)jest daleki od zamierzonego. Koń pędzi przez miasto tratując po drodze stragany i roztrącając ludzi. Ogromny łut szczęścia sprawia, że nie zostaje zastrzelony przez wściekłą straż. Borgil dowiaduje się, że Raven jest w posiadłości Altanaela więc tam udaje się drużyna.


Ledwo udało mi się ułożyć Salazara w korytarzu rezydencji i zdać relację Tarifowi gdy koń Borgila rzucił się w szalony bieg w kierunku miasta. Domyśliłam się, że Kawalerzysta musiał go przyzwać, więc nie powstrzymałam zwierzaka, nie był mi już potrzebny. Mój gospodarz oznajmił, że ma jeden eliksir ostatniej szansy ale jego użycie musi poważnie rozważyć. Zważywszy na fakt, że to obsydianin obawiałam się, że to rozważanie potrwa o wiele za długo.

Usiadłam na podłodze w korytarzu. Już nie miałam na nic siły. Zadane rany bolały, śmierć towarzysza powodowała smutek zaś utrata skrzynki zniechęcenie. W mojej głowie zrodziło się pytanie „dlaczego teraz?” Czemu w biały dzień, w ludnej karczmie atakuje nas konstrukt Horrora? Co spowodowało, że Królowa przestraszyła się nas tak bardzo, że postanowiła nas wykończyć za wszelką cenę tu i teraz?

Nie dane mi było zastanowić się dłużej nad odpowiedzią na te pytania, bo w otwartych na oścież drzwiach stanęła moja drużyna w towarzystwie Iskry. Wietrzniaczka rzucała się w oczy z daleka. Wyższa od Buma o długich, niebieskich włosach, z których przy każdym gwałtowniejszym ruchu sypały się błękitne iskierki. Uzbrojona po zęby, zbroję wycięła jeszcze bardziej absurdalnie niż Bum, żeby odsłaniała jak największą ilość tatuażu. A ten był, muszę przyznać, imponujący. Przedstawiał bowiem całą mapę Barsawii, a także jej dalszych okolic, z zaznaczonymi najważniejszymi miejscami oraz dodatkowymi notatkami z miejsc, które zapewne odwiedziła właścicielka. Towarzyszką Iskry były dwa irbisy o idealnie białym futrze.

Pięćdziesiąt centymetrów żywej energii imprezowej zrobiło by pewnie na mnie wrażenie gdyby nie to, że właśnie w tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że dziwne zachowanie Hator może mieć związek z Borgilem, który przecież wielokrotnie usiłował się dogadać z krojenem a jako Kawalerzysta potrafi nawiązywać więź ze zwierzętami.

Jakimś skrawkiem świadomości zarejestrowałam, że Iskra oddała Salazarowi swój eliksir ostatniej szansy, dzięki czemu chwilę później t’skrang był z nami z powrotem. W zamian za to zażyczyła sobie „imprezy jakiej Jerris jeszcze nie widziało” po wypełnieniu naszego zadania.

- Borgil. – zapytałam nagle bo nie dawało mi to spokoju. – Czy to ty kazałeś Hator wrócić do walki kiedy wyskoczyła z pokoju?
- Nieeee. – zaprotestował ork nawet się nie zastanawiając nad odpowiedzią.
- Jesteś pewny? Tylko ciebie mogłaby posłuchać. To nie było naturalne, że wskoczyła mimo, że kazałam jej zostać.
- Raven to nie jest dobry moment. – próbowała mnie uspokoić Miriel.
- To jest idealny moment. Ona mogła tam zginąć! To coś zabiło Salazara jednym ciosem.
- Ale nie zginęła. – skwitował Borgil.
- Ale mogła! Nie po to trzymam ją z dala od walki, żeby mi ją ktoś na konstrukty posyłał!
- Może ja zabiorę rannych i trochę wam ulżę dobrze? – wtrącił się Tarif. – Później się pokłócicie.

Troll zabrał Borgila i Salazara. Spojrzałam na Jerris zezłoszczona. Miałam już dość tego miasta.

- Hej… - Iskra zawisła przede mną. – Nie chcę się wtrącać ale nie bądź zbyt surowa dla tego orka. Fajny jest. Może ona zwyczajnie lubi sobie powalczyć, to przecież drapieżnik.
- Może i lubi. – mruknęłam. – Ale jej nie wolno. To moja przyjaciółka, nie mogę pozwolić żeby coś jej się stało. Co innego polowanie na jelenia a co innego rzucanie się na konstrukty czy Horrory.
- Nic nie bój. Przecież nic się nie stało. Będzie dobrze. No to żarty żartami – rozejrzała się – ale ja już lecę. Zajmijcie się swoimi obowiązkami a jak skończycie zabalujemy tak, że cało miasto o nas usłyszy.
- O ile do tego czasu będzie jeszcze istniało. – odparła Miriel.
- Właśnie - poparł ją Bum.

Jakby na potwierdzenie ich słów w oddali rozległ się potężny wybuch. Powietrze aż zawibrowało. Łuna ognia i dym pojawiły się w miejscu, gdzie jeszcze wczoraj stała rezydencja Theomy Tadrausa. Na niebie wisiał statek powietrzny, który raz po raz wypuszczał salwę w kierunku ziemi a chwilę później także w kierunku innych statków, które poderwały się od strony przystani miejskiej.

Spojrzałam na Buma, którego mina mówiła wszystko.

- Jeśli tam zginęły te niewinne zwierzęta… - zawiesiłam głos.
- Zwierzęta jak zwierzęta. – odezwał się za naszymi plecami głos Tarifa. – Mnie bardziej szkoda Dawców Imion ze statków. Przecież oni niczego złego nie zrobili. Wypełniają tylko swoje obowiązki. – popatrzył na nas uważnie. – Jak rozumiem, zupełnym przypadkiem, Kryształowi Łupieżcy właśnie bombardują dom Theomy?
- Na to wygląda. – skwitowałam. – Wiesz coś o tym? – zwróciłam się do Buma.
- Nie mam pojęcia. – zadowolony wietrzniak przyglądał się podniebnemu pościgowi z wyraźną satysfakcją.
- Doprawdy…

Patrzyliśmy jeszcze przez chwilę w tamtą stronę. Wiedzieliśmy, że trzeba będzie tam pójść ale każde z nas zwlekało. Nie było mi żal krasnoluda. Nawet jeśli nie zginął w ataku to właśnie stracił wszystko. Z drugiej strony nieodpowiedzialne zachowanie Buma po raz kolejny sprawiło, że zastanowiłam się nad sensem tej drużyny. Działając sobie za plecami daleko nie zajdziemy.

- Raven, a czy jak ja sobie myślę o Hator „gdzie ty jesteś” to może tak działać jakbym ją wołał? – odezwał się za moimi plecami opatrzony już Borgil.

Westchnęłam. Poczułam się zmęczona a dzień się jeszcze nie skończył…
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
Awatar użytkownika
Auraya
Ciupozka ch... zbója
Ciupozka ch... zbója
Posty: 160
Rejestracja: 08 lut 2015, 23:13
Lokalizacja: Buczek, gmina Poświętne n. Pilicą

Re: Earthdawn Kronika Przygód

Post autor: Auraya »

Nieoczekiwany gracz

Najłatwiej się wyciszam robiąc rytuał karmiczny. Usiadłam więc w ogrodzie, żeby w ciszy pomedytować, porozkoszować się brakiem zagrożenia i walki, uspokoić nerwy. Rytuał dobiegł końca a ja wciąż siedziałam na ziemi patrząc się w przestrzeń. Nagle tuż przede mną, na trawie, wylądował sokół. Przyjrzał mi się uważnie i skłonił głowę. Odkłoniłam mu się machinalnie. Przez głowę przemknęła mi myśl, że coś mnie strasznie latające zwierzęta lubią. Sokół wskazał na moje ramię. Zdziwiona zaprosiłam go gestem. Wylądował zgrabnie i dumnie zaprezentował swoje wdzięki. Pogłaskałam go odruchowo. Przyjrzałam się uważnie zastanawiając się, czy go przypadkiem w astralnej nie obejrzeć gdy znienacka odezwał się w mojej głowie głos Thar’zitta.

- I co się gapisz? Sokoła nie widziałaś?
- Thar’zitt? – na całe szczęście odruchowo odpowiedziałam także w mowie powietrza. – Co Ty tu robisz? Nie odmieniaj się na razie, dobrze? Musimy najpierw pogadać. Mogę pióro? – nie czekając na odpowiedź wyłuskałam jedno z luźniejszych piór. – Ciekawi mnie, czy zniknie jak się odmienisz. – zignorowałam dziwaczny skrzek ptaka, który chyba miał oznaczać „ała”.

Podniosłam się i ruszyłam z powrotem do domu, z sokołem na ramieniu. Miriel popatrzyła na mnie zdumiona kiedy weszłam.

- Nowe zwierzątko? – usłyszeliśmy głos Tarifa zanim zdążyłam wyjaśnić towarzyszom kim jest sokół.
- Tak… - odparłam z pewnym wahaniem.

Sokół znów zaskrzeczał dziwacznie, przekręcił łepek pod dziwnym kątem i zamachał skrzydłami niemal tracąc równowagę.

- Na Pasje! Thar’zitt! – niemal jęknęłam w mowie powietrza. – Zachowuj się.
- No co? Jestem sokołem! Tak się zachowują sokoły.
- Czy wszystko z nim w porządku? – dopytał Tarif patrząc na ptaka wyraźnie zaniepokojony. – Wygląda na chorego.
- Nie jest jeszcze oswojony i ma problem z gardłem.
- Na gardło najlepsze są ziarna pieprzu. – usłużnie poinformował mnie troll.
- Świetny pomysł. – pogładziłam sokoła po głowie. – Później go nimi napasę. Coś się stało?
- A właśnie. – Tarif jakby sobie przypomniał po co przyszedł. – Pan Altanael musi się pilnie udać na zebranie Rady. Zwołano je właśnie, w trybie nadzwyczajnym. Oczywiście udamy się z nim. Nie może się ruszać bez ochrony, więc pomyśleliśmy, że najlepiej dla was by było, gdybyście zostali w rezydencji. Rozumiecie, raz, że lepiej żebyście się nie pokazywali na razie na mieście a dwa, że posiadłości przyda się ochrona.
- Jak to nie pokazywać się na mieście? – niemal zakrzyknął Bum. – A misja?
- To zebranie… - troll zawiesił głos.
- Zebranie jest z naszego powodu. – domyśliła się Miriel.

Tarif tylko skinął głową.

Obiecaliśmy się nie ruszać z domu, poza szybkim wypadem po rzeczy Thar’zitta, które zostały w karczmie niedaleko, zaś do odzyskania naszych wykorzystaliśmy Altina. O ile jakieś uratowały się z pożaru. Do karczmy, w której zatrzymał się t’skrang poszłam sama z Thar’zittem i przez całą drogę miałam wrażenie, że mijani Dawcy Imion patrzą na mnie strasznie wrogo. W zasadzie byłam tego wręcz pewna.

Zabraliśmy się, w końcu, w jednym z przydzielonych pokoi i dopiero wtedy Thar’zitt mógł przybrać znów normalną postać, w szafie, żeby go ktoś nie dostrzegł z zewnątrz, i natychmiast zażyczył sobie solidną porcję jedzenia. Kiedy jadł wyjaśniłam mu całą sytuację, opowiadając wszystko ze szczegółami, zadowolona, że się pojawił w takim momencie, bo to jedyna osoba, której Królowa nie powiąże z nami. Natychmiast gdy zamilkłam Miriel postanowiła wyjaśnić z Bumem sprawę napaści trolli na dom radnego. Początkowo wietrzniak zapierał się, że nic o tym nie wie, żeby w końcu, pod presją wyraźnie wkurzonej elfki wyznać, że faktycznie, być może, wspomniał co nieco, że może dałoby się ostrzelać ową rezydencję.

- Czemu nam nie powiedziałeś od razu? – zapytała jeszcze Miriel.
- Bo się bałem! Bo ty zaraz krzyczysz…
- Bum. Jesteśmy drużyną. Musimy sobie mówić prawdę.
- W poprzedniej drużynie sobie mówiliśmy…
- I co? – dopytała elfka kiedy wietrzniak zamilkł.
- No i wszyscy nie żyją.

Fascynującą wymianę zdań przerwał nam powrót gospodarza. Od razu poszliśmy spytać, jakie są efekty obrad. Obsydianin oznajmił, że spotkanie obfitowało w niespodzianki. Na początku pojawił się nowy członek Rady. Tragicznie zmarłego krasnoluda zastąpił nowy szef gildii jubilerów, także krasnolud, Andaran Thag, który do tej pory pozostawał w cieniu.

Następnie głos zabrał Arval, komendant Straży Miejskiej, który uderzył w dramatyczne tony w swojej przemowie. Zwrócił uwagę na brak porządku w mieście, brak bezpieczeństwa obywateli i podkreślił pogorszenie tego stanu ostatnimi czasy. Odmalował miasto bezprawia, gdzie trolle atakują porządne lokale demolując je, gdzie adepci przywołują konstrukty Horrorów i tracą nad nimi panowanie (telepnęło mną na te słowa tak silnie, że aż Miriel zaczęła mnie uspokajać), gdzie dochodzi do zuchwałych kradzieży i mordowania zacnych obywateli w ich własnych domach.

Po tej kwiecistej przemowie, która wyraźnie trafiła do serc większości radnych, Alvar oświadczył, że zgłasza swoją kandydaturę na burmistrza. Jego program zawiera rekrutację silnej straży miejskiej, rozbudowę floty Jerris i, co ciekawe, wprowadzenie stanu wyjątkowego na trzy miesiące, żeby to wszystko wprowadzić w życie. Zasugerował wybory za trzy dni i natychmiast zyskał aprobatę przeważającej większości radnych.

Altanael był zaskoczony na równi z resztą. Do tej pory nikt nie podejrzewał Arvala o ambicje polityczne. Jednak mówił dokładnie to, co chcieli usłyszeć przerażeni patrycjusze. Udało mu się perfekcyjnie trafić do ich serc.

- W związku z zaistniałą sytuacją. – zakończył obsydianin. – Nie będę miał wam za złe jeśli zrezygnujecie z dalszego udziału w tej sprawie.
- Nie ma mowy! – aż wstałam. – Mordują, knują, nasyłają na nas konstrukty i zwalają za nie winę na nasze barki! Nie daruję im tego!
- Nie chiałbym mieć waszego życia na sumieniu. Większość rady i tak jest po stronie Alvara, nie mamy już szans.
- Nie no, nie zostawimy cię przecież z problemem samego. – odezwał się Bum.
- Nasze życie i tak już jest zagrożone. – poparłam wietrzniaka. – Mamy trzy dni. Coś wymyślimy.
- Musimy jakoś zburzyć zaufanie Dawców Imion do Alvara. – odezwał się Durgol. – Przecież to nie my jesteśmy odpowiedzialni za te morderstwa tylko ci, z którymi on współpracuje. Możemy zeznawać jak będzie trzeba. Mamy czyste ręce przecież.
- Czy są w Jerris Głosiciele Mynbruje? – zapytałam wchodząc Durgolowi w słowo, bo coś mi przyszło do głowy.
- Są. Oczywiście że są. – potwierdził gospodarz.
- A służą, tak jak w innych miastach, jako sędziowie? Gdyby odbył się proces mogliby pełnić funkcję sędziów?
- Myślę że tak. Czasem pełnią takie funkcje.
- Świetnie! – ucieszył się Durgol. – Wiemy kto zabił. Łapiemy Ksenomantę, stawiamy pod sąd, składamy zeznania, Głosiciele nas przesłuchują, jego przesłuchują i wszystko jasne! Udowodnimy naszą niewinność i tym samym zdyskredytujemy Alvara mówiąc, że my znaleźliśmy mordercę błyskawicznie a on zajmował się w tym czasie oczernianiem niewinnych. Jakby jeszcze Ksenomanta sypnął Królową, z którą pewnie Alvar współpracuje, to w ogóle byłoby miodnie.
- Trzeba to przemyśleć. – wtrąciła Miriel. – Najpierw potrzebujemy informacji.

Poprosiliśmy Altina żeby sprawdził dla nas teren willi Theomy oraz okolice sklepu maga, czy dużo straży się tam kręci, a sami udaliśmy się do pokoju na naradę.

Nie zdążyliśmy się porządnie zastanowić nad nowym obrotem sprawy, gdy do naszych drzwi zapukał Tarif i oznajmił nam, że do Buma przybył gość i życzy sobie rozmawiać z nim na osobności. Thar’zitt pod postacią sokoła wyleciał na ogród obserwować okolicę, Bum poleciał sprawdzić kto to a ja przekradłam się, żeby zerknąć na gościa spojrzeniem astralnym. Szybko tego pożałowałam. Elf, którego zobaczyłam w hollu, był obwieszony przedmiotami magicznymi, z których jeden miał go strzec przed analizą wzorca. Owszem, udało mi się dostrzec jego dyscypliny, a nawet, w przybliżeniu, kręgi, ale magia sowicie mi oddała, posyłając mnie na podłogę.

Okazało się, że to faktycznie dawny znajomy Buma i Thar’zitta, Fildar, ósmokręgowy Leśnik i czwartokręgowy Szpieg. Fildar jest postacią znaną w Barsawii, zabił wiele Horrorów i jest fanatykiem przedmiotów magicznych. Ponoć jest też niesamowicie bogaty i pracuje dla Imperium Therańskiego. Ta ostatnia informacja wyraźnie zszokowała Buma. Fildar przyznał się, że przez wszystkie lata znajomości oszukiwał przyjaciela. Przybył jednak do nas z ważnymi informacjami, gdyż wie w co się wplątaliśmy i może pomóc. Bum odłożył więc na bok, przynajmniej na chwilę, żywioną urazę a ja zaryzykowałam i pozwoliłam Fildarowi uleczyć moje rany, które zadał mi jego dziwaczny przedmiot.

Elf powiedział nam, że wywiad therański się niepokoi, bo Iopos próbuje im się zerwać ze smyczy i zaczyna robić dym. Królowa jest najprawdopodobniej Ksenomantką, możliwe też, że to młodsza z córek samego Uhla Denairastas, pana Iopos. Fildar zna też kryjówkę Królowej, to nie rzucająca się w oczy kamienica na obrzeżach, której adres chętnie nam podał.

Opowiedział nam także co nie co o Arvalu. To weteran wojenny, ochroniarz, Wojownik siódmego kręgu. Ma bardzo duże doświadczenie wojskowe, jest pedantyczny i najchętniej cały świat urządziłby jak jeden wielki obóz. Nie jest głupi ale podatny na manipulację. Jedyna biała plama na jego życiorysie to okres wizyty w Iopos. O tym okresie w życiu Arvala wiadomo tylko tyle, że był tym miastem zachwycony. W zasadzie nie ma się co dziwić. Ponoć w Iopos panuje władza absolutna rodziny rządzącej i nawet kichnąć na portret Uhla nie można bo grozi za to kara śmierci.

- To może, skoro wywiad therański jest tak dobrze poinformowany o wszystkim. – odezwał się milczący dotąd Bum. – Przeszukaliście już ruiny domu Theomy i wiecie co się w nich znajduje. Nie trzeba będzie tam latać.
- Nie. Nie interesowaliśmy się ruinami.
- Taaa… Jaki kraj taki wywiad. – burknął wietrzniak.
- Panowie chyba muszą sobie coś wyjaśnić. – zasugerowała Miriel.
- Tak. – poparł ją Fildar. – Bumowi należą się wyjaśnienia.
- To chodźmy na zewnątrz. – wspaniałomyślnie zgodził się Bum i obydwaj opuścili pokój.

Wrócili po kilkunastu minutach. Bum miał tak zadowoloną minę, że byłam pewna, że coś się święci. Uzgodniliśmy z elfem, że jeśli będziemy potrzebować pomocy albo informacji to się z nim skontaktujemy a tymczasem musimy się naradzić co dalej.

Dyskusja była burzliwa jak już dawno nie. Czas naglił a pomysłów mieliśmy jak na lekarstwo. Bum się uparł, żeby wystawić samego siebie jako żywą przynętę dla Ksenomanty Królowej i pojmać go, kiedy przyjdzie go zabić. Podstawową dziurą tego planu było założenie, że Królowa w ogóle się pofatyguje żeby go próbować zabić. Wszak za trzy dni odbędą się wybory, Alvar je wygra i jako marionetka Królowej będzie rządził jak ona mu każe. Moim zdaniem nie miała absolutnie żadnego interesu, żeby się teraz wychylać.

Zaproponowałam w zamian żeby porwać Alvara. Komendant jest dla niej cenny. Bez niego nie będzie wyborów, więc kobieta zapewne zrobiła by coś, żeby go odzyskać. Choćby nasłała Ksenomantę, co doprowadza nas do celu, czyli próby pojmania go. Ten pomysł nie spodobał się jednak Durgolowi. Argumentował, że jeśli jednak, jakimś cudem, okaże się, że Arval wcale nie współpracuje z Królową i nikogo po niego nie wyślą to grozi nam kara śmierci za porwanie komendanta straży (jakby już nam nie groziła… tyle że z rąk ioposów…).

Wymyślono więc nowy, idealny, plan czyli desant na siedzibę Królowej… Bez komentarza. Do mojej drużyny, po tym pomyśle, przestały trafiać jakiekolwiek argumenty. Oni naprawdę uważają, że mamy szansę wejść do kamienicy i pokonać magów z Iopos. Nawet ja słyszałam wielokrotnie legendy o magii tego miasta, o sile rodziny panującej, widziałam, kilka godzin temu, jak nasłany przez nich JEDEN konstrukt niemalże nas zmiótł. A oni chcą tam wejść i… w zasadzie to nie wiem co chcą dalej. Zabić Królową? Zabić Ksenomantę? Bo raczej żadne z nich nie da się pojmać i postawić przed sąd.

Absurdalność tego planu i niezachwiana pewność drużyny, że jesteśmy w stanie to zrobić sprawiły, że przestałam już słuchać dalszych rozmów. Z zamyślenia wyrwały mnie dopiero zachwyty nad Bumem. Zrozumiałam wtedy dlaczego wietrzniak wrócił z rozmowy taki zadowolony. Elf dał mu na przeprosiny szkicownik, który sprawiał, że to co się w nim narysowało stawało się na jakiś czas realne. Bum narysował siebie zupełnie zmienionego, z normalnymi skrzydłami, bez ogona, z czarnymi strąkami dredów na głowie. I taki właśnie stał teraz przed nami.

Dlatego kiedy Altin przyleciał z raportem, że ruiny nie są pilnowane przez straż, tylko przez kilku ochroniarzy wynajętych przez synów Theomy, zaś sklep maga też jest wolny od straży i działa normalnie, Miriel pozwoliła Bumowi, w towarzystwie sokoła Thar’zitta polecieć na zwiad.

Wrócili po godzinie, może nieco później. Bum obejrzał mieszkanie Alvara. Żyje skromnie, wręcz ascetycznie, ma tylko jednego ochroniarza. Posiada przedmiot magiczny, którego Bum nie był w stanie dokładnie zbadać, ale jest przekonany, że ma on pomagać w opanowywaniu się. Zajrzeli także do maga, gdzie nadal znajduje się bransoleta, którą Miriel miała na sobie oraz w ruiny, w których Bum dostrzegł skrzynkę, zawierającą wcześniej dokumenty Szarego, niestety pustą. Na koniec panowie obejrzeli sobie kamienicę, która jest siedzibą Królowej. Kamienicę obłożono zaklęciem, które zniechęca do podchodzenia do niej. Dostrzegli tam dwóch ochroniarzy i wchodzącego niskokręgowego Adepta.

Zaaferowani swoimi odkryciami, wspólnie z Miriel, uradzili po powrocie, że potrzebujemy zdobyć bransoletę, żeby móc nią unieruchomić Ksenomantę, oraz że musimy udać się do ruin i je przeszukać, bo może wyjęli dokumenty i schowali je w innym miejscu domu, dzięki czemu uda nam się je odnaleźć. Miriel skontaktowała się z Findasem a kiedy się zjawił poprosiła go o odkupienie bransolety i użyczenie nam jej do czasu złapania Ksenomanty. Jak sprawa się zakończy obiecała mu ją oddać, na co elf chętnie przystał, gdyż takiego cuda jeszcze nie posiadał w swojej kolekcji.

Findas odszedł a drużyna zaczęła się szykować do wizyty w ruinach. Na szczęście mogłam wcześniej skorzystać z usług jednego ze służących i zamówić sobie nowe ubrania, więc nie musiałam latać po mieście w strojnej, podartej sukni. Uważałam, że wyprawa do ruin nic nam nie da. Kto normalny wyjmuje dokumenty obciążające samego siebie z magicznie zabezpieczonej skrzyni i wkłada je do własnej szafy? I to dokumenty, za które zabił! Odnoszę wrażenie, że gubimy główny cel naszej bytności w Jerris i ganiamy jak pies za własnym ogonem zupełnie bez sensu.

Czas pokaże.

Drużyna zdecydowała, więc nie pozostało mi nic innego jak zostawić Noir w domu wraz z Szafir, gdyż kruk nadal nie może latać a ważka zbyt rzuca się w oczy i pójść wraz z nimi. Jakkolwiek uważam, że popełniamy błąd to jednak nie puszczę ich samych na pewną śmierć, jeszcze gotowi z tych ruin polecieć prosto do Królowej i przypuścić szturm na jej kamienicę…
Because, really, kill it with fire should be Your first reaction to a problem!

Zapraszam na mojego bloga: https://aurayablog.wordpress.com/
ODPOWIEDZ